„To, że nic nie widać poza horyzontem, nie znaczy, że jest tam pustka. Nikt nie dał wam prawa do decydowania o innych”.
Hydra w mitologii greckiej jest jednym z dziwniejszych potworów uosabiającym kolejne
wyzwania, lęki i problemy, z jakimi ma do czynienia człowiek. Wielogłowy stwor
posiadający zdolność odrastania odciętych głów i to w dwu lub trzykrotnie
większej liczbie był dużym wyzwaniem dla mitycznych herosów. Pokonanie tego
niezmiernie wielkiego i groźnego potwora wiązało się z połączeniem siły, sprytu
i inteligencji. W starciu z nią ważne było szybkie uczenie się na własnych
błędach, unikanie powtarzania ich oraz szybkie działanie. Zwłaszcza, że stwór
mógł zabić nawet oddechem (czyli także w czasie spania). Wydaje się ona być
siłą obezwładniającą i osaczającą. Po nazwę tego mitycznego potwora sięga
Jarosław Księżyk nadając jej imieniem tytuł swojej najnowszej książce.
Tytułowa „Hydra” jest tu nazwą korporacji związanej z najnowszymi
technologiami. Przenosimy się do czasów całkiem współczesnych (niedaleka
przyszłość) i bardzo nam bliskich (spora część technologii wspominana przez
bohaterów jest nam znana). Wchodząc do uniwersum wykreowanego przez pisarza na
pierwszy rzut oka mamy wrażenie uczestniczenia w idylli, w której ludzie cieszą
się wszechstronną opieką organizacji, w której pracują. Mają dokładnie
wyznaczone godziny pracy, zapewnione jedzenie, picie, rozrywki, odpoczynek. Do
tego korporacja oferuje całkiem spory zakres nagród za wywiązywanie się z
obowiązków w każdym aspekcie życia. Pracownicy nie muszą martwić się o
mieszkanie czy sprzątanie o sobie. Wszystko to zapewnia im „Hydra” w ramach
kontraktu. Otoczenie jest niczym wspaniały świat, w którym wystarczy pracować i
działać zgodnie z wytycznymi. Szybko jednak odkryjemy, że jest to dostatnie i
bezpieczne życie oddane kosztem wolności i prywatności.
„Tak, wiadomo, oczywiście, że każdy jest inwigilowany, obserwowany, sprawdzany,
analizowany. Taki mamy klimat. Jednakże cała ta maszyneria, według regulaminów
i instrukcji, ma być demokratyczna, bezosobowa, wycelowana po równo w populację
Hydry, a nie w jednostkę, nie we mnie”.
Do opowieści wprowadza nas „Init”, w którym przeczytamy, że zawarta w pliku czy
w najgorszym przypadku na kartkach historia jest zapiskami SeniorDevGeeka, a
sam budynek, w którym dzieje się akcja nazwany zostaje zmaterializowaną ideą unité d’habitnion
Le Corbusiera. Sama akcja trwa niecałe trzy miesiące: od lutego do maja i
wchodzimy tu do świata bohaterów, których imiona łączone są ze stanowiskiem w
pracy. Poznanie jednego i drugiego pozwala na zrozumienie, z kim ma się do
czynienia. Jest to takie troszkę sięgnięcie do filozofii starożytnej, a tam do
pojęcia idei. Wydarzenia obserwujemy z perspektywy zagubionego w gąszczu
wydarzeń bohatera spisującego swoje doświadczenia i przemyślenia. Jego opowieść
zaczyna się tuż przed zmianami. Oto po zimie następują dłuższe i cieplejsze dni,
a wraz z nimi wraca możliwość opuszczenia budynku korporacji. Nie każdemu ten
przywilej przysługuje, bo jest czymś w formie nagrody za wydajną pracę i odpowiednie
zachowanie. Liczy się tu wszystko. Każda minuta jest odmierzana i dokładnie
zaplanowana. Od świtu do późnej nocy. Mieszkający w kilkuosobowych pokojach
bohaterzy budzeni są o tej samej godzinie, mają wyznaczoną ilość czasu na
poranną toaletę, przygotowania, pracują w małych grupach i na niewielkich
stanowiskach pracy oddzielonych od siebie tylko niziutką ścianką. Pomieszczenia
przypominają te znane z amerykańskich firmach o korporacjach: nie ma tu miejsca
na prywatność oraz rzeczy osobiste. Boksy dają niewiele prywatności. Tu owo
zagarnianie przestrzeni sięga aż do miejsc wypoczynku i czasu po pracy. Pracownicy
motywowani są odpowiednimi hasłami, nagrodami, karani ujemnymi punktami, które
można zdobyć za zbyt długą kąpiel, brak zaangażowania w czasie wolnym w gry czy
spadek efektywności pracy. Hydra dba o to, aby jej pracownicy nie mieli wiele
czasu na myślenie i jakąkolwiek inicjatywę. Możliwość opuszczenia murów na pół
godziny jawi się tu niczym wolność. Liczy się wówczas spryt i zaradność
pozwalające na poznanie legendarnych miejsc i smaków swojskich potraw. Właśnie
jedna z takich „wycieczek” staje się punktem zwrotnym w życiu SeniorDevGeeka
będącego uosobieniem everymena (przeciętnego pracownika z przeciętnymi wynikami)
dopóki nie zostanie poddany nietypowym czynnikom zewnętrznym. Napotkanie
przypadkowych ludzi stanie się dla niego machiną napędzającą. Punkty ujemne przyczyniają
się do frustracji, bezradności oraz buntu, po którym przychodzi pragnienie
przechytrzenia systemu. Tylko czy strukturę społeczną da się obejść? Czy w
świecie, w którym każdy oddech jest kontrolowany jest miejsce na indywidualizm,
miłość i wolność?
„Nakręcamy, nakręcamy zegar zmian... Czekaj, czekaj, aż sprężyna zostanie
zwolniona”.
„Hydra” to powieść zabierająca nas w realia korporacji, której działanie jest
tu rozciągnięte także na sferę prywatną. Zobaczymy jak kontrolowanie każdego
aspektu życia człowieka może być niebezpieczne. Z drugiej strony uświadomimy sobie
jak łatwo ludzie potrafią wyzbyć się własnej inicjatywy w imię wygody oraz
poczucia bezpieczeństwa i silnego powiązania go z codzienną rutyną. Przerwy w
pracy i bunt mogą być atrakcyjne tylko krótkim wymiarze czasu, na dłuższą metę
jest niepokojący. Historia zapisana w formie pamiętnika czy raczej dziennika
jest swoistym świadectwem życia bohatera, który czuje się zagubiony w ciągłej
kontroli, sfrustrowany tym, że podjęte przez niego decyzje mogły być wynikiem
popychania go przez system do określonych działań. Jego poszukiwania nieszablonowych
rozwiązań przyniosą zaskakujące dla niego rezultaty. Zamiast kary spotykają go
kolejne nagrody. Ale czy to na pewno wynik jego starań? A może każdy jego wybór
jest analizowany przez „Hydrę” i podsuwa ma różnorodne rozwiązania prowadzące
do kolejnych kilku lub kilkunastu wyborów? Może człowiek jest zamknięty w
świecie własnych możliwości i ścieżek, którymi może podążać?
Jarosław Księżyk stworzył uniwersum bogate w specjalistyczne słownictwo. Sporo
tu odwołań do nazw kodów, programów czy prac osób zatrudnionych przez
korporację. Porównania są proste, obrazowe i jednocześnie dosadne. Świat „Hydry”
to fikcja, ale taka, która coraz bardziej wydaje nam się być na wyciągnięcie
ręki, bo wejdziemy do tu molocha należącego do korporacji, która staje się dla
pracowników całym życiem: pracują tu, bawią się, jedzą i odpoczywają, a
wszystko w rytmie jaki nadają jej algorytmy. Przywodzi to na myśl te wszelkie
pakiety rozrywek oferowanych przez duże firmy. Sam bohater przywodzi na myśl
wizję Hilarego Putnama, w której szalony naukowiec stymulujące mózg w naczyniu
i w ten sposób tworzy obrazy oraz złudzenie doświadczania określonych rzeczy.
Tu mamy do czynienia z poddawaniem postaci różnym próbom i śledzeniem jego
wyborów oraz myśli, którymi dzieli się zapisując je w pliku. Można się tylko
domyślić, że korporacja może mieć do niego dostęp…
„Hydra” to satyra przywodząca na myśl takie książki jak „Nowy wspaniały świat”
Huxleya i „1984” Orwella, ale w nieco innej formie. Dyktatura kryje się za
ścianami szklanego wieżowca, w którym każde piętro, każdy szczebel pracowników
to inna klasa społeczna. Niby wszyscy żyją w korporacyjnej komunie, ale są tu
lepsi i gorsi, pracownicy miesiąca i tacy, którzy muszą odpokutować swoje
przewinienia. Wszyscy napędzani pomiarami wydajności i wyścigami z przekroczeniem
normy. Ciągła tresura pracowników daje wyuczoną bezwolność, bohaterów płynących
z nurtem i zagubionych w zderzeniu z wolnością decydowania o sobie. A może jesteśmy
więźniami mnogości wyborów? Może jest jak w spojrzeniu Isaiah Berlin
uważającego, że każda nasza decyzja jest wynikiem wolności, bo nie możemy
uwolnić się od odpowiedzialności za czyny?
„Hydra” Jarosława Księżyka to niewątpliwie książka warta uwagi i zdecydowanie
zachęci do refleksji.
Zapraszam na stronę wydawcy
Zapraszam na stronę wydawcy
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz