Etykiety

sobota, 25 listopada 2023

Jarosław Księżyk "Hydra"


„To, że nic nie widać poza horyzontem, nie znaczy, że jest tam pustka. Nikt nie dał wam prawa do decydowania o innych”.
Hydra w mitologii greckiej jest jednym z dziwniejszych potworów uosabiającym kolejne wyzwania, lęki i problemy, z jakimi ma do czynienia człowiek. Wielogłowy stwor posiadający zdolność odrastania odciętych głów i to w dwu lub trzykrotnie większej liczbie był dużym wyzwaniem dla mitycznych herosów. Pokonanie tego niezmiernie wielkiego i groźnego potwora wiązało się z połączeniem siły, sprytu i inteligencji. W starciu z nią ważne było szybkie uczenie się na własnych błędach, unikanie powtarzania ich oraz szybkie działanie. Zwłaszcza, że stwór mógł zabić nawet oddechem (czyli także w czasie spania). Wydaje się ona być siłą obezwładniającą i osaczającą. Po nazwę tego mitycznego potwora sięga Jarosław Księżyk nadając jej imieniem tytuł swojej najnowszej książce.
Tytułowa „Hydra” jest tu nazwą korporacji związanej z najnowszymi technologiami. Przenosimy się do czasów całkiem współczesnych (niedaleka przyszłość) i bardzo nam bliskich (spora część technologii wspominana przez bohaterów jest nam znana). Wchodząc do uniwersum wykreowanego przez pisarza na pierwszy rzut oka mamy wrażenie uczestniczenia w idylli, w której ludzie cieszą się wszechstronną opieką organizacji, w której pracują. Mają dokładnie wyznaczone godziny pracy, zapewnione jedzenie, picie, rozrywki, odpoczynek. Do tego korporacja oferuje całkiem spory zakres nagród za wywiązywanie się z obowiązków w każdym aspekcie życia. Pracownicy nie muszą martwić się o mieszkanie czy sprzątanie o sobie. Wszystko to zapewnia im „Hydra” w ramach kontraktu. Otoczenie jest niczym wspaniały świat, w którym wystarczy pracować i działać zgodnie z wytycznymi. Szybko jednak odkryjemy, że jest to dostatnie i bezpieczne życie oddane kosztem wolności i prywatności.
„Tak, wiadomo, oczywiście, że każdy jest inwigilowany, obserwowany, sprawdzany, analizowany. Taki mamy klimat. Jednakże cała ta maszyneria, według regulaminów i instrukcji, ma być demokratyczna, bezosobowa, wycelowana po równo w populację Hydry, a nie w jednostkę, nie we mnie”.
Do opowieści wprowadza nas „Init”, w którym przeczytamy, że zawarta w pliku czy w najgorszym przypadku na kartkach historia jest zapiskami SeniorDevGeeka, a sam budynek, w którym dzieje się akcja nazwany zostaje zmaterializowaną ideą unité d’habitnion Le Corbusiera. Sama akcja trwa niecałe trzy miesiące: od lutego do maja i wchodzimy tu do świata bohaterów, których imiona łączone są ze stanowiskiem w pracy. Poznanie jednego i drugiego pozwala na zrozumienie, z kim ma się do czynienia. Jest to takie troszkę sięgnięcie do filozofii starożytnej, a tam do pojęcia idei. Wydarzenia obserwujemy z perspektywy zagubionego w gąszczu wydarzeń bohatera spisującego swoje doświadczenia i przemyślenia. Jego opowieść zaczyna się tuż przed zmianami. Oto po zimie następują dłuższe i cieplejsze dni, a wraz z nimi wraca możliwość opuszczenia budynku korporacji. Nie każdemu ten przywilej przysługuje, bo jest czymś w formie nagrody za wydajną pracę i odpowiednie zachowanie. Liczy się tu wszystko. Każda minuta jest odmierzana i dokładnie zaplanowana. Od świtu do późnej nocy. Mieszkający w kilkuosobowych pokojach bohaterzy budzeni są o tej samej godzinie, mają wyznaczoną ilość czasu na poranną toaletę, przygotowania, pracują w małych grupach i na niewielkich stanowiskach pracy oddzielonych od siebie tylko niziutką ścianką. Pomieszczenia przypominają te znane z amerykańskich firmach o korporacjach: nie ma tu miejsca na prywatność oraz rzeczy osobiste. Boksy dają niewiele prywatności. Tu owo zagarnianie przestrzeni sięga aż do miejsc wypoczynku i czasu po pracy. Pracownicy motywowani są odpowiednimi hasłami, nagrodami, karani ujemnymi punktami, które można zdobyć za zbyt długą kąpiel, brak zaangażowania w czasie wolnym w gry czy spadek efektywności pracy. Hydra dba o to, aby jej pracownicy nie mieli wiele czasu na myślenie i jakąkolwiek inicjatywę. Możliwość opuszczenia murów na pół godziny jawi się tu niczym wolność. Liczy się wówczas spryt i zaradność pozwalające na poznanie legendarnych miejsc i smaków swojskich potraw. Właśnie jedna z takich „wycieczek” staje się punktem zwrotnym w życiu SeniorDevGeeka będącego uosobieniem everymena (przeciętnego pracownika z przeciętnymi wynikami) dopóki nie zostanie poddany nietypowym czynnikom zewnętrznym. Napotkanie przypadkowych ludzi stanie się dla niego machiną napędzającą. Punkty ujemne przyczyniają się do frustracji, bezradności oraz buntu, po którym przychodzi pragnienie przechytrzenia systemu. Tylko czy strukturę społeczną da się obejść? Czy w świecie, w którym każdy oddech jest kontrolowany jest miejsce na indywidualizm, miłość i wolność?
„Nakręcamy, nakręcamy zegar zmian... Czekaj, czekaj, aż sprężyna zostanie zwolniona”.
„Hydra” to powieść zabierająca nas w realia korporacji, której działanie jest tu rozciągnięte także na sferę prywatną. Zobaczymy jak kontrolowanie każdego aspektu życia człowieka może być niebezpieczne. Z drugiej strony uświadomimy sobie jak łatwo ludzie potrafią wyzbyć się własnej inicjatywy w imię wygody oraz poczucia bezpieczeństwa i silnego powiązania go z codzienną rutyną. Przerwy w pracy i bunt mogą być atrakcyjne tylko krótkim wymiarze czasu, na dłuższą metę jest niepokojący. Historia zapisana w formie pamiętnika czy raczej dziennika jest swoistym świadectwem życia bohatera, który czuje się zagubiony w ciągłej kontroli, sfrustrowany tym, że podjęte przez niego decyzje mogły być wynikiem popychania go przez system do określonych działań. Jego poszukiwania nieszablonowych rozwiązań przyniosą zaskakujące dla niego rezultaty. Zamiast kary spotykają go kolejne nagrody. Ale czy to na pewno wynik jego starań? A może każdy jego wybór jest analizowany przez „Hydrę” i podsuwa ma różnorodne rozwiązania prowadzące do kolejnych kilku lub kilkunastu wyborów? Może człowiek jest zamknięty w świecie własnych możliwości i ścieżek, którymi może podążać?
Jarosław Księżyk stworzył uniwersum bogate w specjalistyczne słownictwo. Sporo tu odwołań do nazw kodów, programów czy prac osób zatrudnionych przez korporację. Porównania są proste, obrazowe i jednocześnie dosadne. Świat „Hydry” to fikcja, ale taka, która coraz bardziej wydaje nam się być na wyciągnięcie ręki, bo wejdziemy do tu molocha należącego do korporacji, która staje się dla pracowników całym życiem: pracują tu, bawią się, jedzą i odpoczywają, a wszystko w rytmie jaki nadają jej algorytmy. Przywodzi to na myśl te wszelkie pakiety rozrywek oferowanych przez duże firmy. Sam bohater przywodzi na myśl wizję Hilarego Putnama, w której szalony naukowiec stymulujące mózg w naczyniu i w ten sposób tworzy obrazy oraz złudzenie doświadczania określonych rzeczy. Tu mamy do czynienia z poddawaniem postaci różnym próbom i śledzeniem jego wyborów oraz myśli, którymi dzieli się zapisując je w pliku. Można się tylko domyślić, że korporacja może mieć do niego dostęp…
„Hydra” to satyra przywodząca na myśl takie książki jak „Nowy wspaniały świat” Huxleya i „1984” Orwella, ale w nieco innej formie. Dyktatura kryje się za ścianami szklanego wieżowca, w którym każde piętro, każdy szczebel pracowników to inna klasa społeczna. Niby wszyscy żyją w korporacyjnej komunie, ale są tu lepsi i gorsi, pracownicy miesiąca i tacy, którzy muszą odpokutować swoje przewinienia. Wszyscy napędzani pomiarami wydajności i wyścigami z przekroczeniem normy. Ciągła tresura pracowników daje wyuczoną bezwolność, bohaterów płynących z nurtem i zagubionych w zderzeniu z wolnością decydowania o sobie. A może jesteśmy więźniami mnogości wyborów? Może jest jak w spojrzeniu Isaiah Berlin uważającego, że każda nasza decyzja jest wynikiem wolności, bo nie możemy uwolnić się od odpowiedzialności za czyny?
„Hydra” Jarosława Księżyka to niewątpliwie książka warta uwagi i zdecydowanie zachęci do refleksji.
Zapraszam na stronę wydawcy








Brak komentarzy:

Prześlij komentarz