Krzysztof Giedroyć, Przygody K, Szczecin „Forma” 2007
K lubi obserwować, przeżywać, doznawać, przetrawiać,
relacjonować, analizować i pisać. W tę postać może wcielić się każdy. Nie ma
ona ram płci. Przez większość książki K to bohater bezpłciowy, twór dziwny, bo
obserwujący z jednakową uwagą kobiety i mężczyzn. Można podejrzewać, że jest
ono kobietą, ale czy na pewno? Związek z dziewczyną, przekonanie o
heteroseksualności, wypowiedzi w formie męskiej pozwalają nam nadać płeć
postaci, która zostaje jej pozbawiona przez narratora. To sprawia, że K może
być szersze niż konkretny męski bohater. Może mieć podobne przemyślenia,
spostrzeżenia i przeżycia jak kobieta i mężczyzna. Płeć wydaje się tu umowna na
podstawie biologii i zachowań społecznych. Osoby nie wdrożone w te schematy
mogą patrzeć na K przez pryzmat tego, co wspólne dla obu płci.
W „Przygodach K” znajdziemy zwykłą codzienność w
mieście złączenia kultur, próby nawiązania jedności między nacjami i płciami.
Autor pozwala nam uzmysłowić sobie, że każdy człowiek mówi innym językiem, a w
imię dążenia do porozumienia zacieramy granice owych różnic, tak jak Ludwik
Zamenhof próbował zatrzeć różnice między członkami małej społeczności. Prosty i
jednolity język miał być lekarstwem na społeczne bolączki. Człowiek jednak nie
jest istotą szczerą, co najlepiej pokazuje rozmowa K z archiwistą pamiętników:
żaden nie chce się przyznać co tak naprawdę myśli. Szafowanie słowami, gry
słowne pozwalają na zachowanie twarzy.
„Przygody K” pełne są bohaterów, ważnych przemian
społecznych, zmian w życiu bohatera. Nie jesteśmy jednak poznać ich dokładnie.
Narrator i bohater podsuwają nam świat okrojony, widziany w danym momencie i
pękający jak bańka mydlana. Nawet opis domu nie może być idealny, bo zawsze coś
się pominie.
”Architekt coś sobie z trudem przypomina: jeden mój
stary profesor od przestrzeni nauczał, że pomiędzy rzeczami stoi przestrzeń, co
brzmi banalnie w ustach architekta, ale jedni się wpatrują w rzeczy i nie widzą
przestrzeni, jeszcze inni patrzą się i w rzeczy, i w przestrzeń, a jeszcze inni
uważają, że najważniejsza jest przestrzeń właśnie, z niej przychodzimy, do niej
wracamy. Dlatego przestrzeń tak cieszy, coś z niej dobrego wynika”.
W sztuce puste miejsca pozwalają ocenić wartość dzieła
i poziom odbioru adresata. Umiejętny widz i czytelnik sam uzupełnia i buduje
sobie fabułę. Tak jest i tu: narrator pozostawia bardzo duże pole do manewru
czytelnikowi.
Książkę polecam miłośnikom tekstów wzorowanych na
mowie swobodnie przeskakującej z tematu na temat. Interesujące spojrzenie na
świat pozwala na autorefleksję.