Jestem
już nieco doświadczoną mamą, która przy pierwszym dziecku to i owo wiedziała, ale i tak miałam pęd do dawania najlepszego, co mogłam i na początku rozumiałam przez pielęgnację. Tuż przed urodzeniem maluszka
kupiłam najdroższe i najlepsze kosmetyki do jego pielęgnacji. Chciałam
dla niego jak najlepiej. Niestety mała dostała uczulenie, a później
trądzik niemowlęcy. Sięgałam po coraz tańsze i postrzegane, jako gorsze kosmetyki.
Balsamy,
oliwki, płyny do kąpieli, kremy do twarzy, kremy przeciw odparzeniom –
wszystkie powodowały, że moje maleństwo miało zaczerwienienia i wysepkę.
W ramach desperacji sięgnęłam po kosmetyki, które pamiętałam jeszcze ze
swojego dzieciństwa: Bambino. Na te kosmetyki trafiłam przypadkowo
robiąc zakupy w jednym z hipermarketów.
Do
kąpieli stosowałam płyn Ziajkę od pierwszych dni życia. Ładnie pachniał
i nie wywoływał reakcji skórnych, ale później stosowałam Johnson do kąpieli (lawendowy). Po kąpieli smarowałam (również
główkę, ale bez twarzy) córkę oliwką Bambino, a następnie buzię
kremem tej samej firmy. Do pupy stosowałam nowsze kosmetyki – sudocream,
który sprawdził się najlepiej. Inne miały niestety zbyt rzadką
konsystencję, przez co nienajlepiej utrzymywały się na skórze dziecka. Po podrażnieniu skóry (za długo z kupą do domu wracała, a mróz był wielki) sypałam mąkę ziemniaczaną na pupę, a później (przy kolejnym przewijaniu) smarowałam oliwką.
Do
dezynfekcji pępka stosowałam octenisept (dostępny w każdej aptece),
który wykorzystywałam do spryskiwania rany po cesarce. On także pomógł
mi uporać się z zaczerwienieniami w zwałeczkach i pod pachami i
maluszka. Po kąpieli osuszałam dobrze skórę, spryskiwałam lekarstwem, a
później nakładałam oliwkę.
Z trądzikiem niemowlęcym uporałam się z tym robiąc często maseczkę z
kremu. W tym czasie również walczyłam z ciemieniuchą smarując ją jak
najczęściej oliwką i masując delikatną szczotką dla dzieci.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz