Jerzy Franczak, Święto
odległości, Szczecin, Bezrzecza „Forma” 2018
„Ale dziś wszystko zamknięte, madame! Najmniejsze
komórki społeczne sumują się w tłum, ludzi ogarnia patriotyczne uniesienie. Niech
zamilknie wszystko, co nas wzajemnie dzielić może, a niech zabrzmi eden wielki
głos!
-Tato, a po co wiszą te chorągiewki?
-To są flagi. Dziś mamy święto odległości.
-Odległości?”
Jerzy Franczak zabiera nas w świat relacji
społecznych. Święto niepodległości staje się pretekstem do opowiedzenia o losach
trzech przyjaciół będących reprezentantami odmiennych typów ludzkich: ojca
rodziny, rozwodnika i starego kawalera. Pod tymi pozornie prostymi etykietami
kryje się głębsza prawda o typach ludzkich, ich pragnieniach, ucieczkach,
sukcesach i porażkach, światach poukładanych według nakazów społecznych i próbach
wyrwania się z nich. Przyjaciele od lat niby są razem, ale każdy tak naprawdę
pozostawiony jest samemu sobie, odosobniony, osamotniony. Wspólnota jest tylko
pozorna, istnieje tylko wtedy, kiedy życie układa się dobrze, kiedy bohaterzy
nie borykają się ze swoimi pragnieniami przejścia na kolejny poziom duchowości
uwalniającej od ciężaru nakazów, powinności, obowiązków wobec bliskich,
społeczeństwa, znajomych. W chwilach kryzysu odczuwają silne poczucie
osamotnienia, jakiegoś takiego wewnętrznego bólu, poczucia klęski, upadku,
słabości przypominającego nam to, co znamy z filozofii Fryderyka Nietzschego
skumulowanego w słowach: „Człowiek jest czymś, co pokonanym być powinno” (Przedmowa
Zaratustry. O nadczłowieku i ostatnim człowieku).
Bohaterzy wykreowani przez Jerzego Franczaka są
słabi, osamotnieni, zawstydzeni i obnażeni ze swoimi pragnieniami: „Proszę się
nie wstydzić, pod spodem, au fond, wszyscy jesteśmy nadzy”. Nasze ubrania,
maski, odgrywanie ról społecznych nie pomaga, a wręcz podkreśla różnice między
nimi. Nie ma tu miejsca na litość, a uczucie przyjaźni z człowiekiem, któremu
się nie powiodło podszyte jest zawstydzeniem, bo po Nietzschowsku nie ma tu
współczucia dla ludzi słabych, upadających, nie ma równości między tymi, którzy
są podlegli, a tymi, którzy potrafią uwolnić się od ciężaru obowiązków. Aby
zasłużyć na szacunek trzeba wspinać się – najlepiej samotnie - po szczeblach
drabiny społecznej. Na samym szczycie jednak może okazać się, że w dół ściąga
nas nieodcięta pępowina, przed którą uciekamy w świat fantazji. Całkowita samotność
też nie jest dobra, ponieważ uświadamiamy sobie wtedy, że nie mamy wspólnego
języka nawet z własnym dzieckiem. Uświadomienie sobie tego wywołuje poczucie
klęski. Wydawałoby się, że wyjściem jest współtworzenie rodziny. Ale i tu
człowiek jest sam. Pozostaje mu ucieczka we własną sferę duchową, przyjrzenie
się sobie i kolejnemu stopniowi, na którym się znajduje. I tu po raz kolejny z
pomocą przychodzi nam Nietsche w swoim najsłynniejszym i najbardziej
wieloznacznym dziele, „Tako rzecze Zaratustra”: „Nazwę wam trzy przemiany
ducha: jako duch wielbłądem się staje, wielbłąd lwem; wreszcie lew dziecięciem”.
Wielbłąd to uosobienie duchowości poddanej ciężarom obowiązków wynikających ze
społecznych obowiązków, kulturowych powinności. Kolejnym etapem jest lew wyzwalający
się z tego ciężaru i wyrażający swoje pragnienia. Najwyższym stopniem jest dziecko
jako uosobienie niewinnego, ale pozbawionego naiwności dziecka. I tak właśnie
ułożone są kolejne części-rozdziały opowieści Jerzego Franczaka.
Pierwsza kryje w sobie duchowość wielbłąda. Stojący
na najniższym poziomie świadomości, objuczony nakazami, zakazami,
powinnościami, godzący się ze swoim losem niewolnika mogącego tylko w myślach
uciekać do lepszych czasów, w których odczuwał poczucie sensu tego, co robi,
beztroski graniczącej z dziecięcą zabawą. Wspomnienia wydają się tu płynąć
niemal jak w Proustowskiej prozie: podróż tramwajem przenosi bohatera do czasów,
kiedy jechał z rodzicami pociągiem. W swoim świecie powinności Michał
pielęgnuje tęsknotę do czasów beztroski. To jest jedyna forma buntu, na jaki go
stać. Objuczony niczym wielbłąd idzie wolno, ale systematycznie przez kolejne
etapy życia, dzielnie znosi trudy, strofowania, krytykę, poczucie porażki,
która nakazuje mu udawanie zajętego, aby nie wejść w relacje z bliskimi, bo to
zawsze kończy się pouczaniem. Poddaje się temu, co narzuca mu otoczenie. Dziennikarz
i ojciec dwójki dzieci wyzbywający się wolności i samodzielności - a co za tym
idzie – odpowiedzialności za świat prostych nakazów „zrób”, „zanieś”, „zarób”, „kup”.
Jego życie ogranicza się do bezwolnej rutyny, w której od czasu do czasu powraca
pytanie: „Czy wolność oznacza równość, czy prawo do nierówności?”, co po raz
kolejny pachnie filozofią Nietzeschego. Szczytem jego wolności jest męska
wyprawa za miasto, gdzie w chaszczach może rozbić namiot, upić się, dewastować
otoczenie, zgubić przyjaciela i bawić się w dwuznaczności bez społecznego karcącego
spojrzenia i zastanawiania się „czy tak wypada”.
Druga opowieść zabiera nas do życia zgubionego w
czasie męskiej wyprawy Tomasza będącego uosobieniem kolejnego poziomu duchowości:
lwa wolnego od powinności. Wyzwolony ze związanych z posiadaniem rodziny,
stałej pracy i miejsca zamieszkania obowiązków bohater może czuć się wyzwolony.
Jednak społeczeństwo nie pozwoli mu na to. Bycie panem własnego losu wiąże się
z izolacją z powodu biedy, poczuciem niższości, braku bliskich, niezrozumieniem
ze strony dziecka, pogardą ze strony matki. Jego potrzeba wolności sprawia, że
skutecznie odcina pępowinę, a kiedy w związku zaczyna czuć się osaczony kończy
się to rozwodem. Tomek – uosobienie wolności – nie jest zdolny do skończenia
jakichkolwiek studiów, ponieważ poddawanie się woli innych uważa za uciążliwe,
a każdy ciężar przecież musi zrzucać ze swoich pleców. Jako dzikie zwierzę nie
zdążył w czasie krótkiego ojcostwa nawiązać relacji z synem, a po rozwodzie
jest to już nierealne, bo każde spotkanie z synem to jak zderzenie z innym
światem, takim, w którym ważne są sentymenty, wspomnienia. Społeczną odpowiedzią
na jego niedostosowanie się, brak chęci brania ciężaru na własne plecy jest izolacja
i bezrobocie.
W trzeciej opowieści zawartej w „Święcie odległości”
Jerzy Franczak zabiera nas do świata Pawła – poważanego wykładowcy, który właśnie
uzyskał kolejny stopień awansu. Wolny duch żywiący się tym, co go bawi,
interesuje, daje satysfakcję i unikający przyziemnych zmartwień to uosobienie
dziecka niepotrafiącego odciąć pępowiny. „Niewinnością jest dziecię i
zapomnieniem, jest nowopoczęciem, jest grą, jest toczącym się pierścieniem,
pierwszym ruchem, świętego „tak“ mówieniem” ” (Przedmowa Zaratustry. O
nadczłowieku i ostatnim człowieku). Samotne życie z matką staje się jego
codziennością, z której pragnie się wyrwać. Duchowość dziecka będąca
uosobieniem wolności i niewinności obciążona jest potrzebą tworzenia świata
własnych wartości. To kończy się fantazjowaniem, uciekaniem w świat swoich
pragnień przesłaniających mu jego prawdziwe życie. Bardzo dobrze oddaje to
tekst, w którym czytelnik nieco się gubi, bo to, co dzieje się wokół Pawła to jakiś
dziwny świat, a wszystko zaczyna się od świętowania obrony habilitacji. Wyprawa
do klubu Mefisto, rozmowa z tajemniczą Ildiko, pogoń za swoimi ideami, prowadzonymi
w głowie rozmowami, rozmyślaniami sprawiają, że razem z bohaterem przeskakujemy
z tematu na temat bez poczucia związku między wcześniejszą i następną myślą.
„Nazwałem wam trzy przemiany ducha: jako duch
wielbłądem się staje, wielbłąd lwem, wreszcie lew dziecięciem” (Przedmowa
Zaratustry. O nadczłowieku i ostatnim człowieku). W książce Jerzego Franczaka owe
przejścia wydają się nie istnieć. A jednak pojawiają się w czasach dzieciństwa,
obowiązkowej nauki, zwiększania ilości obowiązków przez rodziców i otoczenie.
Osobowość wielbłąda biernie poddaje się i bierze na siebie kolejne ciężary, a
lew zrzuca je, przez co zyskuje odrzucenie. Osobowość lwa to bohater, który po
skończonych studiach odrzuca drogę obowiązków, a swoją pasję zmienia w zabawę
dającą wymierne korzyści.
„Święto odległości” Jerzego Franczaka to opowieść o
społecznych i mentalnych odległościach między poszczególnymi duchowościami,
osobowościami, grupami społecznymi. Pisarz każe nam się przyjrzeć jaki tworzymy
naród, temu, w jaki sposób funkcjonujemy społecznie, jakie uprzedzenie towarzyszą
naszemu życiu, w jaki sposób poddajemy się społecznym powinnością, jakie są
granice naszej wolności, przeszłości, teraźniejszości, przyszłości. Tytułowa
odległość jest tu bardzo szeroko rozumiana i daje bardzo szerokie pole do
interpretacji. Ze względu na tercjalny podział tekstu, zawarte w poszczególnych częściach
osobowości pozwalają na sięganie do dzieł innych filozofów. Także tych starożytnych i
przymierzanie, do których typów osobowości pasuje ów opis. Można pobawić się tu
w interpretację na podstawie Platońskiego „Państwa” z idealistycznym podziałem
społeczeństwa na rzemieślników, wojowników i mędrców, którzy po przyjrzeniu im
się z bliska sprawiają, że ów ideał upada i pozostaje poczucie społecznej
klęski, utraty wiary w to, że ludzie mogą stworzyć dobry wzorzec dobrego
społeczeństwa.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz