Są takie książki, po których przeczytaniu, a nawet już w trakcie lektury skaczecie w sobie i mówicie: „To jest genialne!”. Jednak częściej bywają takie, po których lekturze macie mieszane uczucia, bo niby dobre przesłanie, ale… I to „ale” jest tu niesamowicie ważne, bo ono często potrafi podważyć wartość przesłania. Muszę szczerze przyznać, że mam mieszane uczucia po lekturze „Pana Ryby” Katarzyny Majsner. Zwłaszcza, że bohaterką jest siedmiolatka, a moja dziewięciolatka zwyczajnie bała się fabuły, więc zaczęłam czytać sama. A przecież książka dla dzieci i z dziecięcą bohaterką. No, ale każde dziecko ma inny poziom odczuwania strachu. Moja córka jest pod tym kątem wrażliwa, więc jeśli macie wrażliwe dziecko to zdecydowanie odradzam. Jeśli natomiast na Waszych pociechach strachy nie robią wrażenia to będzie to ciekawa lektura, do której pisarka wprowadza nas dość sielankowo: oto nastał niezwykły dzień konkursu wędkarskiego. Wszystko z powodu urodzin Ryby Złotej. Klara Leszczyk planuje wziąć udział w tym wydarzeniu. Bardzo długo przygotowywała się do konkursu i zamierza zdobyć medal. A może nawet uda jej się złowić Rybę Złotą, która spełni jej życzenie…
Zapachniało baśnią o „Rybaku i złotej rybce”? Jak najbardziej. Tylko tu poza tą niezwykłą dobrą rybą mamy też złą, niszczycielską oraz całe masy innych sprowadzających, albo kataklizmy, albo złe emocje, a ludzie z uporem je łowią, albo sami dają się złapać na przynętę.
„Coraz więcej tych przynęt… Czy naprawdę ludzie łapią się na coś takiego? Przecież to tylko rzeczy, prędzej czy później i tak się zniszczą, skończą… to takie łatwe i pozorne szczęście. Tata mówił, że łatwe szczęście zbiera swoje żniwa w postaci smutku i samotności”.
„Pan Ryba” Katarzyny Majsner to historia odmienna od znanej nam baśni o złotej rybce. Sama opowieść może przywodzić na myśl książkę „Alicja w krainie czarów”. Światy do których udaje się bohaterka są niezwykłe, kolejne przygody to pokonywanie własnych słabości, stawianie sobie wyzwań. I przede wszystkim pomoc niezwykłego przyjaciela, Pana Ryby.
„Mądrością jest wybieranie przyjaciół, którzy w odpowiednim momencie potrafią wskazać nam właściwą drogę”.
„Pan Ryba” nie jest lekką opowiastką pełną ciepłych, pastelowych kolorów, słodkich widoków i pozytywnej fabuły. Tu groza goni grozę. Jest to opowieść rodem z ludowych baśni spisanych przez Grimmów czy obrazy z utworów Andersena. Mroczna, smutna atmosfera niczym wyjęta z baśni o Królowej Śniegu lub filmu animowanego „Gnijąca panna młoda” zmiksowana z „Gdzie jest Nemo?” (kolorystyka z pierwszego, a stopień zagrożenia z drugiego). Nawet ilustracje zawarte w książce przywodzą na myśl właśnie pierwszy z filmów. Jasności nadaje całej akcji to, że bohaterka ma przyjaciela, towarzysza na dobre i złe, a to sprawia, że przez całą opowieść łatwiej nam wędrować, wchodzić w kolejne obszary absurdalnej akcji, przez co ciągle mamy wrażenie, że znaleźliśmy się we śnie Klary, bo wszystko, co dzieje się w jej życiu zaczyna być absurdalne. Latająca ryba, dziwna studnia, gadający kot i wiele innych. Do tego zakończenie mamy dość dziwne. Nie ma tu typowego szczęśliwego zakończenia. Za to są obrazy, które sprawiają, że zadajemy sobie pytanie o to, jaki naprawdę jest nasz cel? Czy na pewno jest nim to, co myślimy, że jest dobre?
„Pomóż ludziom, którzy na ciebie liczą i w ciebie wierzą. Nie możesz ich zawieść. Pamiętaj, że nie zawodzi się tych, którzy cię kochają”.
„Pan Ryba” to przede wszystkim opowieść z przesłaniem, ale nie jest ono jasne, oczywiste i wielu niuansów kilkuletnie dziecko nie wychwyci. Do tego z jednej strony mamy tu prosty język, akcję toczącą się od wyzwania do wyzwania, niedługie rozdziały, a z drugiej autorka zabiera czytelników w zadziwiającą wędrówkę bez jednoznacznego zakończenia. Całość dopełniają ilustracje przywodzące na myśl prace Pete Kozachika.
W książce Katarzyny Majsner mamy niczym w ludowej baśni podział na dobrych i złych bohaterów. Tylko mało kto dziś pamięta, że te baśnie nie były dla dzieci. Opowiadał je sobie lud w czasie zimowych prac, kiedy trzeba było się zabawiać czymś, bo nie było telewizji, radia czy Internetu. Właśnie ta obecność zła, wisząca w powietrzu groza sprawia, że mam mieszane uczucia. A z drugiej strony są tu piękne przesłania o odkrywaniu prawdy o sobie oraz uważania na to, o czym się marzy, bo może się okazać, że zawiodą nas one w przedziwne miejsca, z których może wyłonić się zło zagrażające naszym bliskim.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz