W
pewnej małej wiosce żyła młoda kobieta. Mieszkała z matką tuż obok
krewnych. Nie znała świata poza swoim podwórzem, ponieważ nigdy nie
podróżowała. Bała się oddalić od matki od czasu, gdy ta w dzieciństwie
opowiedziała jej historię o duchach, porywających zbyt śmiałe
dziewczynki. Wychowywała
się wśród rodziny i opowieści o wojnie oraz złym świecie znajdującym
się tuż za płotem. Nikomu nie przeszkadzał jej brak samodzielności,
ponieważ w domu zawsze było sporo zajęć. Razem
z matką wyszywała, dziergała, wyplatała przedmioty na sprzedaż, które
później wujek, mieszkający obok, zawoził na targ, z którego przywoził
wszystko to, czego kobiety potrzebowały. Życie
płynęło im spokojnie, beztrosko. Zawsze miały, co jeść. Nie traciły
zbyt wielu pieniędzy na stroje, bo i tak nigdzie się nie pokazywały. Stara
matka i młoda córka podczas pracy śpiewały. Każdą pieśnią odmierzały
czas do posiłków. Ich życie było monotonne. Nie było w nim dzieci,
śmiechu, spontaniczności.
Pewnego
dnia matka umarła. Przerażona córka musiała opuścić dom, aby wybrać
trumnę i ubiór dla matki. Okazało się, że pieniądze, które
zaoszczędziły nie starczą na najprostszą trumnę. Dziewczyna
długo walczyła z sobą. Bała się ulicy, ale jeszcze bardziej bała się
wyjechać, aby zarobić pieniądze na pogrzeb matki. Karmiona
codzienne opowieściami o złym świecie, płakała wychodząc z poza
podwórze. Dobry wuj znalazł jej pracę i codziennie zawoził i odwoził do
niej. Młoda
dziewczyna była na tyle przerażona nową sytuacją, że bała się rozmawiać
z ludźmi. Była jak przestraszona myszka, szybko chowająca się do
własnej norki. Ludzie
śmiali się z niej. Nikt nie potrafił zrozumieć jej fobii chodzenia tuż
przy murze, ucieczki przed otwartą przestrzenią i tłumami. To nie jej wina, że została wychowana w świecie strasznych opowieści. Ile rzeczy, opowieści ogranicza nas samych? Gdzie u nas miejsce na rozsądek? Zamykamy
się w swoich małych światkach, uciekając przed przestrzenią. Proste
monotonne życie, będące często tylko egzystencją, jest dla nas oazą. Z
wygodnictwa nie wychodzimy poza nasze podwórze. Co
takiego musiałoby się wydarzyć, aby ludzkość przestała żyć fobiami,
opowieściami, zabobonami, aby ludzkość mogła w pełni wykorzystać swój
potencjał?
Kiedyś
byłam pewna tego, że całkowicie wykorzystuję możliwości swojego mózgu-w
końcu tyle czytam i myślę. Nie możliwe, aby było inaczej. Byłam też
przekonana, że ludzie rodzą się głupsi i mądrzejsi. Lata
nauki sprawiły, że wiem, jak bardzo się myliłam. Każdy rodzi się taki
sam. Każdy posiada tyle samo inteligencji. Tylko od naszego wychowania i
od nas samych zależy, na ile korzystamy z daru rozumu. Nie
ma ludzi głupich. Są tylko ludzie, którzy zbyt mało wierzą w siebie i
świat, którzy zamknęli się w „podwórzu" lokalnych przekonań, strachów.
Każdy
z nas choć troszkę boi się zmian. Nowa praca, nowe studia, nowe coś
tam. Z jednej strony to bardzo ekscytujące, mobilizujące, z drugiej
istnieje coś, co mówi nam, że będzie trudno, że sytuacja może być ponad
nasze możliwości.
Czy
aby na pewno? Przecież są śmiałkowie podróżujący po całym świecie. Nic
ich nie powstrzymuje. Brak pieniędzy? To nie problem. Zawsze można w
każdym miejscu na świecie zarobić na jedzenie i podstawowe środki (a
podstawowe środki do życia nie kosztują zbyt wiele, musimy tylko
wiedzieć, co jest nam niezbędne).
Ja
osobiście doświadczyłam tego, co to znaczy wyjechać bez funduszy. Co
prawda celem mojej podróży nie było zwiedzanie (przynajmniej nie na
początku), ale nauka.
Pochodzę
z małej mieściny, gdzieś na końcu świata. Mam nadzieję, że nikogo tu
nie obrażam z tym końcem świata, bo w sumie jakieś drogi tam prowadzą.
Problem jednak istnieje z komunikacją-nie ma pociągów, autobus dwa razy
dziennie... czyli typowa polska dziura, do której zaglądam na wielkie
święta i na wakacje (i to nie przez brak sympatii do polskich dziur,
tylko bardziej przez liczne zajęcia).
Wracając
jednak do podróżowania -i wyrwania się z małej miejscowości-kiedy
odkryłam, jak niewiele potrzebuję i jak wiele potrafię, nagle zniknęły
moje granice mentalne.
Pierwszy
rok studiów to zajęcia na dwóch kierunkach, w dwóch różnych miastach...
bez indywidualnego toku studiów i tym podobnych udogodnień (po liceum
nie dostaje się takich prezentów). Czy jestem jakaś super zdolna? Nie.
Po prostu wiedziałam, co jest moim celem.
Dlaczego mi się udało? Ponieważ nigdy nie słuchałam innych na temat tego, co powinnam, co wypada, jak trzeba.
Sama
pod wpływem otoczenia przez jakiś czas (prawie dwa lata) dążyć do tego,
o czym marzyłam. Teraz znowu wyruszam w podróż (na początek mentalną).