Etykiety

piątek, 31 stycznia 2014

Metatesjofobia

W pewnej małej wiosce żyła młoda kobieta. Mieszkała z matką tuż obok krewnych. Nie znała świata poza swoim podwórzem, ponieważ nigdy nie podróżowała. Bała się oddalić od matki od czasu, gdy ta w dzieciństwie opowiedziała jej historię o duchach, porywających zbyt śmiałe dziewczynki. Wychowywała się wśród rodziny i opowieści o wojnie oraz złym świecie znajdującym się tuż za płotem. Nikomu nie przeszkadzał jej brak samodzielności, ponieważ w domu zawsze było sporo zajęć. Razem z matką wyszywała, dziergała, wyplatała przedmioty na sprzedaż, które później wujek, mieszkający obok, zawoził na targ, z którego przywoził wszystko to, czego kobiety potrzebowały. Życie płynęło im spokojnie, beztrosko. Zawsze miały, co jeść. Nie traciły zbyt wielu pieniędzy na stroje, bo i tak nigdzie się nie pokazywały. Stara matka i młoda córka podczas pracy śpiewały. Każdą pieśnią odmierzały czas do posiłków. Ich życie było monotonne. Nie było w nim dzieci, śmiechu, spontaniczności.
Pewnego dnia matka umarła. Przerażona córka musiała opuścić dom, aby wybrać trumnę i ubiór dla matki. Okazało się, że pieniądze, które zaoszczędziły  nie starczą na najprostszą trumnę. Dziewczyna długo walczyła z sobą. Bała się ulicy, ale jeszcze bardziej bała się wyjechać, aby zarobić pieniądze na pogrzeb matki. Karmiona codzienne opowieściami o złym świecie, płakała wychodząc z poza podwórze. Dobry wuj znalazł jej pracę i codziennie zawoził i odwoził do niej. Młoda dziewczyna była na tyle przerażona nową sytuacją, że bała się rozmawiać z ludźmi. Była jak przestraszona myszka, szybko chowająca się do własnej norki. Ludzie śmiali się z niej. Nikt nie potrafił zrozumieć jej fobii chodzenia tuż przy murze, ucieczki przed otwartą przestrzenią i tłumami. To nie jej wina, że została wychowana w świecie strasznych opowieści. Ile rzeczy, opowieści ogranicza nas samych? Gdzie u nas miejsce na rozsądek? Zamykamy się w swoich małych światkach, uciekając przed przestrzenią. Proste monotonne życie, będące często tylko egzystencją, jest dla nas oazą. Z wygodnictwa nie wychodzimy poza nasze podwórze. Co takiego musiałoby się wydarzyć, aby ludzkość przestała żyć fobiami, opowieściami, zabobonami, aby ludzkość mogła w pełni wykorzystać swój potencjał?
Kiedyś byłam pewna tego, że całkowicie wykorzystuję możliwości swojego mózgu-w końcu tyle czytam i myślę. Nie możliwe, aby było inaczej. Byłam też przekonana, że ludzie rodzą się głupsi i mądrzejsi. Lata nauki sprawiły, że wiem, jak bardzo się myliłam. Każdy rodzi się taki sam. Każdy posiada tyle samo inteligencji. Tylko od naszego wychowania i od nas samych zależy, na ile korzystamy z daru rozumu. Nie ma ludzi głupich. Są tylko ludzie, którzy zbyt mało wierzą w siebie i świat, którzy zamknęli się w „podwórzu" lokalnych przekonań, strachów.
Każdy z nas choć troszkę boi się zmian. Nowa praca, nowe studia, nowe coś tam. Z jednej strony to bardzo ekscytujące, mobilizujące, z drugiej istnieje coś, co mówi nam, że będzie trudno, że sytuacja może być ponad nasze możliwości.
Czy aby na pewno? Przecież są śmiałkowie podróżujący po całym świecie. Nic ich nie powstrzymuje. Brak pieniędzy? To nie problem. Zawsze można w każdym miejscu na świecie zarobić na jedzenie i podstawowe środki (a podstawowe środki do życia nie kosztują zbyt wiele, musimy tylko wiedzieć, co jest nam niezbędne).
Ja osobiście doświadczyłam tego, co to znaczy wyjechać bez funduszy. Co prawda celem mojej podróży nie było zwiedzanie (przynajmniej nie na początku), ale nauka.
Pochodzę z małej mieściny, gdzieś na końcu świata. Mam nadzieję, że nikogo tu nie obrażam z tym końcem świata, bo w sumie jakieś drogi tam prowadzą. Problem jednak istnieje z komunikacją-nie ma pociągów, autobus dwa razy dziennie... czyli typowa polska dziura, do której zaglądam na wielkie święta i na wakacje (i to nie przez brak sympatii do polskich dziur, tylko bardziej przez liczne zajęcia).
Wracając jednak do podróżowania -i wyrwania się z małej miejscowości-kiedy odkryłam, jak niewiele potrzebuję i jak wiele potrafię, nagle zniknęły moje granice mentalne.
Pierwszy rok studiów to zajęcia na dwóch kierunkach, w dwóch różnych miastach... bez indywidualnego toku studiów i tym podobnych udogodnień (po liceum nie dostaje się takich prezentów). Czy jestem jakaś super zdolna? Nie. Po prostu wiedziałam, co jest moim celem.
Dlaczego mi się udało? Ponieważ nigdy nie słuchałam innych na temat tego, co powinnam, co wypada, jak trzeba.
Sama pod wpływem otoczenia przez jakiś czas (prawie dwa lata) dążyć do tego, o czym marzyłam. Teraz znowu wyruszam w podróż (na początek mentalną).

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz