Jacek Bielawa, Kościelec,
Szczecin, Bezrzecze „Forma” 2018
„Wszyscy faceci, jakich znam, są jakoś tam nieobecni.
Ale oczywiście udają przed sobą, przed swoimi dziewczynami, żonami, dziećmi i
pracodawcami, że jest inaczej. A ty przynajmniej nie ściemniasz”.
Nieobecność to temat przewodni książki. Jacek Bielawa
zabiera nas w świat czterdziestolatka zagubionego po rozstaniu z żoną.
Przygnieciony poczuciem pustki mężczyzna próbuje w myślach poukładać swoje
życie.
„Proszę państwa, oto zwalniam banderolę i puszczam w
ruch pulę moich myśli. Kotłuje się w szklanym bębnie całe moje życie. Właściwie
to kotłuje się kotłuje się w tej szklanej kanciapie, w której całymi godzinami
przesiaduję. A teraz wyciągamy ten jeden szczęśliwy numerek. Ożeż ty! Znowu to
samo. Ostatnio robię takie losowania a okrągło. I wiesz co? Jak bym nie losował,
zawsze wypada na ciebie”.
Pierwszoosobowy narrator, Feliks, nawet nie musi się
długo zastanawiać nad tym, jaki będzie temat przewodni jego rozmyślań, bo one
same wracają do ojca. Nie jest to jednak zwykły rodzic. To postać owiana
legendą sławy, geniuszu i uwielbienia ze strony porzuconej matki, o co dorosły Feliks
ma do niej pretensje. Czy podobny żal miałby, gdyby matka rozwijała w nim
nienawiść do ojca? Możemy się domyślić, że tak, ponieważ to poczucie smutku to wynik
nieobecności rodzica, dziecięcej potrzeby skupienia na sobie uwagi. Problem
polega na tym, że w jego przypadku jest to nieobecność dosłowna: został
porzucony razem z matką przez genialnego ojca, którego zawsze stawiono mu za wzór
w dążeniu do ideału w rozwijaniu talentu. Poczucie krzywdy było w nim na tyle
silne, że zapragnął odciąć się od wszystkiego, co związane z ojcem. I tym
sposobem zajmuje się sportem, a nie muzyką.
„Tylko nie wpadajmy w tani sentymentalizm”.
Życie Feliksa po rozwodzie toczy się wokół ciągłych
rozmyślań dotyczących jego niepowodzeń, nieumiejętności nawiązywania stałej relacji,
pecha w związkach. Dostrzega, że gdyby nie parę nieznaczących wydarzeń, parę innych
decyzji jego los byłby inni i być może nie utknąłby sam ze swoimi myślami o swoich
dokonaniach, porażkach, braku dzieci.
„Posiadanie własnych, biologicznych dzieci daje
jednak złudzenie panowania nad światem. Ciągłość pokoleń, genów i naszego
trwania”.
Męska niepłodność sprawia, że Jacek Bielawa sięga po
biblijne i mitologiczne motywy i pozwala bohaterowi na dekonstruowanie ich
przez pryzmat własnych doświadczeń oraz rozmyślań o tym, co pozostawi po sobie,
zmaganiem z własną cielesnością, przemijanym życiem.
„Uważa, że potrafi robić wszystko, to co ja, tylko
dwa razy lepiej. A niech sobie robi. Dzięki temu nie muszę chodzić jak ten koń
w kieracie”
Poza przyjrzeniem się nieistniejącej relacji ojciec-syn
i syn-ojciec oraz wynikającej z tego powodu pustki Feliks porusza ważne Genderowe
problemy podziału ról społecznych, problemu przepracowywania się kobiet, ich
ciągłej potrzeby udowadniania, że same zrobią lepiej: od mycia podłóg, przez
wychowanie dzieci po prowadzenie biznesu. Jacek Bielawa podsuwa nam tu męskiego
bohatera, który w imię świętego spokoju oraz z wygody nie podejmuje wyzwań.
Miał na to czas wcześniej. Teraz może zwinąć się w domu w kłębuszek, zająć
domem, zgłębić życie ojca, wejść w zakamarki jego przeszłości, nadrobić
stracony czas.
„Nie przyjmuję tu facetów. Jakoś nie lubię. Oni
podchodzą do tego całkiem inaczej, tak jakoś mechanicznie. Nie wkładają w to
duszy. Chcą wyciągnąć z tego jak najwięcej. Wiem, bo sam tak robię po
godzinach, gdy już nikogo nie ma na hali. No i samcom brak wdzięku. W grupie
nie potrafią pracować. Tacy narcystyczni nieudacznicy, indywidualiści zasrani.
Wiem to po sobie. Dziewczynom praca grypowa wychodzi znacznie lepiej. Motywują
się nawzajem”.
Rozmyślania o ojcu to dla Feliksa pretekst do
rozmyślań o różnicach i podobieństwach między kobietami i mężczyznami, nakładaniu
się ich światów, ścieraniu przez odmienne biologiczne i kulturowe podejścia do
nawet bardzo banalnych spraw.
„Życie faceta opowiedziane w trzech równoległych wersjach.
Też bym sobie tak zrobił. I wybrałbym tę wersję z katastrofą lotniczą na końcu.
Katastrofy lotnicze są teraz na topie. Kończy się czasem happy endem z nagrobkiem
na Wawelu i pomnikiem w centrum stolicy”.
„Kościelec” Jacka Bielawy to opowieść o ważnych,
przełomowych wydarzeniach w życiu mężczyzny w średnim wieku. Fabuła dość
prosta, ale ona jest tu tylko pretekstem do pokazania rzeczy ważnych,
uwypuklenia relacji międzyludzkich. Najważniejszy w książce jest język
zwracający uwagę swoją żywotnością, płynnością i przeskokami. Kolejne tematy to
następujące po sobie szczyty, na które z trudem się wspiął i z których nie
zawsze rozciąga się zadowalający go widok. Wszystko jednak zawsze wraca do symbolicznego
i dosłownego widoku na ojca: na jego mieszkanie w pobliskim wieżowcu wyrastającym
spośród niskich budynków, aby nie dało się o nim zapomnieć. Codzienne obowiązki
sprawiają, że nie ma czasu, aby sobie zaprzątać uwagę tym „widokiem”. Jednak rozstanie
z żoną po wielu latach skłania go do przemyślenia nieistniejącej relacji z
ojcem i partnerkami. Obserwujący i jakby podglądający pierwszoosobowy narrator to
właściciel klubu fitness to mężczyzna sukcesu i porażek: zawodowo wiedzie mu
się dobrze, ale gubi się w kulturowych oczekiwaniach wobec niego, we własnych
oczekiwaniach wobec innych. Całość interesująca, wciągająca, zaskakująca i zachęcająca
do przemyśleń.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz