Maria Bigoszewska w swojej twórczości duży nacisk kładzie na kontakt z innym
człowiekiem. Zauważa, że narodziny otwierają cykl spotkań pozwalających na
uczenie się i dorastanie. I tak jest też w tym tomie. Życiorysy bohaterów lirycznych, osób poznanych
przez podmiot liryczny mogą być różnorodne, ale wszystkie sprowadzają się do
narodzin i świerci:
„Ale nikt nie był pozbawiony
dnia narodzin
jakkolwiek złe byłoby jego życie
lub śmierć” (*** s. 8)
Życie ludzkie obfituje w nieuniknione
relacje i idące za nimi emocje oraz zmiany. Wszystko płynie – jakby powiedział
starożytny filozof. Spotkanie jest najważniejszym doświadczeniem w życiu
każdego człowieka. Nie możemy od niego uciec. Napotkanie Innego to zderzenie z
innym człowiekiem, jego wizją świata, jego istnieniem sprawia, że z takiego
doświadczenia nigdy nie wychodzimy tacy jak byliśmy wcześniej. Kolejne relacje
determinują wcześniejsze doświadczenia, zaskoczenie zmianami, niemożność
godzenia się na nie. Spotkania to zmiany, płynące i zmienne doświadczenia,
ulotność chwili, którą staramy się łapać. Spotykamy ludzi na ulicach, w
sklepach, pracy, domu, szpitalu, tym samym budynku, bliskich, znajomych,
obcych. Wszyscy dostarczają nam różnych emocji i tylko pozornie wydają się nie
wpływać na nasze życie.
O tych różnych spotkaniach jest „Jeden
pokój”, „Wołam cię po imieniu” i „Złodziejska kieszeń”. W tomach tych
znajdziemy sporo nawiązań do klasycznych
tekstów kultury i przypominanie, że w każdym pokoleniu pojawia się miłość, rodzicielstwo, przyjaźń, sympatia, ale nie zabraknie też
złości, nienawiści. Z jednej strony podmiot liryczny doświadcza zdrady, a z
drugiej wierności. Wszystkie łączą ludzie i przemijalność oraz utrwalanie się w
cudzej pamięci. Poetka pokazuje bardzo ważną rzecz: nie ma spotkań bez emocji.
Człowiek i jego relacje z innymi to głównie uczucia wpływające na siłę
doświadczenia. I tak jest też w „Jednym pokoju” w którym emocje często są niezależne od intencji napotkanych osób, wynikają z naszych doświadczeń,
zaistnienia w świecie czy kondycji psychicznej:
„Czego tym razem chcesz,
stworzenie boże, teraz
kiedy nie stać mnie
nawet na strach?” (*** s. 9).
Zaistnienie staje się punktem wyjścia,
ale też etapem, kiedy matka i dziecko nie są jednym organizmem tylko osobnymi
bytami wzajemnie się doświadczającymi, uczącymi żyć obok siebie i ze sobą, aż
do odejścia tej drugiej osoby. Jedni mijają szybciej, inni są w naszym życiu
dłużej. Jednych zabierają inni ludzie, a innych śmierć. Każde takie odejście to
odmienne emocje zbudowane przez wspólne doświadczanie przemijalności,
gromadzenie kolejnych złych doświadczeń, kolekcjonowanie w pamięci rozpaczy:
„Jaki żal, kiedy dziecku pęknie
biały balonik. Jaki żal. Potem nic tak nie boli.
No, może samo życie.
Tyle życia do zdobycia. W milczeniu
tyle trwogi. Takie progi
wysokie. Kto kryje,
ja czy ty?” („Zabawa”, s 13).
Rozczarowanie życie zmusza podmiot liryczny do rozmowy z Bogiem przypominającym
rządy totalitarne:
„Boże, którego nie ma,
pomódl się za nami.
Nasze psy i koty. Pomódl się za konie
i za owce, nie tylko za tę zagubioną,
jaką odnajdzie pasterz
lub partia. Proś o wybaczenie nas,
wszystkie stworzenia
śmiertelne.
Choć co to da” (*** s .19).
Świat jest przytłaczający, bo pełen niedociągnięć, brzydoty, chorób, starości,
która jest męcząca i odpychająca i sprowadzająca człowieka do poziomu materii:
„To, co tu widzę, ciągle jest
moją matką. Ten bełkotliwy pień.
Ciało stoczone, opuchnięte,
nagie. Ale trwalsze niż rozum.
Nie do pojęcia.
nie do zniesienia, ponad
wytrzymałość
żywe” (*** s. 27).
W umieraniu nie ma nic pięknego ani wzniosłego. Życie z chorą osobą jest
trudne, ale też i przeżywanie żałoby nie należy do łatwych doświadczeń: „Karmiłaś
mnie, a teraz nie potrafię nawet/ złożyć cię w trumnę. Dzisiaj, kiedy nie
jesteś” („Urodziny. Przemyśl 1915” s. 28).
Poezja Marii Bigoszewskiej jest swoistym domaganiem się uwagi,
przetrwania w cudzej pamięci, żądaniem ciągłości istnienia także po śmierci. Jednak to istnienie przez pamięć
pozostaje obarczone emocjami każącymi patrzeć na innych przez pryzmat
ich cielesności, wkładu, ale też zaskoczenia ich stanem, strachu, że i podmiot
lityczny może tak skończyć: „kiedy umierał Pan T. nade mną, nad sufitem, było
głucho. / (...) Został tylko mój rak. (...) Ociąga się, (...) / Przeciąga się”
(„Zmiana pokoleniowa s. 31).
Wiersze są swoistą autorefleksją dotyczącą własnych relacji i odczuć wobec
napotkanych, spotkanych. Są to przemyślenia umieszczone na tle śmierci,
przemijalności, zmienności, nieuchronności losu i wielkiego wpływu własnego
zaangażowania w spotkanie z innym człowiekiem. Wyłania się z nich nieokreślona
nostalgia za tym, co już minęło.
„Jeden pokój” to poezja spotkania, otwierania się na
człowieka, emocjonalnego doświadczania go i przechodzenia różnych etapów w
ramach odmiennych ról społecznych. Nie zabraknie tu też tematu
osamotnienia wśród innych ludzi, poczucia braku zrozumienia i olśnieni, że sami
też nie zawsze pozwalamy sobie na to zrozumienie wobec innych, bo doświadczani
przez los tracimy siły, bo ciągle czuje się zagrożona regularnie pojawiającą
się w historii ludzkości eksterminacją. „Jeden pokój” to zbiór wierszy o
ludzkiej egzystencji, przemijalności, ulotności chwil. Ludzie ograniczeni są tu
czasem pojawienia i odchodzenia oraz przestrzenią, w której żyją. Każdy element
sprawia wrażenie bezsensownego i przynoszącego cierpienie, bo nawet szczęście
nie jest wystarczające:
„Szczęście? Jest męskie, żeńskie.
najczęściej bywa