środa, 30 kwietnia 2014

M. i W. Wareccy "Woda z mózgu. Manipulacja w mediach"

http://www.wydawnictwofronda.pl/woda-z-mozgu-zapowedz
Marek Warecki, Wojciech Warecki, Woda z mózgu. Manipulacja w mediach, Warszawa „Fronda” 2011

Książka doskonale demaskuje mechanizmy manipulacji. Informacje podawane przez media są zakamuflowane, zatuszowane, przeinaczane i to zarówno przez lewą, jak i prawą stronę naszej polityki oraz mediów. „Woda z mózgów” została, co prawda napisana z tej drugiej strony, ale stosowane chwyty są podobne i trzeba minimalnej wiedzy, by się ustrzec przed wspaniałym zasypem bezwartościowej „wiedzy”. Brak znajomości mechanizmów atakowania naszych mózgów kończy się ciągłym powtarzaniem głupot, jakie nam serwują wszelkie media. Autorzy nie tylko wskazują owe mechanizmy, ale też tłumaczą jak można mądrze korzystać z wszelkich mediów.

Pierwszą rzucającą się wadą książki jest spojrzenie na ludzi korzystających z mediów jako rozrywki jako na osoby, które pozwalają sobie na bezwład intelektualny. Zapominają, że całe masy ludzi po całodniowej ciężkiej pracy (często na umowy zlecenie) ma dość i chce odpocząć. Nie mają wtedy już sił ani sięgnąć po książkę, ani obejrzeć filmu zmuszającego do myślenia. Jedyny intelektualny wysiłek jakiemu są w stanie się poddać jest oglądanie wiadomości, a później tańce, śpiewy i inne takie. Dla nas – ludzi wykształconych humanistów – jest to rozrywka wątpliwa, ale istnieją całe tłumy osób po szkołach zawodowych, średnich czy uczelniach technicznych, którzy po pracy są jedynie zdolni do tego typu wysiłku. Nie jest on aż taki zły, jeśli przypomnimy sobie początki radia i jego krytyków przestrzegających przed słuchaniem go zbyt długo. Ówczesnym wydawało się, że taki wysiłek intelektualny jest ponad ludzkie możliwości. Dziś całymi dniami słuchamy muzyki, książek, audycji i jeszcze mamy czas myśleć. Ba! myślimy więcej.

Drugim wielkim minusem jest ideologizacja religijna. Wszystko ładnie i piękne z tym mieszaniem ludziom w głowach, ale po co tyle ideologii w to wkładać, po co mieszać do tego religijne spojrzenie. To tylko zawęża odbiór i sprawia, że wiele osób po książkę nie sięgnie.

Trzecim jest powtarzanie krzywdzących słów o Protagorasie z Abdery, który niby miał manipulować informacją, posługiwać się pięknym słowem bez podstaw, czyli wiedzy. To, że kolejne pokolenia sofistów były durniami nie trzeba od razu tej cechy przyklejać przedstawicielom starego pokolenia.

Mimo tego książka jest wartościowa ze względu na uświadamianie jak wielkim złem mogą być media, które (przy dobrych intencjach) można wykorzystać do edukacji, rozwoju kultury i cywilizacji. Częściowo się to udaje. Jeśli przypomnimy sobie jakie programy rozrywkowe serwowaliśmy naszym mózgom w dzieciństwie czy czasach młodości to powinniśmy odbyć wielką pokutę polegającą na maratonie przez dobre książki, by nasze szare komórki nam wybaczyły.

Książkę zdecydowanie polecam osobom, które chcą się wyzwolić z sideł medialnej manipulacji.

Szymon Nowak

http://www.wydawnictwofronda.pl/oddzialy-wykletych#more-7296
Szymon Nowak to urodzony w 1973 roku w Skierniewicach historyk. Jest absolwentem wydziału historii Wyższej Szkoły Humanistyczno-Pedagogicznej w Łowiczu. Współpracuje ze Stowarzyszeniem Pamięci Powstania Warszawskiego 1944 oraz z portalem historia.org.pl. Publikuje w czasopismach historyczno-wojskowych, np. „Militaria XX wieku”, „Aero” i „Biuletyn IPN. Pamięć.pl”. Jest autorem książek: „Przyczółek Czerniakowski 1944” (2011), „Puszcza Kampinoska–Jaktorów 1944” (2011), „Ostatni szturm. Ze Starówki do Śródmieścia 1944” (2012) oraz „Oddziały Wyklętych” (2014).
O ostatniej książce Szymona Nowaka napisałam "Zwycięzcy i bandyci" oraz "Oddziały wyklętych" 
AS: Jest pan historykiem, który – jak przystało na każdego wchodzącego w dzieje ludzkości – otarł się o wiele kontrowersyjnych tematów. Wybrał pan Żołnierzy Wyklętych. Od czego zaczęło się pańskie zainteresowanie tym tematem? Skąd pomysł na tego typu książkę?
Szymon Nowak: Od dawna interesuje mnie historia, a szczególnie dzieje Powstania Warszawskiego. Śledząc dalszą historię Polski (po Powstaniu), zauważamy, że koniec II wojny światowej wcale nie oznaczał wolności naszego kraju. Prześledźmy te wydarzenia: kapitulacja Powstania, "wyzwolenie" Polski, rozkaz rozwiązania AK, aresztowanie gen. Okulickiego i przywódców państwa podziemnego, wreszcie kapitulacja Niemiec i koniec wojny. Te wydarzenia w ogóle nie oznaczały, że Polska (choć teoretycznie w grupie państw zwycięskich) wygrała te zmagania. Kraj został zalany wojskami sowieckimi (Armia Czerwona i NKWD) oraz polskimi komunistami często przywiezionymi na ciężarówkach ze wschodu. Polscy patrioci i żołnierze armii podziemnej byli aresztowani często za samą działalność w ANTYNIEMIECKIM podziemiu. Muszę podkreślić, że książka "Oddziały Wyklętych" to wielka zasługa Wydawnictwa Fronda i Pana Michała Jeżewskiego.
AS: Czyli żołnierze nie byli aresztowani za działalność antyrosyjską czy antykomunistyczną, ale za sam fakt walki z jakimkolwiek najeźdźcą?
Szymon Nowak: Polscy konspiratorzy początkowo zatrzymywani byli przez NKWD za samą przynależność do jakiejkolwiek organizacji konspiracyjnej, ale antyniemieckiej, działającej w czasie niemieckiej okupacji naszego kraju. Należy to twardo podkreślać. Na samym początku tzw. „wyzwolenia”, oni nawet nie zdążyli zacząć konspirować antysowiecko, a już zjawiali się uzbrojeni funkcjonariusze z imiennymi listami i zatrzymywali. Za przynależność do AK, do NOW, do NSZ, ale też do BCh. Dopiero potem tworzyły się partyzanckie grupy samoobrony, do których dołączali kolejni polscy patrioci zagrożeni aresztowaniem i więzieniem. Ucieczka do lasu z bronią w ręku, to ratowanie swej wolności, a niekiedy życia.
AS: Co to dokładnie znaczy, że owi żołnierze zostali wyklęci? Jak do ich służby podeszły powojenne władze?
Szymon Nowak: Żołnierze Wyklęci to dla nas Polaków żołnierze niezłomni, którzy w najkrytyczniejszej godzinie próby nie złożyli broni, trwając w walce o Polskę, nawet wtedy, kiedy zamieniono Polakom jedną okupację niemiecką na drugą sowieckiej Rosji. Określenie "wyklęci", oznacza, że żołnierze ci już za życia zostali przez Sowietów i polskich komunistów przeklęci, wyklęci. A pamięć o nich miała istnieć jedynie jako o "reakcyjnych bandytach". Dlatego komunistyczna propaganda tak szeroko serwowała określenia o "bandach", "rabunkach", o "bratobójczych walkach" i "wojnie domowej".
AS: Rozkazy złożenia broni jednak zostały wydane i z perspektywy posłuszeństwa władzy byli kimś na wzór hiszpańskiej Falangi walczącej z komunizmem z tą różnicą, że konserwatyści w Hiszpanii wygrali, a u nas przegrali z ideologią przemyconą ze wschodu. Kiedy te rozkazy wydano? Po ustanowieniu władzy komunistycznej?
Szymon Nowak: To częściowo prawda. Ostatni Komendant AK gen. Okulicki ps. „Niedźwiadek” wydał rozkaz rozwiązania podziemnej armii. Ale również  - co należy podkreślić – napisał w nim, że „Polska według rosyjskiej recepty, nie jest tą Polską, o którą bijemy się szósty rok z Niemcami”. Dodawał, że zajęcie Polski przez Armię Czerwoną to zamiana jednej okupacji na drugą, a zwycięstwo sowieckie nie kończy wojny. Innymi słowy rozkaz zaprzestania walki padł, ale w jego treści (również tak „między wierszami”) można było odczytać nawoływanie do dalszej walki o Polskę, może już nie z bronią w ręku, ale np. do politycznego zmagania się z komunistami. Z interpretacją tego rozkazu było też różnie, niektórzy od razu się jemu podporządkowali (np. początkowo Antoni Heda „Szary”), ale niektórzy odczytali to jako przesłanie do kontynuacji boju (np. Stanisław Sojczyński „Warszyc”, czy Władysław Liniarski „Mścisław”). Te rozkazy o zaprzestaniu walki z bronią w ręku były potem ponawiane np. znana deklaracja wydana z komunistycznego więzienia przez Jana Mazurkiewicza „Radosława”. Zresztą kolejne komunistyczne amnestie z 1945 r. i 1947 r. miały na celu „rozładowanie lasów” i zachęcały do ujawnienia się, obiecując brak konsekwencji. Jak to było w rzeczywistości wiemy dobrze. Nawet jeśli niektórzy wierzyli w pokojowe zwycięstwo z komunistami, to sfałszowane referendum ludowe z 1946 r. i wybory z 1947 r. pozbawiły złudzeń. Nawet mój dziadek opowiadał jak zwolenników Mikołajczyka zamykano na czas wyborów 19 stycznia 1947 roku.
AS: Dlaczego w frankistowskiej Hiszpanii taki bunt wojska był uważany za obronę wartości, a u nas za zdradę?
Szymon Nowak: Na początku należy zadać sobie pytanie: czy PRL 1944-1989 to wolny i niepodległy kraj, czy też całkowicie zależny od Moskwy i rządzony przez polskich komunistów wypełniających dokładnie dyrektywy Kremla. Jeśli ktoś uważa tą Polskę za wolne państwo, to ma prawo nawet teraz pisać o żołnierzach wyklętych jako o bandytach, a ich walkę potępiać, gdyż teoretycznie prowadzona była przeciw „legalnej” władzy. Ja jednak twierdzę, że komunistyczna PRL nie była TĄ Polską i dlatego uważam żołnierzy niezłomnych za bohaterów, a nie bandytów. Myślę, że gdyby nie potężny ZSRR i jego armia stacjonująca w naszym kraju po II wojnie światowej, polscy komuniści nie utrzymali by się przy władzy. Zostaliby wyrzuceni w niebyt historii przez niezadowolone z ich rządów polskie społeczeństwo, a ich zbrojne ramię albo przyłączyłoby się do „bandytów” z AK i NSZ, albo zostałoby rozbite przez żołnierzy wyklętych.
AS: Często spotykam się ze stwierdzeniami dotyczącymi działalności żołnierzy wyklętych "mordercy ludności cywilnej są mordercami, a nie żadnymi żołnierzami wyklętymi". Pasuje też zbrodniarze itp. 
Szymon Nowak: Dziesięciolecia propagandy PRL (ale i współcześnie) namieszały wiele w polskiej świadomości narodowej. Namąciły w ten sposób, że i współcześnie słychać głosy o "bandytach z WiN czy NSZ". Często to nawet dla propagandzistów było zupełnie obojętne z jakiego ugrupowania była dana grupa. Batalionowi Żubryda przyprawiano "łatkę" WiN-u, choć naprawdę oddział ten był związany z NSZ.
Należy pamiętać, że faktycznie istniały komunistyczne grupy "przebierańców", tzw. grupy prowokacyjne, podszywające się pod oddziały antykomunistyczne. Lata powojenne sprzyjały również powstawaniu i działalności zwyczajnych band rabunkowych, a ich przestępstwa zapisywano na konto miejscowych oddziałów antykomunistycznych, by jeszcze bardziej je skompromitować i obrzydzić w oczach ludności cywilnej. Istnieją również przypadki, kiedy pojedynczy konspiratorzy np. z AK, przekreślali swą chlubną przeszłość w podziemiu antyniemieckim i antykomunistycznym, i tworzyli zwykłe szajki rabunkowe. 
Przytoczone przykłady pacyfikacji we wsiach Wierzchowiny i Puchaczów, to "czarna legenda" podziemia antykomunistycznego. Należy pamiętać, że mieszkańcy tych wsi sprzyjali komunistom, czyli w ocenie żołnierzy drugiej konspiracji - pomagali zdrajcom Polski. Część mieszkańców należała do PPR, MO i UB. Byli tam donosiciele UB i Ukraińcy, co jeszcze bardziej podgrzało antagonizm po rzeziach UPA na Wołyniu. Nie jestem w stanie zweryfikować informacji, że w Wierzchowinach część zbrodni to działalność wspomnianych wcześniej komunistycznych grup prowokacyjnych. Być może tak było. Liczba ofiar tych pacyfikacji pozwala wyciągnąć wniosek, że w tych przypadkach być może akcje wymknęły się spod kontroli dowodzących. Nie należy usprawiedliwiać takich działań, ale pamiętajmy, że żołnierze podziemia widzieli zachowania komunistów po wkroczeniu Sowietów. Widzieli zbrodnie NKWD i UB często na bezbronnych osobach z własnych rodzin, widzieli zbrodnie Ukraińców na bezbronnych Polakach.
AS: Istniała ideologia walki?
Szymon Nowak: Ideologię prowadzenia dalszej walki określał ostatni Komendant AK, gen. Okulicki, który w rozkazie rozwiązania AK napisał m. in.:, że "obecne zwycięstwo sowieckie nie kończy wojny". Kolejne organizacje: Nie-DSZ-WiN, były kontynuacją AK i ciągłością organizacji konspiracyjnych po wejściu Rosjan. Oddziały leśne podległe tym organizacjom (ale nie tylko, gdyż były jeszcze NSZ, NOW-NZW, KWP, WSGO "Warta") trwały w walce, początkowo oczekując na rozwój wypadków na politycznej scenie międzynarodowej i wybuch III wojny światowej. Po sfałszowanych wyborach i amnestii (1947 r.), w lasach pozostało już niewielu bojowników. Wówczas, oprócz wzniosłej walki o wolną Ojczyznę, ich działalność cechowała niejednokrotnie zwykła próba ratowania życia, zagrożonego przez nowy socjalistyczny ład.

poniedziałek, 28 kwietnia 2014

M. Warecki, W. Warecki "Pożeracze mózgów"

http://www.wydawnictwofronda.pl/pozeracze-mozgow
M. Warecki, W. Warecki, Pożeracze mózgów, Warszawa "Fronda" 2013
"Pożeracze mózgów" to bardzo nietypowa książka przypominająca współczesne podręczniki, przez co ma zachęcić młodzież do sięgnięcia po nią. Temat poruszany wart jest przemyślenia: media i manipulacja. To, że media kreują świat wiemy, ale wypieramy ze swojej świadomości rozległość kształtowania opinii ludzi oglądających. Już w swojej książce Postman (Zabawić się na śmierć) przestrzega przed zbyt wielką obecnością mediów w życiu. On dopiero miał przedsmak tego, co dziś nas otacza: od telewizorów, przez radio po portale społecznościowe. Wszędzie tam istnieją kreatorzy wizerunku świata i pożeracze czasu. Młodzi często nie odwiedzają siebie tylko godzinami SMS-ują lub czatują. Robią z siebie niewolników nowych sposobów komunikowania i korzystania ze sprzętu. Histerycznie myślą o milczącym telefonie, nie potrafią nie oddzwonić czy nie odpisać, bo każdy kontakt ich zdaniem musi być zwrotny. Koło się zapętla, rozrasta. Gdzie w tym wszystkim czas na własne szczęście?
Książka jest dialogiem między Tomkiem i Ewą – dwójka przyjaciół, którzy zauważają jak bardzo media kształtują ich myślenie. Książka jest zbiorem dialogów między dwójką nastolatków uzupełnia szereg odsyłaczy (fotokod + link) do publikacji, testów i filmów o takiej tematyce, jak: gry, internet, pornografia, reklamy, Radio Maryja, Harry Potter, nuda, wampiry, autorytety, kino, IPN, świat „homo”, Facebook, Oddziały Wyklęte itd. Podważa ideologie podawaną każdego dnia mózgom osób, których nie stać na samodzielny, dobrowolny wysiłek intelektualny.
Mimo że książka została napisana z myślą o nastolatkach uważam, że powinno z niej skorzystać również wielu dorosłych, by mogli odkryć jak wielkimi niewolnikami techniki się stali.
Książka jest jedną z nagród w konkursie z okazji Dnia Dziecka. Bardzo dziękuję za nią Wydawnictwu Fronda
http://www.wydawnictwofronda.pl/pozeracze-mozgow
http://www.wydawnictwofronda.pl/pozeracze-mozgowhttp://www.wydawnictwofronda.pl/pozeracze-mozgowhttp://www.wydawnictwofronda.pl/pozeracze-mozgow
 

Zbigniew Kaliszuk "Katolik ofiarą?"

http://www.wydawnictwofronda.pl/druga-czesc-ksiazki-katolik-frajerem
Zbigniew Kaliszuk, Katolik ofiarą? Miłość i cierpienie, Warszawa "Fronda" 2012
Mam mieszane uczucia, kiedy słyszę o małżeństwie i stosunku do nich środowisk związanych z jakąkolwiek religią. Niejeden prawicowy i pseudoprawicowy polityk pokazał nam jak owe ideały mają się do życia: ciężarna żona w domu a inna kobieta do zaspokojenia męskiej fizjologii… Mimo tego ciągle powstają książki – mniejszych i większych autorytetów – w których przekonuje się o konieczności dbania o małżeństwo. Oni też doskonale wiedzą jak dobre małżeństwo powinno wyglądać. Problem bycia razem, tworzenia związku opisują w różny sposób. Łączy je jedno: zdrowe podejście do emocji i wierności. Autorzy nie oszukują nas, że pierwsze zauroczenie będzie trwało wiecznie, że nie będzie sprzeczek, że we wszystkim będziemy się zgadzać z połówką, że zawsze oboje będziemy w doskonałych humorach, zdrowi, piękni, młodzi, inteligentni, bogaci z gromadką idealnie hodowanych dzieci, które nie będą stwarzały problemów wychowawczych i będą lepszymi kopiami nas.
Życie jednak jest brutalne i nijak ma się do tych ideałów. Ludzie są mali i słabi, cierpimy na „sprawiedliwość” z wiersza Jana Twardowskiego „nierówni potrzebują siebie / im łatwiej zrozumieć że każdy jest dla wszystkich”. Gdybyśmy byli tacy sami to nikt nie potrzebowałby innych – to jest podstawa do zrozumienia sensu tworzenia stałego związku. Levinas przekonuje nas, że każdy kontakt z Innym jest swoistym spotkaniem, w które trzeba włożyć akceptację i miłość oraz podejść z otwartym sercem. Echa tego słyszymy u polskiego filozofa – Tischnera – który podkreśla, że ludzie są z natury dobrzy i w tym spotkaniu trzeba dbać o dobro w drugim (to co dajemy innym wraca do nas z podwójną siłą).
Autor książki „Katolik ofiarą? Miłość i cierpienie” również zachęcają do dbania o to, co między dwoma ludźmi dobre. Radzą jednak dobrze lokować swe uczucia by związek nie zakończył się wielkim emocjonalnym krachem, jakim jest rozwód. Jeśli już jesteśmy w związku to każdego dnia trzeba o niego dbać. Podstawą jest posiadanie czasu i dobroci dla partnera
Zbigniew Kaliszuk rozmawia o pracy nad związkiem z Michałem Piekarą, Markiem Dziewieckim, Ksawerym Knotzem, Magdaleną Korzekwą, Szymonem Grzelakiem, Bogdanem Stelmachem, Ryszardem Rytkowskim, Dariuszem Szyszką, Mikołajem Foksem, Kazimierzem Szałatą, Krzysztofem Ziemcem, Michałem Paradowskim, Justyną Adamczyk, Jackiem Olszewskim, Maciejem Makułą, Michałem Jelińskim, Szymonem Kołeckim, Janem Melą, Małgorzatą Chmielewską, Martą Brzezińską i Anną Gołędzinowską.
Czytając wypowiedź Piekary przypomniał mi się jeden z felietonów Aloszy Awdiejewa ze zbioru „Szkice z filozofii potocznej” dotyczący miłości. Rosyjskiego pochodzenia poeta z dystansem pisze o miłości, którą ludzie darzą innych na siłę, by otrzymać wdzięczność za uczucia. Zauważa on, że istnieją ludzie, którzy kochają nie tylko tych, którzy o to nie proszą, ale też i tych którzy tego nie chcą. Darzą innych uczuciem, bo nie są w stanie obdarzyć nim siebie. Rozmówca Kaliszuka (podobnie jak Awdiejew) przekonuje nas , że taka miłość nie może trwać, ponieważ opiera się an próbie zaspokojenia własnych potrzeb przy użyciu innej osoby oraz jej dowartościowania.
CO JEST WAŻNE W BUDOWANIU UDANEGO MAŁŻEŃSTWA?
Autorzy wymieniają:
-podobne idee i wartości,
-udana komunikacja,
-brak monotonii,
-dbałość o uczucia drugiej osoby,
romantyczność (dawanie i nieoczekiwanie niczego w zamian),
-czas dla drugiej osoby,
-wierność.
Temat małżeństwa jest nudny jak flaki z olejem i oklepany. Jednak czytając pierwszą część książki śmiałam się z anegdot z życia rozmówców, które ubarwiały tekst. Niestety trudno ocenić mi drugą część książki (cierpienie i śmierć w kontekście wiary), ponieważ jest to ideologia nieco obca mojemu spojrzeniu na świat.

"Katolik ofiarą? Miłość i cierpienie" to druga książka z serii "Poruszyć Niebo i Ziemię", zaplanowanej na trzy publikacje. Podobnie jak poprzedzająca ją "Katolik frajerem?" jest efektem cyklu spotkań i dyskusji, jakie Akademickie Stowarzyszenie Katolickie Soli Deo zorganizowało na warszawskich uczelniach. Zbigniew Kaliszuk zebrał fragmenty wystąpień gości, rozmów z nimi przeprowadzonych oraz komentarze, krótkie eseje i uzupełnienia dotyczące poruszanej tematyki.
Ponieważ cykl spotkań "Poruszyć Niebo i Ziemię" obejmował dość szeroką tematykę, poszczególne publikacje w obrębie tej serii skupiają się na wybranych zagadnieniach. "Katolik ofiarą?" dotyka dwóch kwestii: miłości oraz cierpienia. Miłość zdefiniowana jest tu szeroko, zarówno jako emocja i poważne uczucie, jak i miłość fizyczna. Poruszona zostaje kwestia instytucji małżeństwa i czystości przedmałżeńskiej, życia w narzeczeństwie. Cierpienie natomiast ujmowane jest bardziej teoretycznie – autorzy zadają sobie pytania o (bez)sens cierpienia, jego istotę i próbę, na którą nas wystawia. Mówią o śmierci, chorobie, kalectwie, ale i cierpieniu materialnym, ubóstwie, bezdomności.
Pierwsza część wydaje się ciekawsza. Katolickie ujęcie miłości (zwłaszcza miłości spod znaku 'eros', mniej 'agape' czy 'philia') budzi wiele emocji i uważane jest często za nieprzystające do współczesnej kultury, emanującej erotyką i nastawionej konsumpcyjnie. Zbigniew Kaliszuk, a także obficie w tej części przytaczany Michał Piekara, starają się pokazać, że miłość w wydaniu katolika ma nie tylko szansę istnienia w dzisiejszych czasach, lecz także posiada swoistą wartość jako alternatywa dla przelotnych romansów i niszczących miłostek praktykowanych współcześnie. O tym jak to w praktyce wygląda pisałam na początku.
Kaliszuk i Piekara wydają się żyć w innym świecie: w pierwszej połowie XIX wieku, gdzie panował tradycyjny podział ról. Wizja partnerstwa, jaka budowana jest na łamach książki "Katolik ofiarą?", zakłada aktywną rolę mężczyzny i pasywną rolę kobiety. To mężczyzna zdobywa kobietę, stara się o jej względy. Podobnie mężczyźnie zależy na kontaktach seksualnych, podczas gdy kobieta wolna jest od tak przyziemnych potrzeb, a współżycie jest dla niej spełnieniem obowiązku małżeńskiego. Do tego autorzy są święcie przekonani, że kobiety ciągle chcą być przytulane (nawet podczas kłótni).
Książka jest skierowana do katolików, którzy szukają partnera, są w związku lub stoją na granicy jego rozpadu. Wiele porad może skłonić do spojrzenia na siebie z odmiennej perspektywy. Śmiało mogą po tę książkę sięgnąć już gimnazjaliści, którzy zaczynają randkować.