Etykiety

środa, 8 września 2021

Roman Ciepliński "Życie zastępcze"


„Życie zastępcze” można czytać na dwa sposoby: w kontekście „Ukrytych myśli” i jako autonomiczne dzieło. W pierwszym przypadku narzuca się kontekst z poprzedniej książki, co powoduje nieco inne wnioski płynące z analizy hermeneutycznej. Widzimy wówczas zderzenie komunizmu z postkomunizmem, w którym zabrakło realnego rozliczenia z dyktatury. Bohater studiujący zebrane przez IPN teczki znajomych odkrywa ich prawdziwe twarze. „Ukryte myśli” krążyły wokół różnych układów dawnych działaczy komunistycznych, którzy po zmianie ustroju przywdziali maski zagorzałych opozycjonistów, obrońców demokracji, ofiar pokrzywdzonych przez wcześniejszy system. Widzimy jak niejawność daje im możliwość płynnego przeniesienia swoich wpływów do nowego ustroju. Dawne znajomości, powiązania i układy rozwijają się, a każdy z towarzyszy gra zgorszenie, że ktoś w ich środowisku mógł donosić. Patriotyzm przelewa się. Staje się poczuciem obowiązku na pokaz, aby odpędzić od siebie podejrzenie o kolaborację z komunistami. Lustracja sprawia, że coraz więcej materiałów staje się jawnych, coraz łatwiej można dotrzeć do wiedzy. Powolne studiowanie akt jest tu niczym proustowska magdalenka prowadząca od wspomnienia do wspomnienia. Podążamy za bohaterem i razem z nim wchodzimy w coraz dziwniejszy labirynt zależności. Każde wspomnienie przybliża pierwszoosobowego narratora do przerażających odkryć, które uwypuklić mają powracające w tle dwa znaczące obrazy: „Pokusy świętego Antoniego” Salvadora Dalego i „Ogród rozkoszy ziemskich” Hieronima Boscha. Obie prace łączy surrealistyczne zobrazowanie ludzkich słabości, tego, co motywuje ludzi do czynienia występków. Dziwne i zademonstrowane postacie na reprodukcjach zdobią ściany TW „Emanuela”. To od nich wychodzi nasz bohater, który próbuje się odnaleźć w świecie, w którym każdy w jakimś stopniu powiązany jest z dawnym ustrojem. Zagubiony, zdezorientowany, bo nieznający wcześniejszych zależności, wolny od wpływów minionej władzy w obliczu nici powiązań coraz lepiej rozumie bierność swoich znajomych ze studiów, a później pracy. Kolejne sprawy przynoszą rozjaśnienie, ale czy mogą dać zrozumienie?
„Życie zastępcze” z jednej strony jest kontynuacją, a z drugiej może stanowić autonomiczną historię. Opowieść krążąca wokół fascynacji swoją byłą partnerką i pokojem-portalem, którego przez lata nie tknięto i przez to może dawać poczucie możliwości przenoszenia się w czasie, relacji damsko-męskich jest zarazem sprawozdaniem z życia, które w przypadku bohatera nie jest przeciętnym czy też standardowym bytem. Nie ma on żony, dzieci, a swój czas poświęcił na tworzenie (chociaż ma świadomość ze swoich artystycznych braków) i studiowanie teczek. W wolnym czasie w tajemnicy odwiedza swój dawny pokój znajdujący się w mieszkaniu A. (byłej żony), którą porzucił. To właśnie rzeczy znajdujące się w nim i studiowane akta przywołują wspomnienia, przybliżają obrazy z przeszłości. Poszukiwania napędza próba rozwiązania zagadki losów osób mu bliskich. Autor prowadzi czytelnika po współczesnych i bardzo aktualnych wydarzeniach (w tle pandemia, zachorowania, zagrożenie), ale same postaci nie są prawdziwe. Są uosobieniem określonego rodzaju grupy bardzo zróżnicowanego i kontrastującego ze społeczeństwa składającego się z jednostek samotnych niczym Leibnizowskie monady. Wychodzenie naprzeciw innemu to zakładanie ciągle innych masek i próby zdarcia ich innym, co nie ułatwia budowania lepszych relacji. W świat bohatera wprowadza nas pierwszoosobowy narrator nazwany panem C. (niczym pan K. w „Zamku” Franza Kafki). Druga część dyptyku „Maszyny do pisania” składa się z trzech części, które przenoszą nas od jednego tematu trudnego do kolejnego. Każda strona to obnażanie bohatera i jego towarzyszy, przekraczanie granic własnego rozsądku, prowadzenie gry z przeszłością, igranie z teraźniejszością, idealizowanie tego, co minęło, a wszystko to w otoczce eseistycznych refleksji o literaturze, bo człowiek jest tu postacią piszącą swój życiorys. Pamięć jednak płata figla i niektóre wydarzenia oraz bohaterzy są wyidealizowani. „Przygody” bohatera obejmują też czytanie książek, prowadzenie wewnętrznych dialogów z Platonem, Anzelmem z Canterbury, Nietzschem czy Cioranem i Foucaultem pozwalających na autotematyczne wycieczki o czytaniu i pisaniu, odkrywaniu świata, w której główna siła napędowa jest absurdem, a mimo tego wciąga w swój wir wszystkich bohaterów i nie oszczędza nikogo. To ona sprawia, że bohater przyjmuje postawę sokratejską. Jego stwierdzenie „Jedyne co mnie w świecie zaciekawia, to inny człowiek” brzmi jak parafraza słów starożytnego filozofa w kreacji Platona.
A jacy są owi ludzie, którzy go otaczają i których urokowi poddaje się? Bardzo różnorodni. Znajdziemy tam poetę wyklętego z Rembertowa, marksistowsko-leninowską femme fatele, która rozbija każdy związek, literatka, która przez pomyłkę trafia w objęcia narratora-poety, autor poezji gloryfikującej samobójstwo, wiecznie pijana poetka z Grochowa, irracjonalna feministka, złośliwa żona, która puszcza bohatera z torbami, profetyczny windziarz, dawne miłości, przyjaciele, którzy stali się wrogami. Narrator wprowadza nas w chaotyczny labirynt z całym mnóstwem odnóg-skojarzeń-ślepych korytarzy, które nie przybliżają do rozwiązania sprawy, ale zachęcają do irracjonalnych zachowań z odwiedzaniem swojego dawnego pokoju w mieszkaniu byłej żony w tajemnicy przed nią. Wyprawy do niego stają się pretekstem do wędrówek w pamięci do czasów, które zaważyły o jego losie. Pan C. (podobnie jak jego znajomi, napotykani ludzie) to postacie tragiczne, naznaczone konsekwencjami jednej decyzji, oddaniu się obcowaniu z kulturą, doprowadzaniu do wyniszczenia organizmu, aby wprowadzić się w stan duchowego uniesienia. Ale czy to jest życie prawdziwe? Zwłaszcza, kiedy obiektem uwielbienia jest zapity poeta z Rembertowa, któremu uchodziły najgłupsze zachowania?
Patrząc na losy bohaterów odnosimy wrażenie, że wszyscy cierpią na eskapizm, a z drugiej strony wymagają od społeczeństwa, aby ciągle o nich pamiętało, dbało, opiekowało się nimi. Życie sztuką i dla sztuki sprawia, że bohaterzy tracą życie i marzą, aby odzyskać spokój, żyć teraźniejszością, a nie przeszłością i obcowaniem z kulturą pełną złych wzorców. Kiedy już bohaterzy odważają się wyjść naprzeciw życiu okazuje się, że już nic nie jest takie jak dawniej, bo ludzie chorują na ptasią grypę, przed którą nie sposób uciec, giną w demonicznych korytarzach IPN-u, stają się świadkami płonącej katedry Notre-Dame, są świadkami padających ptaków roznoszących wirusa. Wszystko to sprawia, że bohaterom pozostaje sztuka jako miejsce bezpieczne, znane, przyjazne, a jednocześnie programujące ich na ofiary społeczeństwa, przed którym nie ma ucieczki. Każdy wybór człowieka jest zły, każdy wikła w zależności i rani innych lub siebie/
Kolejna powieść Cieplińskiego to rozrachunek z otoczeniem, w którym ciągle wiele spraw nie wyjaśniono, nie można poznać prawdy o współpracownikach, dlatego żyjemy w świecie złudzeń. Wchodzimy w świat zła rozmyślnego, czynionego w dbaniu o interes własny pod przykrywką dbania o „dobro ludu”. Napotykamy ludzi, którzy w swojej przebiegłości płyną z nurtem wydarzeń dostosowując do nich swoją rolę i zmieniając maski. Z tej perspektywy transformacja traci na znaczeniu. Odkrywamy jak bardzo rozbudowane były struktury, jak sprytnie działali agenci, w jaki sposób dobierano osoby mające tworzyć raporty. Wchodzimy do świata dobrze zbudowanego, a jednocześnie będącego w dziwnym rozkładzie. Kontrastuje z tym doświadczenie Zachodu, w którym wykluczenie społeczne ma zupełnie inny wymiar: jest w nim pewnego rodzaju poczucie wolności, przekonanie o braku zobowiązań, ale jednocześnie ludzie nadal stosują wobec siebie przemoc. Zderzenie tych dwóch światów sprawia, że obie części dyptyku są nie tylko o zależnościach w społeczeństwie komunistycznym, ale i o ludzkiej naturze, dążeniu jednostek do realizowania własnych celów. Roman Ciepliński obnaża tu człowieka i poddaje wiwisekcji. Patrzymy na funkcjonowanie jednostek w totalitaryzmie i w wolnym kraju. Dostrzegamy, że brak rozliczeń nie przynosi żadnych zmian, bo na scenie politycznej znajdują się ci sami aktorzy, ale w innych maskach i odmiennych rolach. A wszystko toczy się wokół próby znalezienia wyjaśnienia, dlaczego życie potoczyło się tak, a nie inaczej i dlaczego przeleciało przez palce niczym suchy piasek.
„Miłość jest dobrowolnym aktem złożenia siebie w ofierze ze świadomością, że może to być krok ku samozagładzie”.
„Można siebie kochać złą miłością, egoistyczną, samolubną, uczuciem z gruntu nieuczciwym, którego źródłem jest potrzeba wywyższenia siebie kosztem innych. A skoro siebie nie kocham, lub darzę siebie uczuciem z gruntu nieuczciwym, to znaczy: jestem stracony, nie doświadczę miłości.
Można też kochać siebie samego miłością prawdziwą, kochając siebie jak osobę obcą miłością jakby z zewnątrz, wymagającą, bezgraniczną i zarazem bezinteresowną. Taka miłość zdarza się jednak rzadko, zazwyczaj osobom po dramatycznych przeżyciach lub cudem przeżytych śmiertelnych chorobach. Najczęściej jednak traktujemy siebie samych per noga; żądając, nie rozpoznając siebie, swoich talentów, a nawet tożsamości, traktując siebie samego jak złotą rybkę. Interesowność – nawet wobec siebie samego – wyklucza uczucia wyższe, jest rodzajem handlu, a nawet prostytucji”.
„Człowiek, który nie jest w stanie rozpoznać swojej tożsamości, nie jest też w stanie pokochać siebie”.
„Człowiek sam w domu, jeśli właśnie nie wykonuje jakichś konkretnych czynności związanych z porządkowaniem, gotowaniem, pracą na zlecenie, a nawet jeśli nie czyta, czy choćby nie gmera w komputerze, nie myszkuje w sieci, skazany jest na męczące towarzystwo samego siebie. Ale czas upływający w domu, spędzany bezproduktywnie w samotności to też okazja do spotkania z ‘inteligentnym, godnym nas rozmówcą’. Oba warianty są prawdopodobne, czasem zdarzają się jednocześnie”.
„Generalnie jednak bycie sobą, bycie tym samym, jedynym, przypomina beznadziejne próby upodobnienia się do własnego cienia, wpisania się w model, nie jest to jednak model dynamiczny, cień ruchomy, lecz stan zastygły. Z drugiej strony wystarczy otworzyć byle jaką książkę i rozpocząć lekturę, by zburzyć iluzję bezpiecznej tożsamości. W trakcie lektury cudzych myśli i wizji dokonujemy mordu na własnym ID. Jeśli je kiedykolwiek mieliśmy”.
„Każdy haust świeżego powietrza może być przyjemnością, a każdy krok w stronę, w którą się skierujesz, dowodem wolności, w której, jeśli chcesz, możesz skorzystać, ale jeśli nie, nie musisz, co jest najwyższym aktem wolności. Nie musisz z niej korzystać!”.
„To, jak działa mrowisko, nie mówi nam jednak o tym, czym jest to mrowisko w istocie, i zupełnie nic o tym, jakie są poszczególne jednostki składające się na tę monstrualną zbiorowość. Badając społeczeństwo niemal całkowicie pomija się człowieka. Dochodzi wręcz do paradoksu: zbiorowość składająca się z samych indywidualności jest w stanie stworzyć system, który będzie indywidualność jako taką gnębił i poniżał. Jednostki inteligentne, stawiające sobie za cel światłe ideały, dobro i miłość, są w stanie stworzyć coś, co jest zaprzeczeniem tych ideałów. Każdy porządek stworzony dla tak zwanego dobra ogólnego zawiera coś w rodzaju błędu systemu. Mała, zdawać by się mogło, skaza (tlące się tu i ówdzie zło) staje się źródłem infekcji, która degeneruje system aż do ostatecznego upadku, wtedy rodzi się kolejny porządek z kolejną skazą, błędem systemu. I tak konsekwencją tych wniosków staje się przeświadczenie, że zbiorowość jest wrogiem jednostki, i lęk przed tłumem, przed państwem, władzą, która jest akurat koniecznością. Ludzie zorganizowali się tak, by samych siebie ujarzmić, by wyłonić władze i struktury”.
„Czasem przez świat przetoczy się wojna czy rewolucja, dowód na to, że i społeczeństwa zniewolone przez wizjonerów psychopatów czy, jak ostatnio, manipulowane przez nieformalnie działające globalne grupy „oświeconych”, mają swoje momenty przesilenia, okresy popadania w obłędy i szaleństwa”.
„Najwyższą formą komunikacji są jakby uczucia wyższe. Miłość i nienawiść. W tym drugim przypadku ludzie, którzy nienawidzą, pragnąc, by ten drugi cierpiał i by wreszcie został unicestwiony, szukając jego słabych stron, poznają go do głębi, podobnie jak zakochani w sobie kochankowie”.
„Poeta zazwyczaj jest ‘bardziej monadą’; jego świat nie może być światem społecznym, a jeśli się nim staje, przestaje być poetą, jak w przypadku Majakowskiego, który chciał wpisać w monadę świat mrowiska, propagandy, przemocy i zbrodni na jednostce. Społeczeństwo nie tworzy poezji, tworzy ją tylko jednostka dla jednostek. Nie ma poezji dla mas, jak nie ma kołysanki dla tłumu, nokturnów dla chorych na raka czy liryki miłosnej dla luteranów”.
„Czy w sztuce jest postęp? Raczej nie. Tak jak nie ma go w życiu, w które wpisana jest śmierć, tak nie ma go w sztuce, w którą również wpisana jest starość i śmierć poszczególnych artystów. Także pod względem rozwoju danej dziedziny sztuki, kwestia postępu wydaje się być wątpliwa, wbrew marksistowskiemu dogmatowi, że postęp wpisany jest w historię, a więc także w naukę i sztukę, a jego ostatecznym celem – społeczeństwo bezklasowe, bezwyznaniowe, pozbawione narkotyku dla duszy, której zresztą człowiek nie posiada. Ale wpisane jest także poznanie dzięki nauce – prawdy, a dzięki sztuce – przeżycia poprzez estetykę własnego doświadczenia jako jednostki w społeczeństwie na drodze do komunizmu”.
„Obawiam się, że sztuka w danym momencie pełni jedynie rolę aktualnej diagnozy społecznej, jest estetycznym sejsmografem pokazującym kondycję psychiczną i stan społeczeństwa. Poza tym mogłoby jej nie być. Wystarczyłoby to, co powstało dotychczas. Katharsis można osiągnąć oglądając Sofoklesa”.
„Ofiara, która się nie broni, w jakimś sensie przestaje być ofiarą, a staje się ‘napastnikiem moralnym’. Zaprzecza logice przemocy”.
„Pisze się zawsze z perspektywy czasu, mając niejako gotową opowieść przed sobą”.
„Gdyby wszystko szło dobrze, nie istniałaby śmierć, erozja, procesy rozpadu, a z porami roku nie wiązałoby się przemijanie i wymiana pokoleń – ludzie nie musieliby tworzyć świata zastępczego, egzystencji fikcyjnych, znaków i symboli, katarktycznych trampolin do odbijania się od dna. Nie musieliby tworzyć zastępczego piękna, skoro mieli piękno prawdziwe, oryginalne. To rozpad, rozpacz i śmierć czyni sztukę wartościową. Bez nich sztuka nie miałaby sensu”.
„Pisarz jest zawsze prorokiem w swoim fikcyjnym świecie. Wiedząc już, że lepsza jest ucieczka do przodu niż walka ze świadomością nieuchronnej klęski, umieszcza bohatera w świecie, gdzie pojęcia klęski, sukcesu czy nadziei są tylko figurami semantycznymi, wpisanymi w symboliczną podróż do kresu kultury, a więc świata zastępczego. Można to nazwać tchórzostwem. Pisarstwo jest pewnie czasem rodzajem tchórzostwa: ucieczką w świat alternatywny”.
„Dlaczego bieda tak często idzie w parze z brzydotą? Jako esteta amator, gdybym miał wbrew religii potępić ubóstwo, to zrobiłbym to tylko z powodu tego, że produkuje ono tak wiele ohydnych rzeczy. (…) Erupcja toksycznej brzydoty, gdzie tryskają wręcz gejzery i wulkany ohydnego kiczu i drogiej estetycznej tandety, odbywa się najczęściej w ogrodach tych, którzy będąc mentalnie ciągle ubogimi, nagle zarobili szybkie pieniądze”.
„Ludzie jednak bardziej skłonni są wybrać fikcję niż życie”
„Człowiek, który w coś wierzy i próbuje tę wiarę przekuć na ‘misję’, staje się niezrozumiałym dziwakiem. Dopóki tylko mówi, można mu to wybaczyć, ale kiedy zaczyna żyć zgodnie ze swoją ideą, staje się postacią karykaturalną i przerysowaną”.
„Różnica między normalnością, a dziwnością jest nieznaczna, prawie niedostrzegalna, a często też dziwność przybiera formę zwykłości i banału, podobnie jak zło, które zazwyczaj jawi się z pewnej perspektywy jako – dobro”.
„Epidemia tyko na chwilę odwraca porządek rzeczy tego świata, stwarza jednak pozory przewartościowania i głębokich zmian, w które niestety wierzy tak wielu. Strach przed utratą zdrowia, a nawet życia, przesłaniają jednak w końcu często troski materialne, czysto bytowe. Zazwyczaj jest tak, że człowiek, który na przykład miał kłopoty finansowe, nie pozbywa się ich, lecz pogrąża się coraz bardziej. Presja wierzycieli i odsetki rosną. Globalny kataklizm nie zmienia wektora sił miażdżących szarego człowieka. Myśli on nieustannie o niezapłaconych rachunkach, ma jednak ciągle nadzieję, że w całym tym pandemicznym chaosie jego dług okaże się nieistotny, a może i godny zapomnienia. Komornik zazwyczaj pojawia się szybko. Człowiek taki, gdy wreszcie ochłonie i pozbędzie się złudzeń, nie jest w stanie być do końca sobą. Wraca do piekła. Jest w stanie jedynie myśleć, jak uciec spod topora. Jego zachowanie przypomina reakcję zwierzęcia, które wpadło w pułapkę. Wykonuje wtedy gwałtowne ruchy i zapada się coraz głębiej”.
„Człowiek, który decyduje się na uważną, dogłębną lekturę jakiejś poważnej książki, na swój sposób popełnia samobójstwo; umiera dla siebie na rzecz autora, zmartwychwstaje, gdy kończy czytać ostatnie zdanie… Lektura była więc ucieczką w inną tożsamość”.
„Każda wypowiedź, każde zdanie, a nawet każde słowo mają swoje źródło w pierwotnym zdziwieniu, tajemnicy i pierwszej próbie odpowiedzi na pytanie: czy świat jest tylko tym, co widzimy i czego możemy dotknąć, czy też czymś więcej? Czy gdyby ludzie nie potrafili mówić, a co za tym idzie formułować zrozumiałych dla innych konstrukcji znaczeniowych świat też byłby tak skomplikowany, czy też stanowiły tajemnicę? Czy gdyby nie było rozumu, a więc także wiedzy i logiki, świat także byłby poznawalny, czy raczej oczywisty? Gdyby w ogóle nie było żadnego rozumu, który zadawałby sobie jakiekolwiek pytania, czy świat jako taki mógłby istnieć?
Świat nie ma z rozumem nic wspólnego, czy raczej jest produktem rozumu? Jeśli prawdziwa jest pierwsza część tego zdania, to rozum jako taki jest błędem ewolucji. Bo jeśli rozum, poddający się wpływowi zła, doprowadzić ma świat do katastrofy i unicestwienia, to taki efekt naturalnych przemian zaprzecza sensowi samej ewolucji.
Oczywistą rzeczą jest, że istnienie tego świata bez rozumu nie miałoby żadnego sensu. A miłość? Miłość jest czystym absurdem, zaprzeczeniem ewolucji, zaprzeczeniem rozumu, zaprzeczeniem logiki”.
„Wszędzie pozostawiamy sobie awaryjne wyjścia, koła ratunkowe, mosty ewakuacyjne. Wybieramy dobrą drogę, ale z tyłu mamy ciągle ścieżki do dróg złych, ale sobie znanych. Lepsze się wydaje znane zło niż nieznane, niepewne dobro…”.
„Ucieczka w kulturę wymaga gotowości, jednak też jest swego rodzaju aktem odwagi. Ta ucieczka nie zyska aprobaty środowiska. Nikt nie zrozumie, dlaczego mężczyzna zamiast być z żoną ogląda kuriozalny kościół w stylu baroku wileńskiego, zbudowany w połowie dwudziestego wieku, myszkuje po magazynach, szuka Bóg wie czego, znajduje przypadkowe eksponaty, obrazy będące jakimś fragmentem innej rzeczywistości, innej tożsamości, innego życia”.
„Ludzkość żyje obecnie między dwiema skrajnościami: między nudą a rozpaczą, ale dużo więcej złego przynosi nuda”.
„W świecie nie ma ani logiki, ani sensu; trwa jednocześnie epidemia otyłości i niedożywienia. Jedni umierają z przesytu, inni z braku”.
„Bieda to coś zupełnie innego niż upadek, choć pozornie stany te mogą być zewnętrznie podobne. Prostytucja na przykład ma z pewnością wiele wspólnego z biedą i brakiem pieniędzy, ale ostatecznym impulsem, nie licząc rzecz jasna zjawiska zwanego handlem żywym towarem, kiedy kobieta jest tylko narzędziem do zarabiania pieniędzy, jest też zapewne pokusa przekroczenia normy moralnej i ekscytacja zakazanym owocem. Nieraz pewnie owoc ten okazuje się gorzki, a nawet ohydny, ale to nie zmienia faktu, że narzędzie do zarabiania stanowi argument trudny do obalenia.
Prostytucja jako stan upadku ma w sobie potężną siłę przyciągania. Z drugiej strony – poniżenie i potępienie. Ale bez konsekwencji materialnych. Raczej z rekompensatą, można by powiedzieć – rentą za uszczerbek moralny. Kobieta, która wystawia swoją godność na szwank, dostaje niejako zadośćuczynienie wliczone w cenę usługi. Prostytutka, której uda się wyjść z uzależnienia od swojej pracy, pewnie może być później dobrą matką i żoną, a nawet robić karierę w zawodach uznawanych za moralne, godne szacunku i podziwu.
Dużo gorzej upadają poeci. Ci upadają naprawdę”.
„Spotkała wówczas nietypową feministkę, która nie pluła na księży, nie pogardzała mężczyznami, nie wywoływała wojny damsko-męskiej, lecz chciała zbudować nowy ład, w którym także mężczyźni, choć już na marginesie, mieliby ważną rolę do spełnienia”.
„Moje credo, że życie nie jest już tylko zwykłym życiem, jedynie biologiczno-psychiczną egzystencją czy układem psychosomatycznym w danym środowisku społeczno-kulturowym, lecz życiem zastępczym, warsztatem sztuki, materiałem i zarazem inspiracją dla twórcy, który bardziej żyje w tym świecie wtórnym (zastępczym) niż realnym – było chyba trochę na wyrost”.
„Człowiek podobno nikczemnieje stopniowo, podobnie zapewne jest z innymi rzeczami. Przecież nikt nie rodzi się smutny czy od razu zły, żądny zemsty czy władzy. Pierwszymi pragnieniami są zapewne, z czego dziecko nie zdaje sobie jeszcze sprawy, pragnienie miłości rodziców, poczucie bezpieczeństwa, spokój, który chwilę wcześniej, jeszcze przed narodzeniem, był standardem w łonie matki”.
„Na ulicach ogłuszająca cisza. Epidemia pokazała (jak trudno w to uwierzyć…), że przemieszczamy się często niepotrzebnie z miejsca w miejsce, odbywamy podróże bezsensowne, by tam, dokąd jedziemy, robić dokładnie to samo, co w miejscu, z którego wyruszyliśmy. Są to nierzadko podróże konsumpcyjne, polegające na tankowaniu i zużywaniu paliwa, przenoszeniu walizek i rozpakowywaniu ich, wydawaniu pieniędzy na zmianę otoczenia (co ma być gwarancją wypoczynku), która tak naprawdę jest zmianą pozorną. Tak wygląda podróż po powierzchni, mechaniczne przenoszenie ludzi i ich problemów z miejsca na miejsce, bez refleksji, coś w rodzaju procedury rewitalizacji wpisanej w fizyczną przestrzeń i topografię terenu. Chodzi nie o podróż, lec o ‘regenerację’”.
„W nawet najbardziej dziwnym człowieku znaleźć można ogromne pokłady tak zwanej normalności. Dziwność, zazwyczaj, to tylko jakiś drobiazg, drobny przerost, będący skutkiem defektu lub nadmiaru, na przykład talentu albo wrażliwości”.
„Trzeba być bardzo odważnym, hardym, wytrwałym, by kochać”.
„Człowiek jest drogą, którą właśnie idzie. (Każdy człowiek jest drogą, tyle że nie zawsze właściwą. Bo drogą tą jest coś, co starożytni nazywali słowem los. Oczywiście prawdą i życiem, w domyśle – „życiem wiecznym” nie jest żaden człowiek. To zlepek jakże prawdziwych błędów i złudzeń)”.
Zapraszam na stronę wydawcy













Brak komentarzy:

Prześlij komentarz