Etykiety

poniedziałek, 30 listopada 2020

Jacek Melchior "Nieludzko piękna jesień"


Każdy z nas skupia się wokół własnych przeżyć, doświadczeń, odgrywania ról. Czasami pochylamy się nad życiem innych. Zwykle jednak są to osoby bliskie, bo takie przecież znamy najlepiej. Znamy? A może nam się wydaje? Może oni przed nami odgrywają role, aby nas nie ranić, nie burzyć naszego spojrzenia na ich temat, pozwolić na spokojną codzienność z utartymi wyobrażeniami o świecie? Jeśli nie znamy i nie jesteśmy zainteresowani poznaniem prawdziwych pragnień, cech, talentów bliskich i mijanych ludzi to możemy stwierdzić, że inni są jak zmieniająca się scenografia naszych doświadczeń. Nie zastanawiamy się za bardzo, w jaki sposób nasze małe decyzje mogą wpłynąć na nich, nie zadajemy sobie pytań jak wielki mamy wpływ na innych. I to niekoniecznie tylko tych bliskich. Przecież są tłumy nieznajomych, z którymi wchodzimy w interakcję. Czasami powstają spoty promujące określone postawy i pokazujące jak jeden gest dobroci może zainspirować napotkanych. Jednak po obejrzeniu ich wracamy do codziennej nieświadomości i nieuważności. A przecież czasami wystarczą zakupy w sklepie, innym razem próba znalezienia pracy, odkrycie, że społeczeństwo chce nas wypluć ze względu na płeć, zdegradować osiągnięcia ze względu na pochodzenie i wiek, umniejszyć sukcesy z błahych powodów, a inni naszym kosztem próbują się wybić. Ale to drastyczne przykłady. Czasami wystarczy zobaczyć opatrunek z zafoliowaną ręką, innym razem zerknąć do koszyka z zakupami. Drobnostki mogą sprawić, że natrafiamy na impuls prowadzący do zmian, a te zmieniają perspektywę patrzenia na wiele spraw i pomagają postrzegać nasze życie w piękniejszych lub brzydszych barwach. I tak właśnie jest w książce Jacka Melchiora.
„Nieludzko piękna jesień” to poruszająca opowieść o wzajemnym oddziaływaniu na siebie. Obserwując poczynania bohaterów zauważamy, że zachowują się jak sportowcy biorący udział w sztafecie: każdy z nich podaje kolejnym osobom impuls do działania. Przy czym owa inspiracja jest całkowicie nieświadoma, bo nikt z nas nie wie, co, kiedy i w jaki sposób może skłonić napotkane osoby do działania.
Irek Szczęściarz – przeciętne imię i sugestywne nazwisko –z punktu widzenia jego sąsiadów i bliskich jest „starym kawalerem”. Od lat pracujący w laboratorium nad lekarstwami w swojej małej społeczności urósł do rangi lekarza. Wszystko przez dumną z syna matkę próbującą odciągnąć uwagę od jego samotności i starającej zachować pozory normalności. Rodzicielka, która wydaje się coś przeczuwać, dostrzegać gesty robi wszystko, aby sąsiedzi, rodzina i znajomi pozostali nieświadomi mankamentu jej syna. Wady, która jest umowna, bo została wykreowana przez społeczeństwo, kulturę, w której funkcjonują. Tworzenie wizerunku syna przez mamę wydaje się działać jak zasłona dymna mająca zasłonić wszystko to, co ona przeczuwa i jej zdaniem jest to złe, dlatego zrobi wszystko, aby nie dać temu dojść do głosu tylko w imię „tego, co powiedzą inni” każe swojemu dorosłemu już dziecku tłamsić w sobie, przyrzekać, że on nie postąpiłby tak jak napotkane antywzory. Jest jak rodzic kilkulatka: ciągle pilnuje, aby on pamiętał, że określone zachowania są złe. Samotny syn żyjący z matką przez lata ukrywa swoją osobowość. Wszystko w imię poprawności politycznej, dobrego wrażenia, świętego spokoju, niestresowania rodzicielki. W końcu po latach jedyna bliska mu osoba umiera. Jej odejście to z jednej strony smutek, a z drugiej radość z powodu wyzwolenia, otwarcia się na nowe życie, bo Irek już nie chce dłużej udawać. Nie ma dla kogo, nie ma powodu do grania. Swoją decyzję o zmianie przypieczętowuje tatuażem, który też nie może być przeciętny. Musi być niezwykły, wybierany przez lata, wpisany w jego życie, musi być to fragment reprodukcji „Drzewa życia” Gustawa Klimta. Praca bardzo sugestywna, bo dla bohatera po śmierci matki zaczyna się nowe, prawdziwe życie, bez ograniczeń, strofowań, grania roli, której nie chce.
„Przysiągł, przysięgał jej wszystko, co chciała, od zawsze, kilka razy dziennie, i dotrzymywał, nieobciążony tym dotrzymywaniem, bo przecież tak dobrze go wychowała”.
Do rozpoczęcia nowego rozdziału przygotowuje się bardzo długo: czyta wypowiedzi w internecie, dowiaduje się jak wygląda tatuowanie i w końcu podejmuje decyzję, którą tak naprawdę podjął już wtedy, kiedy po raz kolejny musiał obiecywać, że on nigdy tak się nie oszpeci. Nakłuwanie, zdzieranie naskórka barwienie urasta do rangi symbolu, który staje się tak widoczny dla otoczenia, że bohater zaczyna być inaczej traktowany przez napotkanych i staje się inspiracją. Można powiedzieć, że całą historia nie zaczęła się od Irka tylko nieznajomego z opatrunkiem, ale to Irek staje się dla nas punktem wyjścia, to jego decyzja sprawia, że napotkane osoby działające pod wpływem tego impulsu. I on ich wcale nie musi spotkać. Wystarczy, że każdy napotkany przekaże sobie tę iskrę zmian.
„Nieludzko piękna jesień” to opowieść o oszukiwaniu siebie. Mamy matkę, która dość panicznie reaguje na wszelkie przejawy inności i każe synowi przysięgać, że on nie postąpiłby w taki sposób. Wiedziona jakby przeczuciem wymusza na dorosłym dziecku określone postawy. Podobnie jest w przypadku innych bohaterów. Napotkana w sklepie staruszka okazuje się kobietą ze sporym dorobkiem, wielkimi umiejętnościami i tajemnicami utrzymywanymi od młodości. Wszystko w imię poprawności, życia zgodnie z oczekiwaniami społeczeństwa. Są tu młodzi robiący kariery, młodzi żyjący od pierwszego do pierwszego, bogate córeczki, ofiary przemocy domowej, wyplute przez społeczeństw starsze aktorki i dziewczyny, które szczerze powiedziały rodzinie, że nie spełnią ich oczekiwań, są tu robiący karierę artyści i tacy, których praca ze sztuką to ciągła walka o przetrwanie, sponsorzy cynicznie wykorzystujący znajomość, żeglarze w każdej przystani czekający na nową miłość, pisarze odkrywający swoje korzenie i prawdziwe ja, zmęczeni życiem ludzie. Każdy ma inny bagaż, każdy jest dla innych bohaterów obcy, a jednak łączy ich przekazywany sobie impuls, chęć zmienienia w swoim życiu czegoś. Widzimy bohaterów, których życie przez lata kręciło się wokół odgrywania własnych ról w społeczeństwie, kreowania tożsamości, ukrywania prawdy o sobie w imię dobrego wychowania i bycia do zaakceptowania. Zmiana w życiu Irka, jego decyzja o zrobieniu tatuażu sprawia, że bohaterzy zachowują się jak pionki domina: dla każdego mała iskra kontaktu z osobą doświadczającą zmianę jest jak przekroczenie granicy uwalniającej od tego co wypada, a co nie, sprawia, że widzimy jak kolejne osoby uwalniają się od swoich bagaży odgrywanych ról, wchodzimy na płaszczyznę ich prawdziwych osobowości.
„Nieludzko piękna jesień” to też opowieść o rozwijaniu potencjału, docenianiu każdej napotkanej osoby, chwytaniu chwil i szans, jakie życie niesie ze sobą. Spotykamy tu bohaterów, którzy wydają się być przegranymi, dla których życie nie ma już nic do zaoferowania. Nawet dzieci wydają się nie takie, jak chcieli. A jednak przychodzi dzień, kiedy muszą zweryfikować swoje pragnienia, trzeźwo spojrzeć na możliwości, przełamać się i wyjść naprzeciw ludziom, ich talentom, chęciom działania. Każdy z bohaterów jest tu pewnego rodzaju inicjatorem zmian. Ludzie to nie samotne monady, które na oślep uderzają o siebie, ale ciągle żyjące w spektaklu codzienności JA wpływające na Innego, uczące się od Innego. Każde spotkanie to codzienne nieświadome oddziaływanie na Obcego, który nasze impulsy przekazuje dalej. Powstaje wówczas pytanie o granice naszego oddziaływania. Patrząc na losy bohaterów z filozoficznej perspektywy, z lotu ptaka mamy wspaniałą opowieść o niesamowitej różnorodności ludzi i ich wielkim oddziaływaniu na siebie. Społeczeństwo jest tu niczym tafla spokojnego jeziora: wystarczy mały kamyczek, aby wywołać szereg następujących po sobie fal.
Zdecydowanie polecam.




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz