Etykiety

piątek, 27 lutego 2015

Joanna Wing "Mgła z czerni i zła utkana"

http://wydaje.pl/e/mgla-z-czerni-zla-utkana
Wchodząc w świat stworzony przez Joannę Wing jesteśmy przekonani, że będziemy świadkami opisów bohaterki, która żyje, ale poza biciem serca nie wykazuje oznak życiowych. Wybrudzenie się ze śpiączki sprawia, że słyszy ona rozmowy na swój temat. To każe nam się zastanowić na ile osoby śpiące są świadome swego otoczenia i czy koniecznie należy je skazywać na śmierć, co przy nich mówić, jak im pomagać.
Po tej krótkiej chwili niemożności zapanowania nad ciałem bohaterka odzyskuje możliwość panowania nad ciałem. Jest obolała. Liczne rany zarówno te fizyczne, jak i psychiczne - nie pozwalają jej swobodnie funkcjonować. Od tej chwili jesteśmy wrzuceni do świata aniołów walczących z demonami i diabłami. Stawką są ludzkie dusze, które często goszczą dusze aniołów, które zbłądziły.
„Mgła z czerni i zła utkana” porusza bardzo wiele ważnych kwestii: gwałt, aborcje, zemstę, uprzedzenia, stereotypy, kobiet, miłości i szacunku wobec drugiej osoby. Pod maską lekkiego romansu Joanna Wing serwuje nam ważne problemy z przykładowym spojrzeniem na nie. Świat przestaje być tu czarno biały, zgwałcona kobieta łatwą i proszącą się o brutalne pieszczoty, wymagająca wobec jednej córki matka nie jest równie surowa wobec drugiej, zabijanie pod każdą postacią nie jest rozwiązaniem problemów, rozwiązywanie spraw prawnie niekoniecznie przynosi ulgę.
Powieść jest typową książką dla kobiet, ale ja życzyłabym sobie, aby sięgnęli po nią i mężczyźni. Zwłaszcza ci, którzy uważają, że coś takiego jak gwałt nie istnieje. Być może ukazanie przeżyć kobiety zgwałconej uzmysłowi im, że to bardzo trudne przeżycie, z którym trudno uporać się psychicznie i fizycznie (zwłaszcza, kiedy później następuje konieczność urodzenia dziecka, które jest owocem gwałtu).

stos Oli - luty 2015



Rośnie mi mała pilna czytelniczka czekająca na kolejne książki i czytająca ponad godzinę dziennie. W dni, w które nie mogłyśmy wyjść na spacer (szpital, zbyt duże przeziębienie) dzień toczył się wokół książek: pół godziny zabawy, pół godziny czytania i tak przez cały dzień. Tym sposobem podczas robienia miesięcznego podsumowania odkryłam, że mamy całkiem spory lutowy stos. Klika razy uratowały mnie audiobooki: „Pompon w rodzinie Fisiów” Joanny Olech i „Święty Jan Paweł II” Elizy Piotrowskiej. Pierwszy to świetna historia o mitycznym stworzeniu: smoku. Na pewno będę polowała też na książkę o Pomponie. Przygody tak zwariowanego zwierza trzeba mieć w domu.
W organizowaniu zabaw bardzo pomogły mi książki z wydawnictwa bis z pomysłami na origami oraz książeczki edukacyjne ze serii „Maluję –piszę ścieram” wydawnictwa AWM. Pierwsze pomagały nam w zabawach naśladowaniem, wyznaczaniem etapów, nauką radzenia sobie z papierem i klejem, co nie zawsze było łatwe, ale dzięki temu mamy ścianę oblepioną prawdziwymi arcydziełami. Drugie pomogły mi przyciągnąć córkę do wykonywania zadań przy stoliku. Wcześniej miałyśmy książeczkę z kartonowymi stronami z wydawnictwa Olesiejuk, dzięki czemu mogła bazgrać siedząc na łóżku. W przypadku tych się nie da. Wielkim plusem jest to, że można po nich mazać zwykłymi pisakami, czyli mamy do dyspozycji całą gamę kolorów, a nie cztery, specjalnie przeznaczone do tablic. Kolejną publikacją pomagającą w zabawach jest „Żabawny blok rysunkowy”Katarzyny Bajerowicz.

Z książek do czytania Oli najbardziej do gustu przypadły książeczki Nadii Berkane „Marysia”, Anety Noworyty „Strachy na Lachy”, Melanie Brockamp „Czerwony pociąg”, Zofii Staneckiej seria o „Basi” (Basia i urodziny w muzeum, Basia i kask, Wielka księga przygód, Wielka księga) , Piotra Olszówki „Kotek Mamrotek” i Petera Browna „Dzieci to koszmarne zwierzątka domowe”. Jest to bardzo dobra literatura dla przedszkolaków, które potrzebują łącznia obrazka i słowa.
Ja uległam urokowi książki Agnieszki Wiszowatej „Sam&Rico”, która niedługo pojawi się w sprzedaży. Piękna opowieść o przedszkolaku i jego miłości oraz wspólnych doświadczeniach przeżywanych razem z psem pozwoliły mi przenieść się w czasy dzieciństwa, kiedy i ja miałam swojego psa. Sam patrzy na świat przez pryzmat dziwnych zachowań rodziców, ich kolejnych kroków uczenia go samodzielności i grzeczności. Porównuje swoje doświadczenia do tych psich, ponieważ Rico również musi przejść solidną edukację. Moja córka kocha psy, więc i z czasem (kiedy kolorowe ilustracje nie będą tak ważne) na pewno częściej będzie sięgała po tę książkę.
Świetną książką dla uczniów szkół podstawowych jest opowieść Anny Garbolińskiej "O prawie rozmowy z użyciem głowy".Skąplikowana tematyka zostaje tu ubrana w lekki płaszczych opowieści o dziecięcych odkryciach i przemyśleniach oraz wyjaśnieniach dorosłych.
Inną książką, w której pies i chłopiec stanowią piękny nierozerwany duet jest pięknie ilustrowana opowieść Katarzyny Matejek „Jak Krzyś i Bryś zdobywali halo”. Spojrzenie na świat oczami chłopca, który wiele rzeczy nie rozumie sprawia, że uśmiechamy się do pomysłów psotnego Krzysia.
Mnie do gustu przypadły książki Pierdomenico Baccalario „Sklepik Okamgnienie” (Mapa przejść, Busola snów, Walizka pełna gwiazd) . Są to przygody zwykłych nastolatków, którzy mają kontakt z magicznymi przedmiotami, które przyciągają różnorodne magiczne istoty. Obumarła prowincja zaczyna przyciągać wielu dziwaków. Inną książką dla starszych dzieci są komiksy Billa Wattersona „Calvin i Hobbes. Atak obłąkanych,zmutowanych śnieżnych potworów zabójców” o niezwykłej sile wyobraźni oraz nieskończoności dziecięcych pomysłów.
Do tych czytelników i młodszych słuchaczy jest też skierowana opowieść o grupce małych detektywów. „Gdzie się podziały sztućce pani Burgand?” Kasi Turajczych i Lecha Cieślińskiego pozwalają młodym czytelnikom rozwiązywać zagadki kryminalne i poznawać dobre wzorce, czyli oparte na przyjaźni, współpracy, miłości. Podobne postawy można znaleźć w książkach o Basi Humorek i jej bracie.
Dla dzieci nie tylko z rodzin wierzących są opowieści Elizy Piotrowskiej ze serii „Święci uśmiechnięci”. Autorka prezentuje małym czytelnikom znane postaci świętych, które nie powinny być obce osobom funkcjonującym w kulturze zachodniej opartej o chrześcijaństwo.
Bardzo pozytywnie zaskoczyło mnie wydawnictwo Egmont serią książek „Czytam sobie”. Nasze pociechy będą mogły dzięki nim powoli wchodzić w świat liter i przygód ze słowem pisanym. Pierwsze czytanki oparte na literowaniu przechodzą w sylabizowanie i płynne czytanie. Wszystkie prezentują interesujące przygody i są dostosowane do umiejętności czytelnika. Po przejściu przez kolejne etapy dziecko może samodzielnie wykonać dyplom zawarty w książce, co będzie motywować do dalszej nauki.
Małym odkrywcom polecam "Wytłumacz mi dlaczego". Jest to książka pełna potencjalnych pytań i prostych odpowiedzi dla maluchów zasypujących rodziców pytaniami.
Wpisy o zabawach:
Wywiady:
http://annasikorska.blogspot.com/2015/01/renata-klamerus-tami-z-krainy-pieknych.htmlhttp://annasikorska.blogspot.com/2015/01/renata-klamerus-tami-z-krainy-pieknych_22.html

wtorek, 24 lutego 2015

zabawy manualne: przygotowanie do pisania



To jak nasze dziecko będzie radziło sobie w szkole zależy w dużym stopniu od jego umiejętności pisania, do którego dziecko przygotowuje się od pierwszych chwil życia przez chwytanie przedmiotów, wygniatanie, ćwiczenie rąk (ciastolina, plastelina itp.), bazgranie, rysowanie ukierunkowane (kolorowanie, szlaczki). Czasami naszym pociechy po pierwszych intensywnych próbach zniechęcają się do ćwiczenia tych ważnych umiejętności. Może to wynikać z braku pochwał i zakazów, które wynikają z przekonania, że jak dziecku nie pozwolimy rysować po ścianach to nie będzie tego robiło. I przekonanie to jest słuszne, ale… ma swoje konsekwencje: brak chęci do aktywności z udziałem kredek. O ile ścianę można szybko i łatwo pomalować to nadrobienie straconego czasu czasami bywa trudne. Jeśli ściany są dla nas tak bardzo ważne to musimy znaleźć interesującą alternatywę.
Rączki można ćwiczyć oklejając plastikowe buteleczki po jogurtach, wygniatając ciastolinę, lepiąc ciastka, pierogi, malując palcami, wygniatając balony napełnione różnorodnymi rzeczami.
Do tej zabawy warto wykorzystać też butelki po jogurtach, pudełka po patyczkach do uszu. Napełniamy te przedmioty makiem, kaszą, ryżem, grochem, mąką i pokazujemy dziecku, jakie dana substancja wydaje odgłosy, jaka jest w dotyku i jak wygląda. Możemy też bawić się w dopasowywanie par (same butelki po jogurtach, pudełeczka lub balony napełnione kontrastującymi ze sobą substancjami). Zabawę z rocznym dzieckiem zaczynamy od dwóch par. Po opanowaniu pokładamy kolejną parę.
Jeśli zależy nam na treningu trzymania kredek lub pisaków to powinniśmy zainwestować w ścieralne książeczki. Bardzo interesującą serię takich książeczek możemy znaleźć na stronie wydawnictwa AWM. Rysowanie i zmywanie sprawia, że dziecko zaczyna się interesować rysowaniem.
Kiedy plastelina i książeczki się nie sprawdzają warto zaopatrzyć się w balony. Nadmuchane można ozdobić rysując po nich pisakami. Jeśli od razu przetrzemy wilgotnymi chusteczkami to jeden balon może mieć raz wesołą minkę, raz smutną, a za chwilę złą lub przerodzić się w łąkę pełną kwiatów.
Balony z minami będą też ważnym elementem terapii w przypadku dzieci z zaburzeniami społecznymi. Rysujemy minkę, pokazujemy sami i dziecko musi nas naśladować. W przypadku starszych dzieci można na balonach rysować literki, cyfry, sylaby, a później działania matematyczne i proste słowa.

Hanna Cygler "Złodziejki czasu"



http://www.rebis.com.pl/rebis/public/books/books.html?co=print&id=K6723&shop=shop
Hanna Cygler, Złodziejki czasu, Poznań „Dom Wydawniczy Rebis” 2015
Cztery pisarki, cztery gatunki, cztery rodziny, a w nich różnorodne problemy. Wydawałoby się, że pisarkom niczego do szczęścia nie brakuje: są czytane, nagradzane, dobrze zarabiają, ale zdarzają się chwile, że życie zostaje wywrócone do góry nogami. W książce nie zabraknie romansów, trupów, intryg, problemów z prawem, finansowych i rodzinnych, balansowania na granicy prawa, metamorfoz, skrywania się pod pseudonimami, wiary w kolejne pokolenia twórców, krytycyzmu, ocierania się o śmierć. Jedyne na co mogą liczyć to wzajemna pomoc i nieoczekiwane zwroty akcji, w których czasami lepiej, czasami gorzej poradzą sobie z przeszkodami stojącymi na drodze do pełni szczęścia.
Bohaterki to typowe kobiety, które są o wiele zaradniejsze od mężczyzn, ale ciągle pozawalają się spychać na margines, dobrowolnie ponoszą odpowiedzialność za błędy mężów i kochanków, są silne psychicznie, marzą o karierze, walczą o siebie jako kobiety, na które narzuca się kulturowe stereotypy. Są różna, ich życia toczyły się odmiennie, ale łączy je bardzo wiele.
Akcja powieści miejscami jest nieco zawiła i niejasna, co wynika z przedstawiania scen z życia każdej z bohaterek. Jeśli czytelnik na początku dobrze zapamięta, kto jest kim, jakie ma imię, zawód itp. to nie będzie miał problemów z fabułą, która miejscami zwalnia, by za chwilę przyspieszyć i wcisnąć we fotel. Podczas czytania nie zabraknie wzruszenia, podniecenia w oczekiwaniu na kwitnący romans, wkurzenia na bezradność, śmiechu z powodu gaf. Moją ulubioną postacią nie była żadna z głównych bohaterek, ale sędziwa aktorka, która o swoim bujnym życiu towarzyskim mówi bez skrępowania i żalu. Chwytanie chwili jest mottem, któremu z radością ulega.
„Złodziejki czasu” czyta się dość szybko. Jest to zdecydowanie proza kobieca, ale ze względu na wątki kryminalne mogą sięgnąć po nią i mężczyźni.