Każdy
z nas skupia się wokół własnych przeżyć, doświadczeń, odgrywania ról. Czasami pochylamy
się nad życiem innych. Zwykle jednak są to osoby bliskie, bo takie przecież znamy
najlepiej. Znamy? A może nam się wydaje? Może oni przed nami odgrywają role,
aby nas nie ranić, nie burzyć naszego spojrzenia na ich temat, pozwolić na spokojną
codzienność z utartymi wyobrażeniami o świecie? Jeśli nie znamy i nie jesteśmy
zainteresowani poznaniem prawdziwych pragnień, cech, talentów bliskich i
mijanych ludzi to możemy stwierdzić, że inni są jak zmieniająca się scenografia
naszych doświadczeń. Nie zastanawiamy się za bardzo, w jaki sposób nasze małe
decyzje mogą wpłynąć na nich, nie zadajemy sobie pytań jak wielki mamy wpływ na
innych. I to niekoniecznie tylko tych bliskich. Przecież są tłumy nieznajomych,
z którymi wchodzimy w interakcję. Czasami powstają spoty promujące określone
postawy i pokazujące jak jeden gest dobroci może zainspirować napotkanych.
Jednak po obejrzeniu ich wracamy do codziennej nieświadomości i nieuważności. A
przecież czasami wystarczą zakupy w sklepie, innym razem próba znalezienia
pracy, odkrycie, że społeczeństwo chce nas wypluć ze względu na płeć,
zdegradować osiągnięcia ze względu na pochodzenie i wiek, umniejszyć sukcesy z
błahych powodów, a inni naszym kosztem próbują się wybić. Ale to drastyczne
przykłady. Czasami wystarczy zobaczyć opatrunek z zafoliowaną ręką, innym razem
zerknąć do koszyka z zakupami. Drobnostki mogą sprawić, że natrafiamy na impuls
prowadzący do zmian, a te zmieniają perspektywę patrzenia na wiele spraw i
pomagają postrzegać nasze życie w piękniejszych lub brzydszych barwach. I tak
właśnie jest w książce Jacka Melchiora.
„Nieludzko piękna jesień” to poruszająca opowieść o wzajemnym oddziaływaniu na
siebie. Obserwując poczynania bohaterów zauważamy, że zachowują się jak
sportowcy biorący udział w sztafecie: każdy z nich podaje kolejnym osobom
impuls do działania. Przy czym owa inspiracja jest całkowicie nieświadoma, bo
nikt z nas nie wie, co, kiedy i w jaki sposób może skłonić napotkane osoby do działania.
Irek Szczęściarz – przeciętne imię i sugestywne nazwisko –z punktu widzenia
jego sąsiadów i bliskich jest „starym kawalerem”. Od lat pracujący w laboratorium
nad lekarstwami w swojej małej społeczności urósł do rangi lekarza. Wszystko
przez dumną z syna matkę próbującą odciągnąć uwagę od jego samotności i
starającej zachować pozory normalności. Rodzicielka, która wydaje się coś
przeczuwać, dostrzegać gesty robi wszystko, aby sąsiedzi, rodzina i znajomi
pozostali nieświadomi mankamentu jej syna. Wady, która jest umowna, bo została
wykreowana przez społeczeństwo, kulturę, w której funkcjonują. Tworzenie wizerunku
syna przez mamę wydaje się działać jak zasłona dymna mająca zasłonić wszystko
to, co ona przeczuwa i jej zdaniem jest to złe, dlatego zrobi wszystko, aby nie
dać temu dojść do głosu tylko w imię „tego, co powiedzą inni” każe swojemu dorosłemu
już dziecku tłamsić w sobie, przyrzekać, że on nie postąpiłby tak jak napotkane
antywzory. Jest jak rodzic kilkulatka: ciągle pilnuje, aby on pamiętał, że
określone zachowania są złe. Samotny syn żyjący z matką przez lata ukrywa swoją
osobowość. Wszystko w imię poprawności politycznej, dobrego wrażenia, świętego
spokoju, niestresowania rodzicielki. W końcu po latach jedyna bliska mu osoba
umiera. Jej odejście to z jednej strony smutek, a z drugiej radość z powodu
wyzwolenia, otwarcia się na nowe życie, bo Irek już nie chce dłużej udawać. Nie
ma dla kogo, nie ma powodu do grania. Swoją decyzję o zmianie przypieczętowuje
tatuażem, który też nie może być przeciętny. Musi być niezwykły, wybierany
przez lata, wpisany w jego życie, musi być to fragment reprodukcji „Drzewa życia”
Gustawa Klimta. Praca bardzo sugestywna, bo dla bohatera po śmierci matki
zaczyna się nowe, prawdziwe życie, bez ograniczeń, strofowań, grania roli, której
nie chce.
„Przysiągł, przysięgał jej wszystko, co chciała, od zawsze, kilka razy
dziennie, i dotrzymywał, nieobciążony tym dotrzymywaniem, bo przecież tak
dobrze go wychowała”.
Do rozpoczęcia nowego rozdziału przygotowuje się bardzo długo: czyta wypowiedzi
w internecie, dowiaduje się jak wygląda tatuowanie i w końcu podejmuje decyzję,
którą tak naprawdę podjął już wtedy, kiedy po raz kolejny musiał obiecywać, że
on nigdy tak się nie oszpeci. Nakłuwanie, zdzieranie naskórka barwienie urasta
do rangi symbolu, który staje się tak widoczny dla otoczenia, że bohater
zaczyna być inaczej traktowany przez napotkanych i staje się inspiracją. Można
powiedzieć, że całą historia nie zaczęła się od Irka tylko nieznajomego z opatrunkiem,
ale to Irek staje się dla nas punktem wyjścia, to jego decyzja sprawia, że
napotkane osoby działające pod wpływem tego impulsu. I on ich wcale nie musi
spotkać. Wystarczy, że każdy napotkany przekaże sobie tę iskrę zmian.
„Nieludzko piękna jesień” to opowieść o oszukiwaniu siebie. Mamy matkę, która dość
panicznie reaguje na wszelkie przejawy inności i każe synowi przysięgać, że on
nie postąpiłby w taki sposób. Wiedziona jakby przeczuciem wymusza na dorosłym
dziecku określone postawy. Podobnie jest w przypadku innych bohaterów. Napotkana
w sklepie staruszka okazuje się kobietą ze sporym dorobkiem, wielkimi
umiejętnościami i tajemnicami utrzymywanymi od młodości. Wszystko w imię
poprawności, życia zgodnie z oczekiwaniami społeczeństwa. Są tu młodzi robiący
kariery, młodzi żyjący od pierwszego do pierwszego, bogate córeczki, ofiary
przemocy domowej, wyplute przez społeczeństw starsze aktorki i dziewczyny,
które szczerze powiedziały rodzinie, że nie spełnią ich oczekiwań, są tu
robiący karierę artyści i tacy, których praca ze sztuką to ciągła walka o
przetrwanie, sponsorzy cynicznie wykorzystujący znajomość, żeglarze w każdej
przystani czekający na nową miłość, pisarze odkrywający swoje korzenie i
prawdziwe ja, zmęczeni życiem ludzie. Każdy ma inny bagaż, każdy jest dla
innych bohaterów obcy, a jednak łączy ich przekazywany sobie impuls, chęć
zmienienia w swoim życiu czegoś. Widzimy bohaterów, których życie przez lata kręciło
się wokół odgrywania własnych ról w społeczeństwie, kreowania tożsamości,
ukrywania prawdy o sobie w imię dobrego wychowania i bycia do zaakceptowania.
Zmiana w życiu Irka, jego decyzja o zrobieniu tatuażu sprawia, że bohaterzy
zachowują się jak pionki domina: dla każdego mała iskra kontaktu z osobą
doświadczającą zmianę jest jak przekroczenie granicy uwalniającej od tego co
wypada, a co nie, sprawia, że widzimy jak kolejne osoby uwalniają się od swoich
bagaży odgrywanych ról, wchodzimy na płaszczyznę ich prawdziwych osobowości.
„Nieludzko piękna jesień” to też opowieść o rozwijaniu potencjału, docenianiu
każdej napotkanej osoby, chwytaniu chwil i szans, jakie życie niesie ze sobą. Spotykamy
tu bohaterów, którzy wydają się być przegranymi, dla których życie nie ma już
nic do zaoferowania. Nawet dzieci wydają się nie takie, jak chcieli. A jednak
przychodzi dzień, kiedy muszą zweryfikować swoje pragnienia, trzeźwo spojrzeć
na możliwości, przełamać się i wyjść naprzeciw ludziom, ich talentom, chęciom
działania. Każdy z bohaterów jest tu pewnego rodzaju inicjatorem zmian. Ludzie
to nie samotne monady, które na oślep uderzają o siebie, ale ciągle żyjące w spektaklu
codzienności JA wpływające na Innego, uczące się od Innego. Każde spotkanie to
codzienne nieświadome oddziaływanie na Obcego, który nasze impulsy przekazuje
dalej. Powstaje wówczas pytanie o granice naszego oddziaływania. Patrząc na
losy bohaterów z filozoficznej perspektywy, z lotu ptaka mamy wspaniałą
opowieść o niesamowitej różnorodności ludzi i ich wielkim oddziaływaniu na
siebie. Społeczeństwo jest tu niczym tafla spokojnego jeziora: wystarczy mały
kamyczek, aby wywołać szereg następujących po sobie fal.
Zdecydowanie polecam.