wtorek, 30 kwietnia 2024

Edward Ashton "Mickey 7"


Ludzkość niszczy Ziemię. Prędzej czy później będziemy zmuszeni do wyruszenia z naszej planety gdzieś w przestworza. Na razie jeszcze da się tu żyć i nie mamy odpowiedniej technologii, aby się ewakuować. I to nie dlatego, że nie jesteśmy zdolni tylko z powodu rozpraszania naszego potencjału na sprawy mało istotne, toczenie wojenek w imię ideologii, w których przemoc odgrywa ważną rolę i jest narzędziem zarządzania ludźmi. Mimo tych niedogodności robimy postępy. Często przy okazji zbrojenia się. I to wyrabia w nas złe nawyki. Jesteśmy przekonani, że powodzenie możliwe jest tylko wtedy, kiedy jest się tyranem, a zmiany napędza poczucie krzywdy. A co jeśli wcale nie potrzebujemy walczyć, żeby coś osiągnąć? Co jeśli przemoc odciąga nas od osiągnięcia celu? Te pytania pojawiają się jako tło w książce Edwarda Ashtona „Mickey 7”.

Opowieść otwiera niebezpieczna misja. Ludzie starają się skolonizować Nifheim i z tego powodu od czasu do czasu wyruszają poza bazę główną. Poznawanie terenu w towarzystwie Berto kończy się wypadkiem. Mickey wpada do rozpadliny, która okazuje się gigantycznym tunelem w śniegu. Ranny bohater zostaje porzucony przez towarzysza ekspedycji. Brak pomocy to pewna śmierć dziesiątki metrów pod powierzchnią lodu. Nie jest to pierwsza tego typu sytuacja. Mickey podobnych doświadczeń ma na swoim koncie już sześć. Większości nie pamięta z powodu wypadków, których przebieg zna z wersji swojego towarzysza i przyjaciela z dzieciństwa, Berta. Dlaczego mimo tego bohater ciągle żyje? Wszystko dzięki nowym technologiom możliwości drukowania człowieka oraz wbudowywania mu zgranej pamięci. Czy to rozwiązuje problem i czyni taką osobę nieśmiertelną? Można by stwierdzić, że tak. W końcu ma dokładnie te same doświadczenia i pamięć. A co jeśli to nie wystarcza? Takie pytania postawi sobie Mickey 7 po cudownym uwolnieniu ze śnieżnej pułapki, kiedy w swojej kwaterze zastanie Mickey 8, czyli kolejną wersję siebie… Tylko czy na pewno siebie? Czy to jest takie proste?
Wypadek staje się pretekstem do dokładniejszego przyjrzenia się życiu bohatera, poznaniu jego błędów. Zobaczymy, że należy on do tych osób, które mają predyspozycje humanistyczne. W świecie, w którym każdy ma dostęp do wiedzy o przeszłości, sztuczna inteligencja może wytworzyć rozrywkę nie jest to ceniona umiejętność. Fizycy, chemicy i wszelkiej maści ścisłowcy mający konkretny zawód z umiejętnościami mogą liczyć na dobre zatrudnienie i zapewnić sobie lepsze życie. Zatrudnienie dostają najlepsi z najlepszych. Pozostali ludzie dostają minimum, a wszystko przez to, że większość pracy wykonują maszyny. Ludzie jako tania siła robocza nie są już potrzebni. Jednak są obszary, w których i takie osoby jak Mickey są zatrudniane: nieśmiertelni. Nikt się nie pali na to, aby w ten sposób pracować, bo jest to zadanie trudne: trzeba być przygotowanym na wielokrotne umieranie. Pozostają też wspomniane pytania etyczne o to, kim jest owa wydrukowana osoba. Temat „duszy” ważny w wielu religiach pojawia się jako coś zadziwiającego. Człowiek jest tu postrzegany jako ciało połączone ze świadomością, pamięcią, doświadczeniami. Ale samo to okazuje się nie wystarczać, aby być dokładnie takim samym jak wcześniejsza wersja. Jak bardzo Mickey 7 różni się od poprzedników? Dlaczego uświadamia sobie tę różnicę w kontakcie z Mickey 8.
W książce mamy wiele ważnych wątków społecznych. Poznamy bardzo prawdopodobny sposób zarządzania ludźmi. Czy są to rozwiązania dobre? A gdzie w tym wszystkim przestrzeń na zaangażowanie społeczne, twórcze podejście? Jakie rozrywki oferuje się ludziom? Jak wygląda podział społeczny? Te wszystkie problemy poruszane są w kontekście wspomnień bohatera. Do tego dojdą takie aktualne tematy jak inteligentne życie na innej planecie, kolonizacja, wykorzystanie broni do zagrabiania przestrzeni oraz empatia. Poznamy zadziwiającą społeczność pełzaczy, inteligentnych tubylców funkcjonujących inaczej niż zwykli ludzie. Ich pojawienie się pozwala na pokazanie alternatywnych sposobów funkcjonowania życia inteligentnego. Mickey 7 pracujący jako nieśmiertelny będzie miał okazję poznać ich bliżej. Co przyniesie taki kontakt? W jaki sposób uda mu się uchronić jednostkę kolonizacyjną?
Mickey jest tu postacią od zadań specjalnych, czyli na jego barkach spoczywa testowanie wirusów, śmiertelnych dawek promieniowania, naprawianie zepsutych modułów stacji kosmicznej, czyszczenie zbiornika z antymaterią, badanie terenu zamieszkałego przez obce formy życia, detonacja bomb z antymaterią. Śmierć to nie problem, bo za każdym razem nasz bohater może być na nowo wydrukowany i w ten sposób być nieśmiertelny. Za każdym razem po zniknięciu jednej wersji pojawia się kolejna. Jednak tym razem Mickey 8 powstaje, kiedy Mickey 7 nadal żyje, czyli dochodzi do sytuacji, którą prawo zabrania. Zabicie jednej z wersji dla dowództwa to nie problem. W jaki sposób Mickey będzie próbował znaleźć rozwiązania tej nietypowej sytuacji? Jak jego przetrwanie wpływa na bezpieczeństwo stacji? W jaki sposób pełzacze zagrażają kolonii? Czy możliwe jest współistnienie dwóch inteligentnych gatunków na jednej planecie?
Pomysł na fabułę jest bardzo ciekawy. Wyzwania, które autor podsuwa bohaterom pozwalają na pokazanie różnorodnych problemów etycznych, uświadomienia jak niewiele jeszcze wiemy, jak złe postawy przyjmujemy. Podsuwana przez Edwarda Ashtona wizja świata zawiera błędne założenie, że humanistów łatwiej zastąpić nowymi technologiami. To jest złudne. Prawda jest taka, że zarówno osoby specjalizujące się w naukach ścisłych jak i humanistycznych będzie łatwo zastąpić. Im więcej stałych, większe oparcie na wzorach tym większa szansa wykluczenia czynnika ludzkiego i już od początków istnienia programów obliczeniowych to obserwujemy: nie potrzebujemy tłumów ludzi do zadań arytmetycznych. Wystarczy jeden sprawny komputer… Pomijając ten szczegół mamy tu ciekawą akcję, pokazanie społeczeństwa, w którym istnieje podział na klasy społeczne: specjalistów i całą masę żyjącą za minimum socjalne. Jednak owo minimum to zapewnienie lokum, jedzenia i ubrań. Dużą ilość czasu można bardzo różnorodnie zagospodarować. Często jednak ludzie marzą, o czymś więcej. Jeśli nie mogą uzyskać tego prze pracę szukają innych dróg, które powodują uzależnianie od przywódców gangów. I tak jest właśnie w przypadku Mickey’a, który przed napastnikami ucieka na stację kosmiczną, na której dostaje najgorszy rodzaj pracy, czyli bycie nieśmiertelnym. Myślę, że warto sięgnąć po książkę, aby zadać sobie pytanie o to, dokąd zmierzamy.












poniedziałek, 29 kwietnia 2024

Kamila Cudnik "Wybacz"


„Wybacz” to drugi tom cyklu i kontynuacja książki „Zgadnij, kim jestem”. Mimo tego jest to powieść autonomiczna. Oczywiście znajomość pierwszego tomu pozwoli na dostrzeżenie wielu wątków, poznanie początku małżeństwa Izabelli i Roberta. Widzimy tam młodych ludzi oddanych swojej pracy. On jest policjantem z misją, ona ma duszę artystyczną i pragnie doświadczania ekstremalnych przeżyć. To właśnie skłania ją do wejścia na barierki mostu, aby poczuć przestrzeń. Jego interwencja i „uratowanie” Izy kończy się zacieśnianą powoli relacją. W tle zaczynają pojawiać się tajemnicze wiadomości. Kim jest nadawca?

Po kilkunastu latach ponownie spotykamy się z Izą i Robertem. Tym razem w „Wybacz”. Są już małżeństwem z wieloletnim stażem oraz rodzicami nastolatki. Przez lata w ich życiu wiele się zmieniło. Iza daje córce sporą przestrzeń. Robert jako policjant naoglądał się wielu tragedii, dlatego stara się pilnować córki. Ta troska wydaje się dziewczynie nadmierna i irytująca. Do czasu, kiedy w okolicy dochodzi do tragedii: na terenie nieczynnego dworca PKP zostaje zabitych dwoje nastolatków. Wokół sprawy zaczyna się śledztwo prowadzone przez Roberta Bukowskiego. Zastrzelona jest przebojowa nastolatka i jej spokojny kolega. W tle pojawia się wątek przemocy domowej. Zbliżony wiek ofiar do wieku jego córki sprawia, że mężczyzna intensywniej pracuje. Znalezienie mordercy jest dla niego priorytetem. Jednak w tle pojawi się też kilka zadziwiających spraw i niepokojących wątków. Do zespołu policjantów dołączy, Karolina Werner, która wprowadzi sporo zamieszania w zespole śledczych. Poza tym na jaw wyjdą działania jednego z kolegów z pracy. Co łączy te sprawy ze sobą? Kto stoi za morderstwami?
Kamila Cudnik w swoich książkach do wątków kryminalnych zawsze wplata wiele problemów społecznych. I tak jest też tutaj. „Wybacz” to nie tylko opowieść o śledztwie, ale też i pomówieniach, tworzeniu pozorów, wykorzystaniu swojej pozycji społecznej fałszywych oskarżeniach. Złe osoby możemy znaleźć zarówno wśród kobiet jak i mężczyzn. Do tego autorka podsuwa nam problem wykluczenia w gronie rówieśniczym, różnych przejawów przemocy w rodzinie.
Bohaterzy są tu bardzo zróżnicowani, wyraziści. Do tego każdy zmaga się z traumami, ma na swoim koncie złe doświadczenia. Nie znajdziemy tu idealizowania osób pracujących w policji. Każdy z nich ma coś na sumieniu i musi wybierać między przestrzeganiem przepisów, a kryciem kolegi. Dostajemy tu historię pełną pozornie niezwiązanych ze sobą wątków. Jednak z perspektywy całości wszystko pięknie się łączy i pozwala na lepsze zrozumienie zbrodni, wokół której toczy się śledztwo. Zakończenie zdecydowanie zaskakuje.
Kamila Cudnik do akcji powieści wplata sporą ilość aktualnych wydarzeń. Razem z bohaterami udajemy się na wystawy, poznajemy prawdziwych twórców oraz postacie wykreowane na podstawie osób popularnych z określonego rodzaju twórczości. Pojawia się tu też problem chorób psychicznych, problemów z tym związanych, wprowadzania dziecka do świata przemocy, zaniedbania relacji z dzieckiem, gwałtu. Z wcześniejszym tomem łączą tę książkę główni bohaterzy, którzy pokazują, w jaki sposób wydarzenia wyglądają z ich perspektywy. Dwa spojrzenia na wydarzenia pozwalają na szersze spojrzenie na relacje międzyludzkie.
Cykl „Zgadnij, kim jestem” Kamili Cudnik to wprawnie napisany thriller kryminalny.
Zapraszam na stronę wydawcy





Julia Quinn "Małżeństwo ze snu"


Są takie sytuacje, że małe, niewinne kłamstewko może zmienić się w prawdę. Mijamy się z faktami, aby komuś pomóc, a później okazuje się, że niedopowiedzenie czy niezgodność z faktami nas dopada w wersji, którą stworzyliśmy. I z takim zjawiskiem ma właśnie do czynienia Cecilia Harcourt, główna bohaterka książki Julii Quinn „Małżeństwo ze snu”.

Opowieść otwiera troskliwa opieka bohaterki nad Edwardem Rokesby. Młoda kobieta może przebywać w szpitalu dzięki kłamstwu. Personel medyczny jest przekonany, że to żona wojskowego, który w czasie misji został ranny i stracił przytomność. Wielotygodniowa pielęgnacja nie daje nadziei. Jednak Cecilia czuwa nad nim. Do Ameryki przywiały ją inne powody. Wyruszyła na poszukiwania zaginionego brata. Jego zaginięcie sprawiło, że na majątku łapę położył chciwy i ordynarny kuzyn budzący w niej odrazę. Mogła uciec do surowej ciotki, ale od tego zdecydowanie wolała niepewny los na froncie. I właśnie z tego powodu w 1779 jest w Nowym Jorku na Manhatanie.

Do romansu Julia Qiunn po raz kolejny wplata prawdziwe wydarzenia. W tle mamy wojnę o niepodległość w Ameryce. Pokazuje jak trwające od dwóch lat walki wpływają na sytuację wielu osób w kraju oraz jak wiele mężczyzn ginie w imię walki o wpływy monarchów. Jednocześnie zobaczymy jak bardzo pozycja społeczna jest zależna od przymusowego udziału w wojnie. Na tym tle osobistych tragedii i interesów monarchii zobaczymy historię osieroconej Cecili, która ratuje swoje życie podróżą przez Atlantyk i poszukiwaniami brata. Odnalezienie jego przyjaciela w szpitalu staje się początkiem intrygi. Żywiąca dużą sympatię do rannego postanawia się nim zaopiekować, ale aby było to możliwe musi udawać żonę. Sprawy się komplikują, kiedy Edward w końcu odzyskuje przytomność. Początkowo stajemy się świadkami zabiegów Cecili, aby kłamstwo nie wyszło na jaw. Później do gry dołącza Edward. Wszystko w imię dbania o dobre imię opiekuńczej kobiety. Młodzi bohaterzy odgrywają rolę małżeństwa, ukrywają przed otoczeniem prawdę. Czy będą zdemaskowani? Jak ta intryga wpłynie na ich życie?

„Małżeństwo ze snu” to kolejny tom z serii Bridgertonowie, która bez wątpienia podbiła serca czytelników. Opowieści zaliczane do romansu historycznego pozwalają na przeniesienie się w czasie, ale bez dbałości o szczegóły i realia. Mamy tu zabieg ubierania w szaty z przeszłości pozostawia wielkie pole do popisu dla autorki, pozwala to jej fantazji popłynąć i tylko przez elementy etykiety oraz wydarzeń historycznych osadzony jest w określonych czasach. Poza lekkimi nawiązaniami do historii cały schemat sprawia, że opowieść może być osadzona w jakichkolwiek realiach. Tu akurat wykorzystano epokę romantyzmu, otoczenie z popularnych romansów z epoki. Po tym rodzaju literatury też nie oczekujemy literatury wysokich lotów. To ciekawa rozrywka. Kostium z przeszłości sprawia, że nabiera ona znamion egzotyczności. Julia Quinn dobrze czuje ten gatunek. Wie, że napięcie buduje się wprowadzając w życie bohaterów zamieszanie związane z dylematami dotyczącymi wyboru ukochanej osoby. Rzucenie na szalę powinności oraz honoru sprawia, że czytelnik z jednej strony przenosi się do akcji przypominającej historie znane z książek Jane Austen, a z drugiej ma dużo współczesnych realiów, przełamywania schematów, wyraziści bohaterzy. Opowieści wykreowane przez dobrze władającą słowem Julię Quinn podbiły serca czytelników opowieściami o miłości, która czeka na każdego. Mamy tu bogaty język. Spotkałam się z twierdzeniem, że to taki Grey ubrany w kostium historyczny. Nic z tych rzeczy. E.L. James posługuje się naprawdę prostym językiem przypominającym pisaninę licealistki fantazjującej o poznaniu bogacza, który ją uwiedzie. Tu mamy bogatsze słownictwo i dylematy aktualne dla epoki, ale pisarka faktów historycznych się nie trzyma. Zresztą nie takie jest jej zadanie, bo romans to romans, a nie monografia naukowa.

Wydani pod pseudonimem Bridgertonowie znani są już od 20 lat. Nie do wszystkich książki dotarły, nie każdego oczarowały. Ich popularność wzrosła po ekranizacji w postaci serialu Netflixa. Razem z rosnącą ilością widzów wzrastało zainteresowanie książkami. To mi troszkę przypomniało sytuacji książki „Mary Poppins”, która stopniowo traciła popularność i ekranizacja sprawiła, że na nowo czytelnicy zainteresowali się nią i powstały nowe wydania. Tak jest i tu. Na fali tych wznowień, większej ilości tłumaczeń historia wykreowana przez Julię Quinn trafiła i do mnie. Jeśli znacie serial to mogę Was zapewnić, że w czasie lektury także będziecie dobrze się bawić, bo w kolejnych tomach akcja toczy się nieco inaczej, niektóre wątki są inne. Do tego powodzenie serii i serialu sprawiło, że powstały kolejne publikacje. Była antologia opowiadań pozwalająca na poznanie różnorodnych bohaterów. Pojawiła się też opowieść o królowej. „Małżeństwo ze snu to kolejny prequel do głównej akcji serii, dzięki czemu poznajemy losy wcześniejsze niż te umieszczone w głównej serii. To pozwoli na dopełnienie wątków oraz zdarzeń, o których opowiadała główna historia. Mamy tu te same czasy co w książce „Wszystko przez pannę Bridgerton” czyli rok 1779. Do tego od początku pojawia się Rockesby, czyli członka rodziny mieszkającej po sąsiedzku z Bridgertonami.
„Małżeństwo ze snu” stylistycznie bliskie jest temu, co znamy z„Wszystko przez pannę Bridgerton”. Mamy tu rozwleczone dialogi, które często nic nie wprowadzają do akcji. No, może troszkę pozwalają na pokazanie relacji między bohaterami. Bardziej taki zabieg pasowałby do filmu, gdzie te sceny trwają dłużej niż w książkach.

Mimo tego lektura była lekka, przyjemna i miło spędziła czas poznając kolejną historię związaną z Bridgertonami. Do tego Cecilia nie jest postacią nijaką. To kobieta silna, inteligentna, przedsiębiorcza, potrafiąca zawalczyć o siebie i potrafiąca wzbudzić szacunek. To kolejna historia uświadamiająca czytelnikom jak duży wpływ na nas ma wychowanie i to, w jakim otoczeniu przebywamy. Ze względu na to, że jest to romans mamy tu przewidywalną akcję, ale przecież całą zabawa tkwi w oczekiwaniu na to, kiedy w końcu bohaterzy wpadną sobie w ramiona i co wyniknie z odgrywania przez nich ról, w które się wcielili. Dla miłośników serii Bridgertonów i romansów historycznych będzie to ciekawa lektura. Polecam.






Julia Quinn, Suzanne Enoch, Karen Hawkins, Mia Ryan "Lady Whistledown kontratakuje"


Antologie opowiadań zwykle są luźno powiązanymi zbiorami utworów różnych autorów. Poza tematem przewodnim nie mają ze sobą nic wspólnego. Ot, kilka przypadkowo umieszczonych razem historii pozwalających wejść w styl określonego pisarza. W przypadku „Kroniki towarzyskiej Lady Whistledown”
jest inaczej. Mamy tu świetnie napisane teksty, które ze sobą współgrają. Dzięki czterem pisarkom obserwujemy losy czterech par. Akcja rozgrywa się w tym samym czasie: końcówka stycznia i początek lutego 1813 roku. Zwieńczeniem jest bal walentynkowy. Czy może być coś bardziej romantycznego i baśniowego niż szybko rozwijająca się relacja zakończona cudnym balem, na którym ludzie wyznają sobie miłość. Absolutnie nie. To prawie jak miłość od pierwszego wejrzenia. I wielkim plusem jest to, że te same postaci widzimy w kontekście innych wydarzeń, te same zdarzenia z punktu widzenia innych obserwatorów. Cała kronika staje się przez to czymś w rodzaju miłosnego spektaklu, w którym wszystko jest ważne. Ten sam chwyt pisarki zastosowały w kolejnej antologii. Tym razem polecam Wam „Lady Whistledown kontratakuje”. Akcja dzieje się w maju i czerwcu 1816 roku. Autorki sprytnie przemycają tu ówczesne wydarzenia historyczne, problemy, z jakimi borykali się przedstawiciele klasy wyższej, a wszystko to w tle historii miłosnych, porywających serce romansów.

W zbiorze dostajemy historię Suzanne Enoch "Najlepszy z obu światów", Karen Hawkins "Dla mnie jedyny", Mii Ryan "Ostatnia pokusa" oraz Julii Quinn "Pierwszy pocałunek". W każdym opowiadaniu znajdziemy wstawki z kroniki Lady Whistledown znane nam z serii o Bridgertonach oraz wejdziemy do wykreowanego przez twórczynię serii londyńskiego światka. Łączy je baśniowe podejście do wydarzeń: wszystkie historie zakończone tak, że równie dobrze można było napisać: „I żyli długo i szczęśliwie”. Tego oczywiście nie ma, przez co mamy coś w stylu furtki do snucia dalszych opowieści. Do tego mamy tu podsycanie intrygi przez spostrzeżenia autorki biuletynu. To często jej relacje napędzają akcję, zmuszają bohaterów do określonych zachowań, pilnowania się, uważania na swoje gesty. Z wielu tomów serii oraz wcześniejszej antologii wiemy, że autorka kroniki potrafi nieźle namieszać w światku towarzyskim. Skandal goni skandal, a jest o czym pisać, bo w czasie spotkań towarzyskich, uroczystych kolacji i bali dochodzi do kilku zaskakujących sytuacji. Nie zabraknie tu kradzieży, oszustw, które ludziom z towarzystwa nie wypadają. Poznamy historie pomówień, ratowania rodzinnych interesów, a w tle pojawi się też problem niepełnosprawności, wykluczenia z grupy społecznej, uzależnienia. Do tego mamy tu zaciętą walkę o względy pań, które będą musiały podjąć ważne decyzje: komu oddają swoją rękę. Wybór nie będzie łatwy. Nawet wtedy, kiedy serce będzie podpowiadało, jaką drogą pójść, bo każda decyzja niesie z sobą ciężar oceny społecznej. Akcję nakręca poszukiwanie kandydatów na mężów i żony. Łączenie par staje się tu prawdziwą sztuką i celem londyńskiego światka, który w czasie ciepłych dni przed opuszczeniem Londynu na letnie miesiące pragnie uczestniczyć w wystawnych przyjęciach ślubnych, a później obserwować rozrastanie się rodów, aby ponownie miał kto uczestniczyć w miłosnym spektaklu. Bohaterzy są tu niczym barwne egzotyczne ptaki, które niby codziennie się widzą, ale nie patrzą na siebie z odpowiedniej perspektywy. Dopiero godowy rytuał pozwala im na odkrycie własnych pragnień i uczuć.

„Lady Whistledown kontratakuje” otwiera opowiadanie Julii Quinn „Pierwszy pocałunek”, w którym zobaczymy majętną Tillie Howard i ubogiego Petera Thompsona, którzy mają okazję poznać się na kolacji u lady Neeley. Ona dziedziczka, on łowca posagów. Łączy ich wspomnienie po jej bracie, który w czasie wyprawy wojennej opowiadał o swojej siostrze kompanom broni. Początkowe sceny są dla młodej kobiety niezręczne. Pierwszy kontakt jednym z byłych żołnierzy utwierdza ją w przekonaniu, że brat był gotów wydać ją za kogokolwiek, bo nie wierzył, że tak brzydka panna znajdzie kawalera. Tilie jednak już nie przypomina kościstej nastolatki z nierównymi warkoczami. Jest powabną panną. Jej dodatkowym atutem jest duży posag.

Przyjęcie u lady Neely pojawia się we wszystkich opowieściach. Bohaterzy mają okazję zobaczyć się w różnych sytuacjach w kolejnych historiach. Ich lisy przeplatają się, dzięki czemu mogą sobie czasami coś doradzić, uratować z opresji, pomóc w ochronie dobrego imienia i ukrycia przed wścibskim wzrokiem autorki kroniki.
W „Lady Whistledown kontratakuje” dostajemy ciekawe romanse historyczne pozwalające na przeniesienie się w klimat serii Bridgertonów. Mamy tu grę emocji, zaloty, bale, wystawne życie. Atrakcją są tu przeplatające się losy, snucie opowieści w taki sposób, że widzimy bohaterów osadzonych w szerszych realiach. Zobaczymy jak różne ich zachowania napędzają działania innych. Lekka, przyjemna lektura oferuje świetną zabawę z łączeniem wydarzeń, obserwowaniem ich z różnych punktów widzenia. Podobnie jak w „Kronice towarzyskiej Lady Whistledown” widać, że tom opowiadań jest wynikiem świetnej współpracy, wspólnych pomysłów bez zatracania innego stylu opowieści każdej autorki. Bardzo spodobało mi się pokazanie różnorodności bohaterów, poruszenia tematu inności, a nawet choroby i problemów związanych z powrotem do zdrowia, rehabilitacji, pomówień, kształtowania pozycji społecznej przez plotki.








niedziela, 28 kwietnia 2024

Anna Sakowicz "Kamienica Schopenhauerów"


„Kamienica Schopenhauerów” to historia rodziny, która przeszła do historii za sprawą ich syna Arthura Schopenhauera. Opowieść zaczyna się w 22 lutego 1788 roku w Gdańsku, czyli w dniu narodzinach pierworodnego syna. Jednak to nie oni są na pierwszym planie tylko zatrudniona młoda podkuchenna, której dołączenie do służby ma odciążyć młodą matkę. Obserwując żonę kupca mogłoby się wydawać, że dawniej kobiety miały lepiej, bo po narodzeniu dziecka mogły liczyć na służbę. To jednak dotyczy tylko tych bogatszych, lepiej prosperujących rodzin, czyli niewielkiej liczby osób, u których pracowało całe mnóstwo ludzi. Niewiasty należące do nizin społecznych skazane były na przemoc z każdej strony i konieczność godzenia słabo płatnej pracy z życiem osobistym. Częściej jednak były zmuszone do rezygnacji z zakładania rodziny, bo małżeństwo wiązało się z rezygnacją ze służby i całkowitym uzależnieniem od męża. Anna Sakowicz pokazuje, że doświadczona kucharka jest samotna. Aby mogła zachować swoją pozycję musi zniechęcać potencjalnych adoratorów i odłożyć odpowiednio wysoką sumę.

W swojej najnowszej książce autorka przenosi nas do szczególnego miejsca: Gdańska, który dzięki staraniom mieszkańców jest niezależny. Polska jest już po jednym rozbiorze. Powoli odczuwa się zagrożenie i napięcie, ale miasto mimo tych zmian jest prawdziwym tyglem kulturowym, w którym ludzie mówią różnymi językami, prowadzą międzynarodowe współprace, handlują i bogacą się. Tak jest też w przypadku Schopenhauerów, którzy chcą zapewnić swojemu synowi jak najlepszy start. Młoda Johanna z domu Trosiener to kobieta dobrze wyedukowana. Z opowieści służby dostajemy relacje z jej znajomości języków obcych, umiejętności odnalezienia się w nowej sytuacji i nawiązywania nowych znajomości, podróżach. Matka Arthura ukazana jest jako dusza towarzystwa. Z kolei mąż świetnie prowadzi interesy i dzięki temu rodzinę stać na różne zbytki i dużą ilość służby oraz dom poza miastem.
Sięgając po książkę „Kamienica Schopenhauera” oczekiwałam, że będzie to książka o życiu rodziców słynnego filozofa i jego dorastaniu. I poniekąd tak jest. Zaglądamy do kamienicy znajdującej się przy Heilige-Geist-Gasse (św. Ducha) 114 (obecnie 47) i poznajemy tam zamożnego kupca Heinricha Florisa Schopenhauera i jego małżonkę, ale rodzina ta nie znajduje się na pierwszym miejscu. Jest tłem do głównej akcji rozgrywającej się w pomieszczeniach dla służby. To właśnie relacje między osobami pracującymi dla rodziny, pokazanie ich pozwala zarysować warunki, w jakich żyli wówczas ludzie, pokazać jakimi ludźmi byli zatrudniający ich Schopenhauerowie. Pojawiający się tu wątek kryminalny pomaga w uświadomieniu sobie jak wówczas wyglądały podziały społeczne, jak bardzo bogactwo pomagało w uniknięciu odpowiedzialności za występki. Pojawia się też motyw buntu ludu, mocy sztuki i protestów.
Akcja powieści dzieje się dwutorowo: z jednej strony widzimy osoby pracujące u Schopenhauerów, a z drugiej dwóch rzezimieszków, którzy przybyli do miasta, aby zaciągnąć się na statek i poszukać lepszej przyszłości dla siebie. Młodzi mężczyźni są nie tyle źli, co maja talent wplątywania się w kłopoty i pomówienia oraz ściągania na siebie uwagi. Do tego drobne kradzieże pozwalające im przetrwać sprawiają, że mają na swoim koncie wiele kłopotów. Przybycie do Gdańska i podróż w świat ma być początkiem zmian w ich życiu. Marzą o bogactwie, przygodach i możliwości bycia uczciwymi. To ich oczami spojrzymy na zachwycające bogactwo miasta, ale też zabiorą nas do dzielnic biedy, pokażą patologie, pijanych przemocowców pastwiących się nad żoną i gromadką dzieci. Pojawi się temat wykorzystania dzieci do żebrania, a nawet prostytucji. Wszystko w imię całkowitego posłuszeństwa wobec głowy rodu.
Anna Sakowicz uświadamia jak wyglądała w XVIII wieku miejsce kobiet w ówczesnej rzeczywistości. Świat urządzany przez mężczyzn nie jest przyjazny i bezpieczny. Do tego bycie żoną pijaka, służącą, kuchmistrzynią, opiekunką, karczmarką lub żoną bogatego kupca stawia kobiety w tej samej pozycji: uzależniania ich losu od kaprysu męża. Jeśli był łaskawy ich życie toczyło się wokół uszczęśliwiania męża i świadomości, że wiąże się to z całkowitym posłuszeństwem oraz strachem przed karą. Kiedy był brutalny nie mogły liczyć na żadne wsparcie otoczenia. Katowane każdego dnia musiały zabiegać o jak najlepsze samopoczucie oprawców. Widać tu, w jaki sposób z tą trudną sytuacją braku wolności, bycia zależną radzą sobie niewiasty. Niektóre wolność dostrzegają w unikaniu jakiegokolwiek związku. To pozwala im na zbudowanie niezależności, odłożeniu pokaźnej sumki oraz realizowaniu swoich planów. Jednak i tak zawsze pozostają na łasce mężczyzn, w których domach służą.
Anna Sakowicz świetnie oddaje w swojej książce jak bardzo zróżnicowany społecznie był Gdańsk w XVIII wieku. Nakreśla też tło historyczne, w którym pojawiają się napięcia ówczesnej Polski między Prusami, Austrią i Rosją. Widzimy, że dla zwykłych ludzie te zmiany są niepokojące. Wątki społeczne pojawiają się jako ważna i integralna część z wątkiem kryminalnym i historycznym. Anna Sakowicz przez pryzmat tego, co dzieje się w pomieszczeniach służby i ich relacji z otoczeniem, doświadczeń, walki o lepszy byt i sprawiedliwość nakreśla codzienność zwykłych ludzi, wplata te wydarzenia w konkretne realia.
"Kamienica Schopenhauerów" to opowieść o losach Friedy dążącej do spełnienia marzeń. Zobaczymy pracowitą nastolatkę przyjętą na służbę z polecenia jej chrzestnej, będącą kuchmistrzynią. To dzięki niej zobaczymy niewielkie zamieszkałe przez kilka osób pomieszczenia dla służby. Obserwowanie codzienności to pokazanie jak dawniej wyglądała codzienna toaleta, wyprawy na targowisko, praca w kuchni. W czasie codziennych obowiązków Frieda ma okazję poznać łotrzyków, którzy właśnie przybyli do miasta i są wprawieni w kradzieżach. W ten sposób mogą przetrwać w świecie, w którym biedni zależą od zatrudniających ich kupców. Złaknieni rozrywek ludzie chętnie też wspierają Roberta grywającego na fujarce. Z kolei wprawiony w miłosnej sztuce Ben potrafi zbajerować niejedną niewiastę spragnioną miłości. W takich okolicznościach zostaje zgwałcona i zabita jedna ze służących Schopenhaurów. Podejrzani są nowi przybysze. Friedzie przyjdzie prowadzić osobiste śledztwo i walczyć o prawdę. Na kogo będzie mogła liczyć?
Po tej książce oczekiwałam całkowicie innej opowieści. Nastawiłam się na losy rodziny filozofa. Te oczywiście się pojawiają, ale nie są na głównym planie. Zatrudniający służbę pojawiają się gdzieś w tle jako osoby czuwające nad moralnością służby, sprawujące pieczę nad domem i jego majętnością. To ich oczekiwania, listy gości oraz oczekiwania kulinarne napędzają pracę we całym domu. Pokazanie Schopenhauerów z perspektywy opowieści służby jest ciekawym zabiegiem. Bardzo podobała mi się historia ukazana w książce i jestem niesamowicie ciekawa tym, w jaki sposób Anna Sakowicz poprowadzi dalszą akcję powieści „Kamienica Schpenhauerów”.
Zapraszam na stronę wydawcy






piątek, 26 kwietnia 2024

Uszkodzona blokada drzwiczek w pralce Bosch

Dziś doświadczyłam czegoś, w co nie uwierzy spora ilość mizoginów i w co ja bym nie uwierzyła.
Idziemy z cudem dla mizoginów: pralkę naprawiła mi kobieta.
Siedzicie?
Zrobiła to przez telefon.
Ostatnie pranie zakończyło się niemożliwością otwarcia drzwiczek. Zrobiłam to ręcznie. Kolejne pranie nie chciało załapać, bo nie działała blokada. Myślałam, że to ja zajechałam pralkę, a to kot.
W jaki sposób?
Ano włączył blokadę rodzicielską.
Myślę sobie WTF? Przecież czytam wszystkie instrukcje.
No, czytam, ale nie pomyślałam, żeby przeczytać o tym jak włączyć blokadę rodzicielską. Pominęłam tę część tak jak niektórzy pomijają opisy przyrody, strojów czy czegokolwiek w książkach. Specjalistka z Boscha rozpoznała, pokierowała mną i działa. A jak działa to dla potomności dzielę się tym jak, bo może znowu komuś (np. mi) kot włączy blokadę rodzicielską skacząc z pralki...
Co trzeba zrobić?
Ustawić na program, który był uruchomiony ostatni raz.
Wcisnąć "gotowe za" i trzymać tak długo, aż kluczyk przestanie migotać. Jak już się świeci na stałe wcisnąć "wirowanie" i "gotowe za". I pralka działa.
Gdybym nie miała na ubezpieczenie tej naprawy to przyszedłby specjalista, skasował stówkę, wcisnął trzy przyciski i ja bym była szczęśliwa, że za stówkę mi naprawił :D
Takich awaryjnych sytuacji bank przewiduje 7 w roku. Dwa życia już wykorzystałam :D
A Was co ostatnio zaskoczyło?
#pralka #awaria #blokadarodzicielska #zepsutezamknięcie #zepsutablokada #bosch

Monika Utnik "Nasze cztery kąty, czyli jak dawniej mieszkano" il. Joanna Czaplewska


W podsuwaniu dziecku wiedzy zawsze stawiam na lekką i atrakcyjną formę oraz sporą dawkę informacji. Właśnie z tego powodu stałam się wielką fanką książek Moniki Utnik. Wśród jej książek zilustrowanych przez Małgorzatę Piątkowską znajdziemy takie tytuły jak „
Po ciemku, czyli co się dzieje w nocy”, „W deszczu, czyli co się dzieje, kiedy pada” i „Pod ziemią,czyli co się kryje wewnątrz naszej planety”. Z kolei Agnieszka Sozańska zilustrowała tomy: „Czas, czyli wszystko płynie”, „Zapachy, czyli dlaczegowszystko pachnie”."Idą święta! O Bożym Narodzeniu, Mikołaju itradycjach świątecznych na świecie" zilustrowała Ewa Poklewska-Koziełło. O formę graficzną do książki „Nasze cztery kąty, czyli jak dawniej mieszkano” zadbała Joanna Czaplewska. Jak widzicie tych publikacji Moniki Utnik jest już całkiem sporo. Do tego każda ma swój klimat oraz ilustracje znanych i cenionych ilustratorek. W innych wydawnictwach pojawiły się też: „Mamma mia. Włochy dla dociekliwych”, „Krótka Historia Rzeczy”, „Xin chào! Wietnam dla dociekliwych” i „Brud. Cuchnąca historia higieny”. Można powiedzieć, że pisarka specjalizuje się w popularyzowaniu wiedzy. Dziś zapraszam Was na spotkanie z książką „Nasze cztery kąty, czyli jak dawniej mieszkano”.

Tym razem przyglądamy się temu jak zmieniało się i zmienia otoczenie, w którym żyjemy. Czasami mamy ogólne spojrzenie na otoczenia, a innym razem przyglądamy się szczegółom. Ten temat będzie pretekstem do zajrzenia do jaskiń, pałaców, zamków, chat, różnego rodzaju namiotów, dworków, domów, mieszkań. Opowieść zaczyna się od zajrzenia do jaskini. Mamy zarys warunków, w jakich ludzie walczyli o przetrwanie, jak organizowali swoją przestrzeń, aby była bezpieczna i estetyczna, gdzie można znaleźć słynne jaskinie z naściennymi malowidłami, w jaki sposób tworzono różnorodne malowidła. Następnie przenosimy się nad Tygrys i Eufrat, gdzie Sumerowie budowali chaty z suszonej gliny oraz zabezpieczali miasta murami i warunkami naturalnymi. Zobaczymy jak niesamowitą wiedzę mieli o otoczeniu i w jaki sposób potrafili ją wykorzystać. Dalej zajrzymy na jordańską pustynię w górach Dżabal asz-Szara, na której znajduje się wąwóz prowadzący do Petry zamieszkałej przez pasterzy. Dowiemy się, w jaki sposób radzili sobie z małą ilością wody. Zobaczymy budowle, które po nich przetrwały i dowiemy się, w jakich warunkach mieszkali. Na kolejnych stronach zostaniemy w okolicy, czyli przeniesiemy się nieco w stronę piramid, aby poznać budowle stawiane przez Egipcjan oraz ich nawyki zarządzania posiadanymi rzeczami. Wędrówka na północ zahaczy o Rzym. Tu domostwa będą pretekstem do poruszenia problemu orientacji w terenie, sposobów na „numerację” budynków oraz ich rodzaje i rozkład znajdujących się w nich pomieszczeń. Dalsza podróż w czasie i przemieszczanie na północ zabiera nas do średniowiecznych zamków i rządów feudałów. Poznamy wygląd i funkcje takich miejsc, zobaczymy, gdzie mieszkali zwykli ludzie, jak wyglądało otoczenie zamków i dlaczego było ważne. Przejście do miast i zaglądanie do domów mieszczańskich pozwoli na zrozumienie znaczenia tych budowli oraz projektowania ich w taki sposób, aby łączyły funkcje handlowe i użytkowe. Praca jest tu głównym elementem życia mieszkańców. Bogacenie przyczyniało się do powstawania klasy możnych, którzy mogli pozwolić sobie na zbytki. Do takich ludzi należeli przedstawiciele rodu Medyceuszy. Zaglądając do ich pałacu uświadomimy sobie jak bardzo wyposażenie wnętrz różniło się od tego sprzed wieków. Autorka podsuwa tu sporą dawkę fachowego słownictwa związanego z architekturą. Kolejne strony po przeskok na inny kontynent. W tle pojawiają się odkrycie geograficzne. Wędrujemy po ukrytym w Andach Machu Picchu zbudowanym z doskonale przylegających do siebie bloków skalnych. Z tego bliskiego natury otoczenia przenosimy się do zachwycającego, ale cuchnącego Wersalu stworzonego przez Ludwika XIV. Monika Utnik opowie nam, jakie innowacje tu znajdziemy, czym inspirowali się twórcy oraz w jaki sposób dbano o higienę w pałacu mogącym pomieścić 10 tys. dworzan i służby. Dalej udamy się do Wenecji i tam zobaczymy, w jaki sposób zbudowano słynne domy na wodzie, aby ponownie wrócić do francuskiego przepychu. Tym razem w pokoiku madame Pompadour. Z przesadnego wnętrza trafiamy na prerię i przyglądamy się budowie Tipi, koczowniczemu trybowi życia Indian. W książce nie zabraknie też tradycyjnych japońskich domów, budowli w stylu empire, szlacheckiego dworku, malowanych chat, pałacu królowej Wiktorii, nowemu budownictwu na początku XX wieku. To stanie się punktem wyjścia do opowiedzenia o art nouveau, zakopiańskich willach, domach preriowych, współczesnych projektach blokowisk, projektach mebli, słynnych drewnianych budowlach. Czytelnicy zobaczą jak przez lata zmieniał się desing domów i mieszkań. Autorka opowiada o projektach słynnych mebli, projektach budowli inspirowanych naturą oraz prostocie z ikei. Mamy też wizję domów inteligentnych, czyli tego jak może zmienić się nasze otoczenie w najbliższych latach. Całość fantastycznie napisana. Mamy tu sporo ciekawostek, dużą dawkę podstawowych informacji wkomponowanych i ilustracje.

Wszystkie publikacje Moniki Utnik wydane przez Naszą Księgarnię są przepiękne: duży format, rewelacyjne ilustracje oraz druk na dobrej jakości papierze, w cudownej twardej, matowej, miłej w dotyku oprawie ze zdobieniami oraz bardzo dobrze zszytymi kartkami. Bardzo dobry, lekko błyszczący papier podkreśla atrakcyjność stron. Dobrze dobrana czcionka, niedługie teksty, każda podwójna strona tworząca kolejny rozdział sprawiają, że po tę lekturę mogą sięgać zarówno przedszkolaki, jak i uczniowie nauczania początkowego. Ilustracje w każdym tomie zdecydowanie przyciągają uwagę młodych czytelników i oczarowują. Mamy tu zarówno dokładność, nacisk na realizm, a z drugiej strony cartoonowe ilustracje w przypadku postaci. Wszystko splecione ze sobą tak, że sprawia wrażenie magiczności. Zresztą już sama okładka przenosi nas do tego niezwykłego świata.
















czwartek, 25 kwietnia 2024

Juan de Aragón "Jak przeżyć w starożytnym Rzymie"


Nauka przez zabawę, podsuwanie lekkich treści daje najlepsze efekty. Właśnie z tego powodu w naszym domu często goszczą książki, po które sama chętnie sięgnęłabym, gdybym była nastolatką i które podobają się córce. Kochamy publikacje, które stawiają nam wyzwania. I takie właśnie są lektury podsuwane przez Juana de Aragóna słynącego z pełnych humorów książek i komiksów historycznych. Wszystkie są fantastyczne i jeśli kiedyś zobaczycie jakiekolwiek jego książki to zdecydowanie warto po nie sięgnąć. Bardzo się cieszę, że jego publikacje trafiają na polski rynek, bo podsuwają sporą dawkę wiedzy w formie rozrywki, wyzwania, czy wręcz gry. Maria Szafrańska-Brandt, dzięki której możemy te książki czytać po polsku zrobiła fantastyczną robotę i zachowała humor oraz przełożyła na nasze realia kulturowe niektóre śmieszne skojarzenia. Jeśli traficie na jej nazwisko jako tłumaczki to też warto sięgać po te książki (większość Wam polecałam).

„Jak przeżyć w…” to ciekawa seria książek skierowanych dla dzieci i młodzieży. Historia jest tu pokazana jako pewnego rodzaju gra. Stawką jest życie. Oczywiście hipotetycznie, ale młodzi czytelnicy uświadomią sobie jak wiele zagrożeń czyhało w różnych czasach na naszych przodków z każdej strony. Przeszłość może wydawać nam się przyjemniejsza. Zwłaszcza, kiedy nie było jeszcze państw i zorganizowanego życia społecznego, bo nie było szkoły, pracy. Do tego nikt nikogo nie zmuszał do aktywności. Jeśli się chciało to można było poszukać jedzenia, którego było sporo, bo ludzi mało. Ale czy na pewno tak to wyglądało? Czy dało się przeżyć w pojedynkę? Czy na pewno nie było przymusu pracy? W jaki sposób zdobywano jedzenie? Jak je przechowywano? Gdzie mieszkano? Jakie prawa musieli przestrzegać ludzie w przeszłości? Co tworzyło ich poczucie wspólnoty? Jeśli uświadomimy sobie, że przeszłość to czasy bez lodówek, szpitali, jedzenia na wyciągnięcie ręki, sklepów, samochodów, ogrzewania i ludzie dopiero muszą uczyć się rozpoznawać jakie rośliny i w jakim stanie mięso jest jadalne to okazuje się, że codzienność naszych przodków nie była łatwa. Dodanie do tego zawiłych przepisów i zależności sprawia, że przeżycie staje się prawdziwym wyzwaniem. Każda decyzja może kryć w sobie zagrożenie.

W tej serii ukazały się już dwie publikacje. Jedna oprowadza nas po prehistorii, druga po starożytnym Rzymie. W zapowiedziach wydawcy pojawiło się już średniowiecze, więc wypatruję kolejnego tomu, a Was zachęcam po sięgnięcie tych, które już trafiły do księgarń.
„Jak przeżyć w prehistorii?” to fantastyczny przewodnik po prehistorii. Przyglądamy się zwyczajom i nawykom żywieniowym pierwotnych ludzi, obserwujemy ewolucję i poszerzanie wiedzy, a także stajemy się świadkami pierwszych prób wyjaśniania zjawisk oraz kształtowania się małych społeczności. Autor pokazuje jak bardzo nasze przetrwanie zależało od przynależności do jakiejkolwiek grupy. Dowiemy się jak wielkie znaczenie miało wynalezienie pierwszych narzędzi, poznamy metody przygotowania ich. Dzięki temu samodzielnie będziemy mogli przetestować trwałość takich pomocy.
Prehistoria to czas pojawienia się pierwszych hominidów. Zobaczymy jak bardzo zróżnicowanymi grupami byli, jak wielkie znaczenie miały wymiany genów z innymi społecznościami. Pierwotni ludzie okażą się świetnymi obserwatorami dostrzegającymi, co szkodzi ich małym społecznościom. Szybko wyciągają wnioski i zmieniają postępowanie. Tak to przynajmniej wygląda z perspektywy czasu.
Z publikacji dowiemy się, kiedy pojawił się pierwszy człowiek i czy to automatycznie był pierwszy homo. Przyjrzymy się ewolucji, pierwszym ubraniom, nawykom żywieniowym, zwyczajom, narzędziom, przedmiotom ułatwiającym życie oraz pierwotnemu pismu. Młodzi czytelnicy przekonają się, że rosnące dziko rośliny nie należą do bardzo pożywnych i dużych. Zobaczą jakim wyzwaniem mogła być pierwsza uprawa i jak bardzo duże znaczenie miało ciągłe selekcjonowanie nasion. Do tego znajdziemy tu całe mnóstwo wskazówek dotyczących zdobywania jedzenia. Obserwujemy jak poszerzająca się wiedza przyczynia się do stopniowego wyłaniania się pierwszych cywilizacji. Poznamy całe mnóstwo nieudanych eksperymentów żywieniowych i ich skutki. Pierwsi ludzie to badacze, którzy za błędy płacili swoim życiem, dlatego bardzo ważne było dla nich wymienianie się zdobytą wiedzą.
„Jak przeżyć w starożytnym Rzymie” podsuwa nam dużą dawkę wiedzy o budowaniu państwa, tworzeniu wspólnot, budynkach tworzonych przez starożytnych Rzymian, miejscach, w których mieszkali (zarówno pod względem architektonicznym jak i podbojów), codzienności, prawach, sytuacji kobiet, upodobaniach. Do tego nie zabraknie tu tematu wierzeń i kilku najważniejszych mitów. Publikację otwiera legenda o Romulusie i Remusie. Są też historie o prawdziwych władcach i przy okazji poznamy Nerona, Cezara oraz dowiemy się skąd wzięło się powiedzenie: „I ty, Brutusie, przeciwko mnie?”. Do tego mamy tu fragment najsłynniejszej epopei rzymskiej, czyli „Eneidy”. Sporo miejsca poświęcono językowi, strojom, architekturze rozrywkom, obowiązkom. Dowiemy się, czym mogli się zajmować, jakie zawody wykonywali, znaczenie poglądów politycznych, zmiany w ustrojach państwa. Przyjrzymy się też życiu gladiatorów, poznamy ich rodzaje, funkcjonowaniu teatru i znaczeniu tańca. Będziemy mieli też okazję zobaczyć jak wyglądało życie w mieście i na wsi, dowiemy się, jakie znaczenie miała służba wojskowa oraz nauczymy się oddawać cześć bogom (nie zabraknie informacji o ich pochodzeniu i funkcji). Dowiemy się też, dlaczego przestrzeganie prawa w starożytnym Rzymie było niesamowicie ważne oraz jak wyglądały kary za brak dostosowania się do wymogów aktualnej władzy.
Seria „Jak przeżyć w..." Juana de Aragóna to książki-gry. Mamy tu całe mnóstwo wyzwań, pokazanie możliwych wyborów i ich skutków. Czytelnik zmuszony jest do ciągłego analizowania tego jaka decyzja będzie właściwa. Wydawca przewiduje, że odbiorcami książek są nastolatkowie, ale po zainteresowaniu publikacją w otoczeniu wiem, że można po nie sięgnąć już z uczniami nauczania początkowego, bo ze względu na kompozycję i ilość ilustracji oraz formę podania informacji się spodoba młodym czytelnikom, a dorośli z przyjemnością będą ją czytać swoim pociechom.
Autor w tych książkach porusza tu wiele ważnych tematów. W pierwszym tomie obok problemów z przetrwaniem nie zabraknie też teorii ewolucji i znaczenia różnorodności genetycznej, a także bogactwa składników odżywczych, zmiany klimatyczne, zmiany wyglądów lądów i linii brzegowych, kształtowaniu życia społecznego oraz pierwotnym wierzeniom, a także wiele praktycznych zwyczajów (np. rytualne zjadanie zmarłych) oraz problemom nierówności społecznych. Do tego dowiemy się, czym jest epoka i jak długa trwa, w jaki sposób była wyznaczana, w jaki sposób obróbka metali wpłynęła na zrewolucjonizowanie życia człowieka. W drugim bardziej skupiamy się na architekturze, tworzeniu zależności społecznych i ich wpływu na losy jednostek.
W książkach znajdziemy proste i pełne humoru cartonoowe ilustracje współgrające z tekstem. Całość bardzo przyjemna w odbiorze. Polecam.











środa, 24 kwietnia 2024

Debbie Tung "Wszystko w porządku"


Depresja jest jedną z poważniejszych chorób wpływających na sposób funkcjonowania społeczeństw. Istnieje przekonanie, że coraz więcej osób na nią choruje. Czy tak faktycznie jest? Trudno stwierdzić. Na pewno jest coraz częściej diagnozowana, ponieważ więcej osób zdaje sobie sprawę, że są chorzy i mogą otrzymać pomoc. Otrzymanie wsparcia zmienia nie tylko jakość życia i relacje z otoczeniem, ale też przekłada się na to, co my możemy dać od siebie innym i jak oceniamy to, co inni dają nam. Depresja to podstępne zaburzenie sprawiające, że czarne macki odbierają chorym siły do życia. Uświadomienie sobie tego i wskazanie źródła własnego bezwładu to połowa sukcesu. Drugą połową będzie ciężka praca nad sobą, które czasami będzie potrzebowało wsparcia farmakologicznego. Jedną z ciekawszych lektur dla każdego odbiorcy wprowadzających w tematykę depresji jest „Wszystko w porządku” Debbie Tung. Wielkim plusem jest to, że jest to osobista historia autorki, dlatego lepiej pokazuje, z czym musi mierzyć się osoba chora.

„Zachowuj się łagodnie wobec innych. Ale nie zapominaj o łagodności również wobec siebie”.
Historia zaczyna się od wchodzenia młodej kobiety w dorosłe, samodzielne życie. To sprawia, że musi pracować, zdobywać doświadczenie, mieć czas na bliskich, zdobywać uznanie. W świecie, w którym wszyscy pędzą nie jest to łatwe. Zwłaszcza, kiedy włącza się nam mechanizm porównywania. Autorka pokazuje nam, że często innych traktujemy dobrze, ale wobec siebie jesteśmy niesamowicie krytyczni. Inni zawsze wypadają lepiej: mają ładniejsze zdjęcia w mediach społecznościowych, lepszą i stabilniejszą pracę, szczęśliwsze życie, większe sukcesy, brak porażek (bo kto o nich publicznie mówi?), więcej robią. Każdy jest lepszy z czegoś innego, ale kiedy ciągle się porównujemy to nie skupiamy się na tym, że często te cechy różnych osób tylko jak my wypadamy na ich tle. To prowadzi do zaniżenia samooceny. I tak jest też w przypadku przepracowującej się Debbie, która ma coraz bardziej negatywne myśli na swój temat, przejmuje się zdaniem innych oraz sama bardzo surowo się ocenia.
„Nie zdawałam sobie sprawy, że kiedy cierpisz na chorobę psychiczną i za długo wszystko w sobie tłamsisz… w końcu się rozpadasz.”
Widzimy jak z każdą stroną, która może być odzwierciedleniem procesów trwających miesiące, bohaterka traci siły i dopadają ją różnorodne zmory w postaci lęków, złego samopoczucia. Później śledzimy diagnozę i kolejne kroki pracy z psychologiem poznawczym zmieniającym jej nastawienie do wielu rzeczy. Praca nie jest łatwa. Wychodzenie z depresji trwa wiele tygodni. Na szczęście Debbie wcześnie zauważyła niepokojące symptomy i mogła zwrócić się po pomoc do specjalisty.
Cała historia jest bardzo osobista i ciepła. Autorka opowiada o sobie i swoich doświadczeniach z empatią. Pięknie opisuje kolejne etapy wchodzenia w depresję, zagubienia, a później wychodzenia. Przyglądamy się jej mozolnej pracy z terapeutką. Pokazuje, w jaki sposób samodzielnie zacząć pracę nad sobą. Przyglądamy się jej trybowi życia i mamy okazję przemyśleć czy i my nie popełniamy podobnych błędów.
„Wszystko w porządku” to historia szukania równowagi między pracą, rozrywkami, czasem poświęconym bliskim i odpoczynkowi. Emocjonalne blokady i spadek formy pokazany jest tu jako coś normalnego, efekt uboczny kumulujących się negatywnych czynników. Krok po kroku prześledzimy zmianę nawyków. Jedną z ważnych rzeczy jest tu rozwinięcie umiejętności doceniania siebie.
Debbie Tung podsuwa nam nie tylko estetyczny i ładny komiks, ale też wartościową opowieść o tym, dlaczego warto szukać pomocy, jak leczenie przekłada się na poprawienie jakości naszego życia, jak trudnym procesem jest zdrowienie i jak dużego zaangażowania osoby chorej potrzebuje.
Ten komiks jest nie tylko świetny treściowo, ale zwyczajnie bardzo ładny. Chociaż kreska Debbie Tung jest prosta, to równocześnie widać w niej łagodność, a także dziecięcość pozbawioną infantylności. Z pewnością jest przyjemna dla oka, ale też daje jakieś nieuchwytne poczucie spokoju. Do tego mamy ważne przesłanie: sięgnij po pomoc, bo warto sobie pomóc.
Ze względu, że sam proces popadania w depresję i leczenia jest bardzo uproszczony do kilku tygodni lub miesięcy może wydawać się, że to łatwy proces. Trzeba sobie uświadomić, że między poszczególnymi wydarzeniami pokazanymi w komiksie mijają tygodnie i miesiące, a pokazane scenki są reprezentacyjne do określonego okresu. Właśnie ten powolny proces zmian sprawia, że na początku chory nie jest w stanie zauważyć, że coś jest nie tak. Po prostu ma mniej energii i czuje się przepracowany, ma mniejszą koncentrację. Debbie Tung pokazuje, że dostrzeżenie tego to pierwszy krok ku zmianom. Później trzeba zwrócić się do dobrego specjalisty i intensywnie nad sobą pracować. Nie ma tu obietnicy, że będzie szybko, łatwo. Za to mamy pokazane jak praca z psycholożką zmienia postrzeganie siebie i pomaga w wypracowaniu innych zachowań.
Na końcu lektury znajdziemy wskazówki, gdzie szukać pomocy. Są to ważne numery, więc znajdziecie je poniżej:
- 112 – Numer alarmowy
- 800 12 12 12 – Dziecięcy telefon zaufania Rzecznika Praw Dziecka (działa całodobowo/7dni)
- 116 111 – Telefon zaufania dla dzieci i młodzieży (działa całodobowo/7 dni)
- 801 120 002 – Ogólnopolski telefon dla ofiar przemocy w rodzinie „Niebieska Linia”
- 800 199 990 – Ogólnopolski Telefon Zaufania (codziennie od 16 do 21)
- Życie warte jest rozmowy (https://zwjr.pl/)