wtorek, 10 czerwca 2014

Michał Krupa "Łosoś norwesko –chiński"

http://wydawnictwopsychoskok.pl/ksiazka/184/losos-norwesko-chinski
Michał Krupa, Łosoś norwesko –chiński, Konin „psychoskok” 2014
Pierwsza książka Michała Krupy „Cześć, mam na imię Michał” poruszała społecznie bardzo ważne kwestie: uzależnienia i degradacji człowieka. Książka była napisana delikatnie, sprawiając wrażenie rozmowy podczas terapii lub zapisów pod jej wpływem. Można było oczekiwać, że autor w kolejnych książkach będzie kontynuował ten swój sposób pisania, ale ku memu zaskoczeniu stało się inaczej. Z jednej strony dobrze, a z drugiej nie za bardzo. „Łosoś norwesko – chiński” nosi piętno pośpiechu w pisaniu. Na szczęście nie wpływa to negatywnie na przekaz.
Pierwsze, co może nas uderzyć w jego książce to obnażanie narodowej ignorancji: od pisarzy przez język po stosunki międzyludzkie. Wprawną ręką przerysowuje bohaterów, uwypukla ich negatywne cechy, przez co stają się groteskowi, a ich zachowania zmuszają nas (nawet jeśli bardzo się staramy zachować powagę) do śmiechu.
Głównym bohaterem jest Maciej Prus: przeciętny polski samiec po studiach pseudo – ścisłych (czyli takich, w których więcej trzeba intuicji niż wiedzy konkretnej). Wszystkie postaci wkraczające w akcję zadają mu podstawowe pytanie: Potomek tego Prusa?”. Oczywiście okazuje się, że nic poza nazwiskiem nie wiedzą o TYM sławnym Prusie. Coś ktoś ze szkoły pamięta, ale nie do końca to jest to. Z podobnymi sytuacjami i ja mam do czynienia. Lepiej wykształceni pytają się czy jesteśmy potomkami generała Sikorskiego. Zawsze muszę tłumaczyć, że on miał córkę, więc nazwisko po nim nie przetrwało. Mniej wykształceni pytają się, czy mam Radka w rodzinie. No mam, ale to nie ten słynny, o którym myślicie. Czyli takie paradoksy są jak najbardziej prawdopodobne.
Przygoda zaczyna się od kryzysu wieku średniego. czterdziestoletni bohater postanawia spisać filozoficzne refleksje na temat własnego życia. Pisanie oczywiście idzie mu bardzo nieudolnie, a z pomocą przychodzi zawsze kumpel Filip wyciągający Macieja ze stanów zwątpienia i zawieszenia twórczego polegającego na niemocy napisania pierwszych zdań. Wiadomo, że one są najważniejsze: od nich zależy czy ewentualny czytelnik będzie zainteresowany całością. Ta świadomość zabija wszelką moc kreatywną potencjalnego pisarza. Po wielu mękach i próbach Filip ratuje przyjaciela z opresji: kupuje mu tygodniowe wczasy w Ruchanku Dolnym, w którym znajduje się osobliwy hotel stworzony w celach wzajemnej erotycznej konsumpcji. Nie brakuje tam luksusów, a usytuowanie w Puszczy Noteckiej sprawia wrażenie odcięcia od codzienności. I tym jest dla wielu odwiedzających. Wyjazd w to miejsce staje się początkiem wielkich przygód w stylu „Kronik Jakuba Wędrowycza” Pilipiuka. Szybko i przypadkowo nawiązana łóżkowa znajomość wrzucą Macieja w wir wydarzeń. Stanie się celem dla trzech wywiadów.
W całej akcji bohater (mimo zagrożenia życia) skupia się na pięknej agentce Agacie, która staje się dla niego niezdobytym obiektem seksualnym. Kobiety dla niego spełniają jedynie funkcję erotyczną, przez co muszą być ładne. Reszta się nie liczy. Często jednak odkrywa, że kobiety z jego grupy wiekowej są już brzydkie (jakby nie widział wpływającego czasu na swoim ciele). Całość sprawia wrażenie przerysowanego i ujętego w ramy powieści „Trzeciego szympansa” Jareda Diamonda. Do tego Jakubiak z polskiego wywiadu jest piękną karykaturą wszystkich „super facetów”, w których wcielił się Schwarzenegger: taki troszkę „Arni” z „13 posterunku”.
Książka lekka, przyjemna i śmieszna, a do tego przesycona nieprawdopodobnymi zdarzeniami, starciami, ucieczkami, pościgami, przelewem krwi i niszczeniem wszystkiego, co stanie na drodze. Na szczęście wszystko ma swój szczęśliwy koniec.
Ze względu na krwawe sceny i sporą dawkę erotyki polecam wszystkim pełnoletnim.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz