W swoim blogowym życiu miewam lepsze i gorsze momenty. W czasie pierwszych sięgam po wymagającą literaturę, a w przypadku drugich potrzebuję łatwiejszych. I właśnie ten drugi powód sprawił, że „Piekielna palestra” przeleżała u mnie na półce dwa lata. Wiedziałam, że będzie to lektura wymagająca, bo sobie ją przekartkowałam. I w końcu odważyłam się wejść do wykreowanego przez Adama Barcikowskiego świata, bo nie jest to lektura łatwa, prostą linearną akcją tylko kłębowisko nitek, które trzeba rozplątać, posegregować i połączyć, ale jest to bardzo satysfakcjonujące zajęcie.
„Człowiek za bardzo rozwinął już swoje umiejętności abstrakcyjnego myślenia,
żeby nie powstrzymać się od włażenia brudnymi butami do cudzego pokoju. Mało
tego, ludzie wkraczali do salonu Natury i wytrzepywali na środku pradawnych,
perskich dywanów błoto ze swoich topornych butów”.
„Piekielna palestra” to zdecydowanie nie książka dla pierwszego lepszego czytelnika
fantastyki. Do tego świata trzeba wchodzić w skupieniu i z dużą wyobraźnią, bo
jest to zagmatwana opowieść pełna różnorodnych istot, których interesy wydają
się ścierać, mieszają ze sobą światy oraz prawdziwe wydarzenia przeplatane są
fikcją. Z fantastycznych bohaterów spotkamy tutaj zmoraków, krasnoludy, cienników,
tunelowców, gnomy, ptaszników, piekielników i innych odmieńców. Każda z tych
postaci stworzona literacko w sposób dokładny i skrupulatny. Jakby tego było
mało tych światów jest kilka i mają kilka wymiarów, a mimo tego wszystko łączy
się, przeplata i tworzy zadziwiającą całość przybliżającą nam różne typy
osobowości, pozwalającą na przyjrzenie się z boku różnorodnym „maskom”
wszelkich istot. Właśnie to ich odgrywanie ról, nieoczywistość intencji i szybka
akcja sprawia, że akcja pędzi jak rollercoaster i czytelnik musi dobrze się
skupić, aby wszystko ładnie połączyć.
„Różnice pokoleniowe u krasnoludów, doprowadzały do wielu sporów i zgrzytów
ścierających się tektonicznych płyt poglądów”.
Napisana przez Adama Barcikowskiego lektura zabiera nas w znane realia. Są tu procesy,
manipulacja, przyjęcia, romanse, ale też pojawiają się krasnoludy-powstańcy
uciekający tunelami. Wejdziemy do więzienia, na okręt, na salę sądową, będziemy
krążyć uliczkami miast, zaglądać przez okna, wchodzić do budynków, do których
zabiorą nas różnorodne istoty, ale też trafimy do lasu. Autor z wprawą
posługuje się różnymi motywami literackimi oraz sugeruje je w akcji i trzeba
być naprawdę bardzo oczytanym, aby to wszystko wychwycić. Mam poczucie, że
gdybym znała więcej lektur filozoficzno-religijnych to lektura sprawiłaby mi
jeszcze większą przyjemność, ale poza nieoczywistymi sugestiami znajdziemy tu
także znane każdemu inspiracje: od pastiszu lektur szkolnych począwszy (np. „Wesele”,
„Opowieści z Narnii”, „Mistrz i Małgorzata”), zahaczając o źródła filmowe poprzez
odniesienia do popularnych filmów i seriali amimowanych (np. Wojownicze żółwie
Ninja), a na legendach miejskich kończąc. Sporo tu też nawiązań religijnych z
ich koneksjami biblijnymi, a nawet liczbową symboliką (od płonącego krzaka po
znaczenie cyfr). A we wszystko to wplecione przetransformowane wydarzenia z
historii Polski (powstańcy-krasnoludy). Sugestie nie są podane wprost i od
umiejętności hermeneutycznych czytelnika zależy, co odkryje. Doświadczenie
czytelnicze, obycie kulturowe mają tu duże znaczenie. Jeśli mamy niskie
kompetencje czytelnicze to się wynudzimy, zagubimy w czasie lektury.
„Zawsze jest jakiś wybór. Możliwość dokonania wyborów to istota inteligencji”.
„Piekielna palestra” porywa czytelnika wprowadzając go w labirynt wydarzeń,
które na pierwszy rzut oka bywają ślepymi uliczkami, ale z perspektywy całości
stają się nieoczywistymi przejściami. A wszystko to w imię wyższego interesu,
który poznamy dosłownie na końcu.
„Przeszłość i przyszłość - odparł Maurycy. - Zero albo jeden. Mam wrażenie, że
ostatnio nikt w tym mieście nawet nie myśli o teraźniejszości. Ludzie żyją w
ogrodzonych osiedlach swoich prywatnych wehikułów czasu. Jedni pędzą zapatrzeni
w przyszłość, jak psy za suką w cieczce. Drudzy wpychają łapy w mysią dziurę
przeszłości. Każdy ma swój wehikuł”.
Opowieść otwiera wizja początku światów, tajemniczy pościg z dziwnym przejściem
między światami, by w końcu wejść we właściwy nurt, czyli do zadania Maurycego
Wielowieyskiego (zmoraka) mającego wytropić i schwytać saivę carskiego
porucznika, Aleksandra Bartenjewa, który zabił swoją ukochaną, Marię Wisniowskią,
dziewiętnastowieczną gwiazdę Warszawy. W zadaniu pomaga mu zmoraczka Anne
Olson. Z czasem odkrywają, że uwikłano ich w międzywymiarową intrygę, która
może zburzyć Równowagę i wpłynąć na losy żywych i umarłych. Ze współczesnych wydarzeń
przeskakujemy do przeszłości, bo tu przejścia są łatwe. Przeszłość i przyszłość
istnieją jednocześnie tak jak ziemia, piekło i inne światy.
“Piekielna palestra” to majstersztyk. Autor łączy różne realia, tworzy między
nimi przejścia, łączy wątki. Przenikanie się światów jest harmonijne, ale
czasami dochodzi do zaskakujących wydarzeń i trzeba zadbać o to, aby równowaga
w światach nadal istniała.
Zapraszam na stronę wydawcy
Zapraszam na stronę wydawcy
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz