Bardzo szeroka i wszechstronna twórczość Jarosława Jakubowskiego obfituje w mroczne obrazy, poszukiwanie sensów, dostrzeganie paradoksów, przerysowania, uwypuklanie wad społecznych oraz jednostkowych, dostrzegania zagubienia ludzi w nurtach codzienności i historii. Poeta, prozaik, dramatopisarz i krytyk literacki z różnorodnych zjawisk wyciska esencję, sięga do źródeł i skupia na nich uwagę, dzieli się z czytelnikiem swoimi spostrzeżeniami i odczuciami. Podsuwa nam mętne i gorzkie obrazy z nutami słodyczy i przenikającego światła. Obok buntu spotykamy pogodzenie się ze światem i jego urządzeniem. Złość przeplata zgoda i dostrzeganie, że określone rzeczy są dobre. Pozornie zwyczajne zdarzenia oprawia w kontekst kulturowy i historyczny, przez co wizje wywołują niepokój i jednocześnie pokazują, że nic nie jest jednoznaczne i czarnobiałe. Świat jest pełen różnorodnych odcieni szarości, w których nie brakuje chleba, wina i sera dającego szczęście i ściętych głów jako rezultat naiwności.
Do tej pory opowiadałam Wam o jego prozie, w której dominują proste wątki i
nieco apokaliptyczne czy katastrofalne obrazy: wyludnione miejscowości,
szarość, brud, dziwne zwyczaje, przemoc, ludobójstwo, ofiary z ludzi,
zapatrzenie w zwyczaje, umarli wstający z grobów, wyludniające się miasta i
pogrążona w chaosie okolica. W takie realia wkomponował zwyczajne wydarzenia
jak gotowanie, praca, zakupy, podróże. Wszystko to osadzone w małych światkach:
prowincji, w której wszyscy wszystkich znają i w której nie ma nadziei na
lepsze jutro, bo szarzyzna oraz bieda odbierają energię i empatię. Taki sposób
patrzenia na świat obecny jest też w jego poezji, ale świat nieco się
rozszerza. Podmiot liryczny osadzony jest w globalnej wiosce: nawet na
prowincję trafiają obrazy podsuwane przez internet oraz werdykty różnorodnych
komisji. Rozmyślania nad docierającymi wiadomościami przeplatają zwykłe czynności,
a te czasami są wstępem do dostrzegania zmian, degradacji, zniszczenia. We
wszystkich dziełach Jakubowskiego powraca motyw skutków obecnych przeobrażeń
kulturowych, wpływ przemocy, powierzchowności w dążeniu do dobra, odchodzenie
od wartości tradycyjnych, przy czym tradycja nie jest jednoznacznym
wyznacznikiem istnienia dobra i nie wiąże się z określoną religią lub ideą, ale
może, jeśli to pomoże bohaterom w dążeniu do szerzenia dobra, ale tylko wtedy,
kiedy potrafimy spojrzeć na nią z dystansu. Jakubowski potrafi połączyć dwa
odmienne życiorysy ze sobą, postawić je obok siebie, pokazać punkty wspólne,
ale jednocześnie uwypuklić paradoksy funkcjonowania różnorodnych instytucji czy
organizacji. Kultura i tradycja zwykle utożsamiane są z bezmyślnym zachowaniem
mas, ulegania prostym instynktom i dążeniem jednostek do przetrwania. W zależności
od przynależności narodowej oraz płci jednostki spotykają się z różnorodnymi
oczekiwaniami. Twórca też wielokrotnie podkreśla znaczenie duchowego wymiaru
istnienia człowieka, który tu na ziemi musi zabiegać o nagrody dające
utrzymanie, ale nieistotne w obliczu tego, co zgodnie z religijnymi przekazami
można oczekiwać po śmierci. Sacrum zderzone z profanem często ośmiesza
zinstytucjonalizowanie duchowości. Jego teksty skłaniają do refleksji nad tym,
czym jest dobro, człowieczeństwo, w jaki sposób budować społeczeństwo, aby nikt
nikogo nie krzywdził, nie doprowadzał do wyborów ostatecznych, nie było
patologii. Pokazuje też zmiany w życiorysach, zastanawia się nad wpływem błędów
młodości na dalsze życie. Człowiek jest istotą zależną od wszystkiego, co
obserwuje i przez co jest obserwowany, od przyrody wywierającej na niego wpływ,
determinującej jego rytm życia, zmuszającej do weryfikacji planów oraz
wartości. Jednostki wpisane są zmiany pór roku, wśród których dominuje szarzyzna,
chłód i wrażenie zamierania. Tak jest też w zbiorze „Bardzo długa zima” składającego
się z dwóch cykli wierszy: „Obrazy” oraz „Twarze”. Pierwszy skłania do
przyglądania się światu, stosunkowi człowieka do otoczenia, twórcy do swojego
procesu tworzenia, a drugi reakcji człowieka na społecznie nadane mu miejsce
oraz nawiązane relacje i napisane utwory. W „Obrazach” wydaje się przeważać
bunt, a w „Twarzach” zgoda.
Tom otwiera „Głód” wprowadzający do świata odczuć twórcy złaknionego
natchnienia, pisania, błądzącego pośród własnych myśli domagających się
wypowiedzenia, ubrania ich w słowa. „Obrazy” zabierają nas w podróż po
doświadczeniach związanych z „byciem poetą”. Mamy tu porywy pisania oraz
frustracje wynikające z zagubienia i pędu myśli oraz monotonii serwowanej przez
otoczenie. Tu kluczową rolę odgrywają aktualne wydarzenia, do których nawiązuje
m.in. w „Spacerze kwarantannowym” (s. 9): podmiot liryczny wydeptuje na
zasypanym śniegiem ogrodzie kwadrat i w tym swoim krążeniu w pewien sposób
znika, bo nie zostawia już nowych śladów, . „Dopasowuję się/ przyzwyczajam/ do
nieistnienia”. Pojawia się też problem kryzysu, poszukiwania natchnienia w
wierszu „Poeta w kryzysie (w kuchni)” zaczynający się od wersu: „Nie wiem jak
pisać wiersze”. Twórczość znika w banalności codzienności, w której „wszystko
się układa/ wiersz się nie składa”. Tej zwyczajnej codzienności towarzyszy też
śledzenie zmian, dostrzeganie przybywających zmarszczek na twarzy
przypominającej coraz starsze drzewo („Twarz” s. 10). Pojawia się również wrażliwe
przyglądanie się otoczeniu, dziwienie się temu jak każda z pór roku na nowo
tworzy krajobrazy, sprawia, że znikają znane widoki i wyłaniają się całkiem
nowe, a zimą zacierające się, znikające pod wirującymi słowami („Zima” s. 11).
Powracają tu wizje kataklizmów, zanikania świata, kryzysu, czyli współczesnego
poczucia zanikania kultury, upadku tradycji. Jarosław Jakubowski pisze o ślepym
pędzie ku wolności, skakaniu w przepaść bez sprawdzenia dokąd nas to
zaprowadzi. „Żyjemy w świecie wolnej myśli/ wolna myśl szaleje/ zaraża
szaleństwem/ szatańskim urokiem uwodzi/ wolna myśl jest jak głowa/ w której
kryje się druga głowa/ w której kryje się trzecia głowa w której/ kryje się czwarta
w czwartej piąta/ aż dojdziemy do główki szpilki. Na której harcuje diabeł
teolog” („Głowa” s. 42-43). Wolność zawsze jest zbiurokratyzowana, ubrana w
przepisy odbierające poczucie indywidualizmu.
Mamy tu obrazy codziennego zmagania się człowieka z rzeczywistością, szarpania
z otoczeniem i natchnieniem oraz poszukiwania dróg, którymi można podzielić się
z otoczeniem swoimi spostrzeżeniami na temat namacalnego świata. „ Głowo
dlaczego mnie dręczysz/ akurat kiedy chcę spać po ciężkim dniu? Chcę zasnąć i
spać twardym/ pożywnym snem praworządnego konsumenta/ spać tak długo. Aż obudzę
się wyspany i wypoczęty/ pełen werwy i całkowicie pozbawiony/ resentymentów” („Głowa”
s. 45). Sen sprawiedliwego zastąpiono tu snem bezmyślnego, ulegającego
wykreowanym potrzebom. Do tego często powraca tematyka duchowości,
podkreślenia, że to, co duchowe jest niemierzalne i niezbadane choć powstają
wizje istnienia innych światów. Pokazuje jak bardzo względne jest postrzeganie
otoczenia („Pewnej zimy” s. 29).
Nacisk na zderzenie poety ze światem sprawia, że mamy tu do czynienia z poezją egzystencjonalną,
w której przygląda się różnym aspektom życia: od tego, jak wygląda kuchnia, po
tworzone przez ludzi relacje oraz poczucie osamotnienia, uciekania przed
towarzystwem. Pokazuje jak pozorne izolowanie się od kultury to tak naprawdę
wpadanie w pułapki innych, co może doprowadzić do stracenia głowy. I to w
sensie dosłownym („Głowa” s. 42). Izolowanie prowadzi do zrywania więzi,
ochładzania się stosunków międzyludzkich. W relacjach społecznych tworzy się
zima. Proces tych zmian nie jest jednak nowy. Jakubowski próbuje znaleźć korzenie
tych zmian, a jedyne co odnajduje to piękna twarz niemieckiego papieża, który w
młodości należał do Hitlerjugend. Pojawiają się pytania czy jednostki dokonujące
złych wyborów są dobre czy złe? Czy człowiek może się zmienić? Jak bardzo
miejsce życia determinuje jego czyny? Czy można mieć dobrą twarz i dokonywać
złych wyborów, być konformistą („Twarze” s. 40)?
Rok powstania i tematyka utworów oraz tytuł tomiku sugeruje zawiązek z pandemią,
która w pewien sposób przyspieszała to, co już się zaczęło, czyli coraz większe
izolowanie się ludzi, unikanie innych, zamykanie się na ich potrzeby i
skupienie na sobie, swoich emocjach w kontekście docierających do podmiotu
obrazach i wiadomościach. Komunikacja za pomocą technologii daje poczucie bycia
niedostrzeganym i jednocześnie atakowanym przez wielokrotnie oglądane obrazy („Głowa”
s. 42-45).
Podmiot liryczny rozerwany jest tu między dwoma odczuciami: irytacją i
zachwytem. Z jednej strony wszystko to, co się dzieje jest denerwujące, a z
drugiej strony jest piękne i takie jak być powinno, nawet jeśli nie ma w nas
zgody ma określone zjawiska czy postawy ludzi („Tak jest dobrze (fragmenty)” s.
53-62):
„Wczoraj spojrzałem na moją twarz w lustrze
i stwierdziłem, że przemijanie jest przykre
I tak jest dobrze.
Są jednak przykrości większe niż przemijanie,
na przykład złe obsadzenie w życiu.
I tak jest dobrze.
(…)
Czy ktoś, kto świadomie służył złu, zasługuje
na mój szacunek , nawet jeśli dziś przedstawia się
jako strażnik dobra? Tak tylko pytam.
I tak jest dobrze.
Właściwie nie pytam „tak tylko”, tylko
po to, żeby lepiej zrozumieć ludzi
o wyczyszczonych życiorysach.
I tak jest dobrze.
(…)
Dlaczego zakładam, że mam być akceptowany?
Z wychowania czy wewnętrznej potrzeby?
Nie wiem.
I tak jest dobrze.
Ale to chyba niedobrze, kiedy potrzeba akceptacji
jest większa niż dobre samopoczucie.
I tak jest dobrze.
Dzień tymczasem urósł. Chmury zgęstniały.
Auta suną i hałasują.
I tak jest dobrze”.
Obok zwyczajnych obrazów codzienności płynącej zgodnie ze zmianami pór roku nie
zabraknie tu wizji apokaliptycznych, które w pewien sposób wpisane są w
codzienność podmiotu lirycznego , jak w przypadku wiersza „Twarz” (s. 10): „Tu
groby wciąż otwierają się / jak usta”. Takie połączenie sprawia, że jest to
poezja niebanalna: pozornie znane rzeczy połączone w wizjami, czy otoczenie opowiedziane
w zaskakujący sposób, za pomocą nietypowych porównań, co sprawia wrażenie jakby
podmiot liryczny będący twórcą widział coś innego, dostrzegał i rozumiał
więcej. Zwyczajne rzeczy urastają tu do rozmiarów złowrogiego ciężaru
kojarzącego się ze wszędobylskim złem, od którego ciężko się uwolnić: „chmura
związana dymem kominów/ opada całym ciężarem/ zagląda do okien/ kołysek” („Zima”
s.11). Poeta to ktoś, kto musi to dostrzec, zauważyć chmury, cienie,
niewidzialne smoki, złem maskującym się za pomocą masek z dobrych twarzy czy za
pomocą zmanipulowanych informacji („Karmiący ptaki”, „Obowiązki poety”, „Głowa”,
„Twarze”). Często powraca też motyw zasiadania do pisania, dzielenia się
odczuciami, ubierania ich w słowa oraz kontaktu z przyrodą. Czasami są to doświadczenia
niepokojące, tworzące frustracje, a innym razem dające wytchnienie. Bywa też i
tak, że oba te odczucia łączą się, bo są wynikiem świadomości ulotności chwili,
własnej przemijalności jak w wierszu „Spacer w lesie” (s. 18):
„Szedłem leśnym duktem
śnieg pomrukiwał pod butami
wiatr strząsał z sosen zimny pył
i kładł na mojej twarzy
byłem szczęśliwy
szedłem długo
środkiem drogi
potem usiadłem na sągu drewna
i oddychałem głęboko
ale to nie byłem ja
Ktoś inny już mnie opowiadał
idącego leśnym duktem
z zimnym pyłem na twarzy
zostawiłem za sobą ślady
zawiewane
coraz mniej wyraźne
nie do powtórzenia”.
„Bardzo długa zima” to poetycka opowieść o zagubieniu i izolacji w ulotności
chwil oraz wpisaniem w bezduszne statystyki, postrzeganie jako masa, a nie
jednostka.
Zapraszam na stronę wydawcy
Zapraszam na stronę wydawcy
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz