Anna
J. Szepielak, Francuskie zlecenie,
Warszawa „Nasza Księgarnia” 2016
„Francuskie
zlecenie” to powieść o feministkach (tak nazywam kobiety dostrzegające
jakąkolwiek nierówność wynikającą z przynależności do określonej płci)
zarzekających się, że feministkami nie są (w końcu feminizm wielu ludziom
kojarzy się z pejoratywnym nacechowaniem słowa, a nie z równością, którą
propaguje), historii (od średniowiecza przez II wojnę światową), uprzedzeniach (z
morałem, że lepiej się od nich uwolnić), pracowitości (kobiety są tu
niesamowicie zaradne i pracowite), matriarchacie, w którym młody Aleksander
czuje się dyskryminowany ze względu na płeć, co doskonale obnaża głupi patriarchalny
stosunek wobec kobiet, bo w wersji, kiedy to kobiety mają więcej praw taka
nierówność wydaje się śmieszyć. Do tego nie zabraknie kryminału, horroru,
romansu, komedii i paru innych gatunków. Można powiedzieć, że ta niedługa i
posiadająca bardzo spokojną fabułę powieść Anny J. Szepielak to prawdziwy misz-masz,
w którym wiele osób znajdzie coś dla siebie.
Cała
historia zaczyna się bardzo niewinnie. Jola namawia koleżankę z pracy na przyjęcie
zlecenia. Ewa jednak nie wykazuje entuzjazmu, bo zwykle te atrakcyjne propozycje
załatwiają dla siebie jej koledzy z pracy, a naprawdę niesamowite szef, jej
przypada jedynie poprawianie jej pracy i nieciekawe fotografowanie produktów
przemysłowych, więc nie łudzi się, że ma jakiekolwiek szanse. Doskonale zdaje
sobie sprawę, że podpisując niesamowicie atrakcyjną umowę narazi się
współpracownikom. Dopiero wielogodzinne namowy i wytłumaczenie jej, że klientka
chce, aby fotografem była kobieta sprawiają, że Ewa w końcu podpisuje dokument.
Nawet szef nie ma tu zbyt wiele do
powiedzenia. Pozostaje mu jedynie wręczyć swojej pracownicy najlepszy sprzęt i
życzyć udanej pracy, bo od tego zależy powodzenie firmy. Ta początkowo wlekąca
się akcja nagle nabiera tempa. Polka słabo znająca francuski trafia do
niezwykłego domu w Prowansji, gdzie (ku jej zaskoczeniu) kultywuje się polskie
tradycje, pracownicy muszą uczyć się języka polskiego, a wszystko przez jedną,
niezwykle ważną dla babci Konstancji osobę.
Pojawiająca
się w rezydencji Ewa nie tylko niechcący nieźle namiesza, pomoże rozwinąć kilka
tajemnic, ale też przy okazji rozwiąże swoje życiowe problemy. Jej udana sesja
fotograficzna, zainteresowanie otoczeniem, wielogodzinne rozmowy z domownikami
i niezwykłe, wizjonerskie sny pozwolą na rozwiązanie wielu zagadek z rodziny
pracodawców i swojej. Wyjazd do Prowansji okaże się lekiem na codziennie
problemy Ewy, która – chcąc spełniać marzenia o swojej wymarzonej pracy –
pogubiła się. Kilka dni spędzonych we Francji pozwalają jej przemeblować świat
własnych wartości, nabrać dystansu do codzienności, zobowiązań, poczucia winy i
pozwoli na odkrycie swoich niezwykłych mocy.
„Francuskie
zlecenie” to bardzo przyjemna i wciągająca lektura. Troszkę wolna akcja i
wakacyjny klimat sprawiają, że jest to idealna lektura na wczasy oraz długie
zimowe wieczory.
Powieść
polecam kobietom poszukujących książek, w których wymieszano różne gatunki.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz