wtorek, 20 maja 2014

Renata Diaków

Dziś zachęcam Was do przeczytania mojego wywiadu z Renatą Diaków, autorką „Artysty zmartwychwstałego”, wieloletnią organizatorką rodzinnego teatru „Pinokio”, kobietą, która uczy siebie i innych oraz nie boi się żadnych prac i potrafi swoim optymizmem i energią zachęcić ludzi z otoczenia do działania. Książkę Renaty diaków polecałam w rachunku sumienia z marca.
AS: Pani Renato, gratuluję książki. Nie bała się pani odwołań do tradycji religijnych? Ostatnio w Polsce nasilają się skrajności: za i przeciw, przez co książki, które w jakikolwiek sposób poruszają tematykę religijną, ocierają się o tę kulturę uchodzą za niebezpieczne, więc unika się wydawania. Jak to było w pani przypadku?
Renata Diaków: Z wydaniem książki nie było problemu. Tematyka religijna pojawia się w mojej książce, ponieważ ja jestem osobą wierzącą, ale kościół, jako instytucja bardzo mnie razi. Poza tym dostrzegam wiele hipokryzji w życiu codziennym. Ludzie często deklarują, że są wierzący, że chodzą do kościoła, a nie znają „Pisma Świętego”, symboliki, nie poszukują samych siebie, a przecież wiara to szukanie dróg do swego wnętrza, jego głębi. Cieszę się, że w Polsce w końcu ma miejsce żywa dyskusja na temat kościoła.
Książka… cóż, moim założeniem było pokazanie drogi, którą główny bohater musiał przejść docierając do najciemniejszych zakamarków swojej duszy, by odnaleźć sens życia. Wiara, daje taką możliwość.
Czy się bałam? Nie. Literatura powinna wzbudzać emocje. Dziś na TVP KULTURA oglądałam Halę odlotów. Była dyskusja na temat kościoła i ateistów. Padło bardzo mądre stwierdzenie, że dla kościoła zagrożeniem są ludzie "letni", a powinni być albo "zimni", albo "gorący" Ja także chciałam, aby moja książka była w odbiorze "zimna" albo "gorąca", ale nie "letnia". "Letniość" daje poczucie bezpieczeństwa, ale sprawia, że drepczemy w miejscu.
AS: Jak na połączenie komunistycznych realiów i artystę, którego życie zostało ułożone w "drogę krzyżową" patrzyli wydawcy?
Renata Diaków: Wszystkie wydawnictwa, do których wysłałam manuskrypt odpowiadały, że tekst jest interesujący, choć kontrowersyjny, ale taka powinna być sztuka- powinna pozostawiać odbiorcy przestrzeń do dyskusji.
AS: Skąd w takim razie bierze się ogrom "czytadeł" i brak zainteresowania kontrowersyjną literaturą na polskim i światowym rynku wydawniczym?
Renata Diaków: To raczej pytanie do wydawców i czytelników. Mnie oburza fakt, że polskie wydawnictwa mają tendencję do wydawania autorów rodem z USA, których książki bardzo często są relacją z życia konkretnej osoby. To trochę reality show tylko w wersji papierowej Może sami czytelnicy są mniej wymagający? Żyjemy w plastikowych czasach, gdzie strofy wierszy cenionych poetów były nadrukowywane na papierze toaletowym. Może tu jest klucz do zrozumienia tego, dlaczego na rynku wydawniczym pojawia się mnóstwo "czytadeł"...
AS: Ile czasu pani poświęca swojemu rozwojowi intelektualnemu? Jaką rozrywkę intelektualną pani preferuje?
Renata Diaków: Trudno mi określić czas ilościowo... Przede wszystkim czytam, bywam na spotkaniach autorskich, lubię teatr i koncerty w filharmonii. Od 1999 roku sama współtworzę teatr. Uczestniczyłam dzięki temu w wielu festiwalach teatralnych Bliskie jest mi też środowisko artystów malarzy i środowisko naukowe, akademickie związane z filozofią i sztuką. Poza tym rozmowy z ludźmi nauki i sztuki są bardzo inspirujące. Często przeradzają się w interesujące projekty.
AS: Z czego jest pani w swojej twórczości najbardziej dumna?
Renata Diaków: Otrzymuję informacje zwrotne od czytelników, także w formie listów. Ich treść dowodzi, że to, co piszę nie pozostaje dla nich obojętne, ale wywołuje emocje, często bardzo skrajne, a na tym zależy mi najbardziej, bo one poruszają to, co statyczne, wbrew modom, wbrew trendom, dają mi poczucie, że moje pisanie ma sens. Z odczuwaniem dumy jestem ostrożna, bo duma łatwo przeradza się w pychę.
AS: W „Artyście zmartwychwstałym" poruszyła pani temat artysty w zderzeniu z rzeczywistością. Czy temat artysty, który nie może odnaleźć się w normalnym życiu nie jest już w literaturze zbyt oklepany?
Renata Diaków: Czy życie może być "oklepane"? Jeśli tak to, po co pisać o życiu? Pisząc nie zastanawiam się nad tym, czy temat jest "oklepany" czy nie. Mam coś do przekazania, pragnę się podzielić swoimi przemyśleniami, więc piszę. Kto powiedział, że trzeba pisać w sposób nowatorski, żeby pisać? Piszę tak, jak czuję o tym, co mnie porusza. Ten temat mnie poruszył, ale o tym może za 30 lat w autobiografii...
AS: Zatem książki mają być dla ludzi a nie dla eksperymentów ze stylami i słowem?
Renata Diaków: Czy ci, którzy dokonują krytyki nie są ludźmi? Poza tym ja lubię bawić się słowem. Słowa mają wielką moc. Są jak zaklęcia. Wystarczy je pomyśleć, by wprawić w ruch magiczną machinę zdarzeń, które nastąpią.
AS: „Artysta zmartwychwstały” jest pani debiutem książkowym? W wielu wydawnictwach starała się pani wydać tę powieść?
Renata Diaków: Manuskrypt wysłałam do 16 wydawnictw.
AS: Ile w ogóle nie było zainteresowanych? Znam rekordzistów, którzy wysyłali do około stu. Jaki jest problem z polskimi wydawnictwami? Dlaczego niechętnie wydają polskich pisarzy.
Renata Diaków: Opinia zawsze była pozytywna, ale odmowę tłumaczono tym, że wydawnictwo ma już wypełniony plan wydawniczy na cały rok. Poza tym myślę, że jeśli nie jest się celebrytą, nie prowadzi się skandalicznego życia, to trudno w Polsce wydać książkę. Proszę zauważyć jak wiele książek dziś wydają osoby znane z ekranu telewizji...
AS: Artyści ponoć zawsze prowadzili kontrowersyjne życie. Czy człowiek "ułożony" niemal jak Kant ma szanse na karierę w małym światku literackim?
Renata Diaków: Kontrowersyjne tak, moje życie też takie bywa, ale to nie to samo, co skandal... Mnie nie chodzi o to, by robić szum wokół mojej osoby z powodu tego, jak żyję... Chcę, by doceniano to, co piszę. Poza tym uważam, że człowiek ułożony też może być artystą. Bo cóż znaczy "być ułożonym"? Dla jednego to żyć wg norm wyznaczonych przez społeczeństwo, dla drugiego, to żyć wg własnych zasad. Ja preferuję ten drugi styl życia. Żyję dla siebie, piszę dla innych.
AS: Często czytam wywiady zagranicznych autorów. Przekonują w nich młodych ludzi, że aby pisać najpierw trzeba bardzo pobłądzić, „żyć na maksa”, być spontanicznym. Czy w takim podejściu nie ma pewnej monotonii?
Renata Diaków: Być może jest, ale jeśli tak to wtedy, gdy jest wyreżyserowana. Prawdą jest to, że doświadczenia i przeżycia artysty rzutują na jego twórczość. Można więc wysnuć wniosek, że im bogatsze życie twórcy, tym bogatsza jego twórczość. Mam tu na myśli bogactwo duchowe, emocjonalne, doświadczanie siebie...
AS: Jak wygląda pani codzienność?
Renata Diaków: Moja codzienność jest niecodzienna. Nie lubię monotonii. Każda sfera mojego życia jest naznaczona niezwykłością.
Pewien starzec sadził jabłoń w ogrodzie. Obok przechodził młodzieniec i pyta:
- Dziadku, po co sadzisz to drzewo?
Starzec, rzekł:
- Sadzę tę jabłoń, bo kiedyś skosztuję jej jabłek. ( W domyśle - będę żył wiecznie)
- A ty, dlaczego nie posadzisz jabłoni w swym ogrodzie? – zapytał dziadek młodzieńca.
- Bo ja żyję tak, jakby każdy dzień miał być moim ostatnim. Każdego dnia delektuję się smakiem jabłek.
Nie chcę czekać, chcę doświadczać. Czasem jabłko ma słodki smak, czasem gorzki...
AS: Czasami słyszę opinię, że artyści to lenie. Oglądając film dokumentalny z działalności Grotowskiego doszłam do wniosku, że są pracoholikami, ponieważ całe ich życie to ciężka praca i ciągłe tworzenie lub odtwarzanie. Istnieje złoty środek?
Renata Diaków: Nie ma złotego środka. Artysta tworzy nieustannie. To jest bardzo wyczerpujące. Dlatego po bardzo intensywnych okresach pracy następują okresy wyciszenia, izolacji, zamykania się we własnym świecie, ale to bywa niebezpieczne, zwłaszcza dla artystów wiodących samotniczy tryb życia...
AS: Jest w tym całym światku miejsce na rodzinę? Dzieci? Jak radzą sobie kobiety artystki z macierzyństwem?
Renata Diaków: Tak. Ja mam rodzinę. Dwie córki, już dorosłe, męża. Mam też psa – bernardyna i kota, przyjaciół, siostry, rodziców, babcię... Gdy dzieci były małe pisałam mało, ale dużo czytałam dla nich, a gdy zasnęły dla siebie. Poza tym, w tym czasie, gdy moje córki były małe bardziej poświęcałam się działalności teatralnej. Razem tworzyliśmy teatr, który działał od 1999 roku. To teatr rodzinny, więc moje życie codzienne było wówczas bajkowe.
Kolejna książka, którą zamierzam wydać to książka dla dzieci. Cykl baśni "Smocze opowieści". Choć w podtytule jest sugestia, że to opowieści dla małych i dużych.
Książki:
"Smocze opowieści"

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz