poniedziałek, 19 listopada 2018

Jacek Bielawa "Kościelec"


Jacek Bielawa, Kościelec, Szczecin, Bezrzecze „Forma” 2018
„Wszyscy faceci, jakich znam, są jakoś tam nieobecni. Ale oczywiście udają przed sobą, przed swoimi dziewczynami, żonami, dziećmi i pracodawcami, że jest inaczej. A ty przynajmniej nie ściemniasz”.
Nieobecność to temat przewodni książki. Jacek Bielawa zabiera nas w świat czterdziestolatka zagubionego po rozstaniu z żoną. Przygnieciony poczuciem pustki mężczyzna próbuje w myślach poukładać swoje życie.
„Proszę państwa, oto zwalniam banderolę i puszczam w ruch pulę moich myśli. Kotłuje się w szklanym bębnie całe moje życie. Właściwie to kotłuje się kotłuje się w tej szklanej kanciapie, w której całymi godzinami przesiaduję. A teraz wyciągamy ten jeden szczęśliwy numerek. Ożeż ty! Znowu to samo. Ostatnio robię takie losowania a okrągło. I wiesz co? Jak bym nie losował, zawsze wypada na ciebie”.
Pierwszoosobowy narrator, Feliks, nawet nie musi się długo zastanawiać nad tym, jaki będzie temat przewodni jego rozmyślań, bo one same wracają do ojca. Nie jest to jednak zwykły rodzic. To postać owiana legendą sławy, geniuszu i uwielbienia ze strony porzuconej matki, o co dorosły Feliks ma do niej pretensje. Czy podobny żal miałby, gdyby matka rozwijała w nim nienawiść do ojca? Możemy się domyślić, że tak, ponieważ to poczucie smutku to wynik nieobecności rodzica, dziecięcej potrzeby skupienia na sobie uwagi. Problem polega na tym, że w jego przypadku jest to nieobecność dosłowna: został porzucony razem z matką przez genialnego ojca, którego zawsze stawiono mu za wzór w dążeniu do ideału w rozwijaniu talentu. Poczucie krzywdy było w nim na tyle silne, że zapragnął odciąć się od wszystkiego, co związane z ojcem. I tym sposobem zajmuje się sportem, a nie muzyką.
„Tylko nie wpadajmy w tani sentymentalizm”.
Życie Feliksa po rozwodzie toczy się wokół ciągłych rozmyślań dotyczących jego niepowodzeń, nieumiejętności nawiązywania stałej relacji, pecha w związkach. Dostrzega, że gdyby nie parę nieznaczących wydarzeń, parę innych decyzji jego los byłby inni i być może nie utknąłby sam ze swoimi myślami o swoich dokonaniach, porażkach, braku dzieci.
„Posiadanie własnych, biologicznych dzieci daje jednak złudzenie panowania nad światem. Ciągłość pokoleń, genów i naszego trwania”.
Męska niepłodność sprawia, że Jacek Bielawa sięga po biblijne i mitologiczne motywy i pozwala bohaterowi na dekonstruowanie ich przez pryzmat własnych doświadczeń oraz rozmyślań o tym, co pozostawi po sobie, zmaganiem z własną cielesnością, przemijanym życiem.
„Uważa, że potrafi robić wszystko, to co ja, tylko dwa razy lepiej. A niech sobie robi. Dzięki temu nie muszę chodzić jak ten koń w kieracie”
Poza przyjrzeniem się nieistniejącej relacji ojciec-syn i syn-ojciec oraz wynikającej z tego powodu pustki Feliks porusza ważne Genderowe problemy podziału ról społecznych, problemu przepracowywania się kobiet, ich ciągłej potrzeby udowadniania, że same zrobią lepiej: od mycia podłóg, przez wychowanie dzieci po prowadzenie biznesu. Jacek Bielawa podsuwa nam tu męskiego bohatera, który w imię świętego spokoju oraz z wygody nie podejmuje wyzwań. Miał na to czas wcześniej. Teraz może zwinąć się w domu w kłębuszek, zająć domem, zgłębić życie ojca, wejść w zakamarki jego przeszłości, nadrobić stracony czas.
„Nie przyjmuję tu facetów. Jakoś nie lubię. Oni podchodzą do tego całkiem inaczej, tak jakoś mechanicznie. Nie wkładają w to duszy. Chcą wyciągnąć z tego jak najwięcej. Wiem, bo sam tak robię po godzinach, gdy już nikogo nie ma na hali. No i samcom brak wdzięku. W grupie nie potrafią pracować. Tacy narcystyczni nieudacznicy, indywidualiści zasrani. Wiem to po sobie. Dziewczynom praca grypowa wychodzi znacznie lepiej. Motywują się nawzajem”.
Rozmyślania o ojcu to dla Feliksa pretekst do rozmyślań o różnicach i podobieństwach między kobietami i mężczyznami, nakładaniu się ich światów, ścieraniu przez odmienne biologiczne i kulturowe podejścia do nawet bardzo banalnych spraw.
„Życie faceta opowiedziane w trzech równoległych wersjach. Też bym sobie tak zrobił. I wybrałbym tę wersję z katastrofą lotniczą na końcu. Katastrofy lotnicze są teraz na topie. Kończy się czasem happy endem z nagrobkiem na Wawelu i pomnikiem w centrum stolicy”.
„Kościelec” Jacka Bielawy to opowieść o ważnych, przełomowych wydarzeniach w życiu mężczyzny w średnim wieku. Fabuła dość prosta, ale ona jest tu tylko pretekstem do pokazania rzeczy ważnych, uwypuklenia relacji międzyludzkich. Najważniejszy w książce jest język zwracający uwagę swoją żywotnością, płynnością i przeskokami. Kolejne tematy to następujące po sobie szczyty, na które z trudem się wspiął i z których nie zawsze rozciąga się zadowalający go widok. Wszystko jednak zawsze wraca do symbolicznego i dosłownego widoku na ojca: na jego mieszkanie w pobliskim wieżowcu wyrastającym spośród niskich budynków, aby nie dało się o nim zapomnieć. Codzienne obowiązki sprawiają, że nie ma czasu, aby sobie zaprzątać uwagę tym „widokiem”. Jednak rozstanie z żoną po wielu latach skłania go do przemyślenia nieistniejącej relacji z ojcem i partnerkami. Obserwujący i jakby podglądający pierwszoosobowy narrator to właściciel klubu fitness to mężczyzna sukcesu i porażek: zawodowo wiedzie mu się dobrze, ale gubi się w kulturowych oczekiwaniach wobec niego, we własnych oczekiwaniach wobec innych. Całość interesująca, wciągająca, zaskakująca i zachęcająca do przemyśleń.








Brak komentarzy:

Prześlij komentarz