Paweł Przywara, Ricochette, Szczecin,
Bezrzecze „Forma” 2019
„Może każda doba ma swą składnię. Każdy element
– swe miejsce. Uderzenie siekiery – pień. Przejazd furgonu. Praca zegarów
ściennych. Awionetka nad dachami. Coś komuś coś mówi lub ma mówić. Front
kosiarek mówi. Klakson. Leżący pies. Szpital. Każdy przedmiot w bazie danych” –
w taki sposób Paweł Przywara wprowadza nas
bardzo subtelnie do wykreowanego świata będącego ucztą dla umysłu stęsknionego za
zabawą skojarzeniami, hermeneutycznym i dekonstrukcyjnym spojrzeniem na jedno
zagadnienie: śmierć. To ona staje się punktem wyjścia do snucia opowieści o
zabiciu Asi, matki, żony i specjalistki. Ulotność istnienia sprawia, że
narrator pochyla się nad zagadnieniami związanymi z życiem i jego przemijalnością.
Zabiera nas w świat przemyśleń, teorii na temat istnienia i myślenia,
pamiętania i zapominania.
„Nie spamięta zwierzę myślące wszystkiego,
choćby prowadziło buchalterię istnienia i codziennie notowało. O jednym chce
się pamiętać, o innym nie. O jednym nie chce się pamiętać, a się pamięta. Może
dlatego wcina się w pamięć, niczym szkło w skórę, to, czego animal rationale
nie chce widzieć. A może to, czego nie chce widzieć, chce jednak pamiętać. Może
wspomnienia tego, czego nie chce się widzieć, chętnie się przegląda we śnie lub
na jawie. W zaciszu samotni. Może wszystko się pamięta, tylko nie przypomina”.
Wchodzimy w korytarze myślowe niczym w
książkach Camusa czy Exupery’ego i już wiem, że jestem w domu, już wiem, że to
nie będzie jednokrotne czytanie tylko delektowanie się lekturą pełną tropów, wskazówek,
odsyłaczy wymagających od czytelnika wiedzy, skupienia i otwartości. Zwłaszcza
tej ostatniej, bo na samej erudycji nie da się tu daleko zajechać. Zwłaszcza,
że w powieści Pawła Przywary nakładają się i przeplatają światy, w których najswobodniej
poruszają się ci, których nie ogranicza bagaż wiedzy:
„Dziecko przecież porusza się na granicy
wszechświatów. Umie porozumiewać się z rzeczami, zwierzętami, nie tylko
myślącymi, z duchami, z budynkami, ze słońcem i innymi ciałami na niebie i w
głębinach”.
Dziecięcość, niewinność, otwartość – to cechy
jednego z głównych bohaterów, męża Asi, która z jakiegoś niewyjaśnionego powodu
zginęła w wypadku, który wcale wypadkiem nie był, ponieważ wszystko zostało zaplanowane,
dopracowane, odmierzone, aby nie pozostał żaden ślad. Snajper długo czekał na
odpowiedni czas. A mimo tego, coś przeoczono i to coś ma naprowadzić męża na prawdziwe
miejsce śmierci osoby, która była dla niego całym światem i nagle przestała
istnieć, nagle staje się tylko ciałem, które trzeba pochować.
„Wszyscy kogoś tracimy, myślisz. Jedni bardziej
przypadkowo, inni mniej. Co możemy wiedzieć o tych, którzy właśnie giną pod
kołami lub na łóżkach szpitalnych. Lub w dżungli miejskiej. Wiedzą o nich wyłącznie
ci, co wiedzą. Z tego powodu śmierć nabiera kształtu, gdy chodzi o kogoś komuś znanego.
Mniej, bardziej. W innych przypadkach pozostaje bezimienna niby dane z rocznika.
Tajfun zagarniający za górami i lasami odległe galaktyki, do których dotrzeć
można tylko myślą – albo i nie”.
Namacalność braku bliskości żony, przejęcie jej
obowiązków, próba sprostania w roli samotnego ojca, który musi być matką i
ojcem pamiętającym o drobiazgach skłania do innego spojrzenia na siebie i
otoczenie oraz dostrzeżenia, że nasze życie nie ogranicza się wyłącznie do nas
samych, ale tego, co dają nam inni, w jaki sposób uczestniczą w naszej
codzienności, jak determinują nasze obowiązki.
„Żyje się życiem różnych istot. Żyje się nie
tylko sobą, lecz i w innych. Jest się więc i w cudzych życiach, nie wyłącznie w
swoim. To tak jak z pięknem kobiety. Jest w niej tylko na chwilę. Jest w tylu
naraz, przez moment. Fotografia to przebywanie może uwiecznić. Nie uwieczni
istnienia. Zatrzyma może czyjeś spojrzenie, nie jego żywotność. Kolor jeden z
wielu. W sekundzie. Zdjęcia pośmiertne niewiele mówią”.
Przemijalność i nieuchwytność, a jednocześnie refleksja
nad układem okoliczności, w których przychodzi nam żyć – tak można podsumować „Ricochette”
Pawła Przywary.
„Życie to jednodniowa kosmiczna wyprawa rządząca
się kosmicznymi regułami, wiesz. Można trafić w wir wojny światów i zaświatów.
Można w nadprzestrzeń, próżnię. Istnieje wiele możliwości”.
Te możliwości czasami są przerażające, bo za
każdym rogiem czai się śmierć, za każdym zakrętem czeka na nas snajper gotowy
pociągnąć za spust.
„(…) człowiek często nie myśli o tym, że w
danej chwili coś może mu się przytrafić. Może dzięki temu łatwiej się nam żyje,
podsumowuje mąż dziewczyny, inaczej balibyśmy się nawet palcem ruszyć”.
Nieświadomość uwalnia nas od poczucia strachu.
Ten jednak nigdy nie odchodzi od nas na stałe. Pojawia się znienacka i atakuje
w najmniej oczekiwanym momencie.
„Każdy ma własny strach do wypełnienia, jak
pusty pokój, do którego każdego wprowadzają szarzejące dni”.
„Ricochette” to powieść z wyrazistą fabułą, w
której przemyślenia oraz dialogi stanowią oś napędową. Z wymiany myśli
dowiadujemy się najwięcej szczegółów. W ten sposób ma ona w sobie coś z
greckich dramatów: niby nie widzimy wydarzeń, ale bohaterzy opowiadają nam ich
przebieg. Prosty, wyraźny, z małymi niedomówieniami, które w kolejnych rozmowach
są dopełniane. I właśnie ta dialogiczność oraz monologiczność sprawia, że obok
naukowego słownictwa pojawia się zwyczajna mowa dotycząca codzienności, w
której jest miejsce na syropki, katary, wódkę, piwo, wyprawy do lasu. Refleksyjność
to główna cecha tej powieści. Przemyślenie goni tu przemyślenie. Bohater
uwikłany jest tu w labirynty swoich myśli, z których wyłania się prosty obraz
świata: żołnierz zabił Joannę na zlecenie, ponieważ wiedziała zbyt wiele. Jaka
wiedza ją uśmierciła? Tego się nie dowiemy, ale za to wejdziemy w świat, w
którym w niewyjaśnionych okolicznościach znikają kolejni ludzie. Wszystko w
imię ukrycia prawdy. Poszukiwanie jej to wielki trud. I to nie tylko myślowy,
ale i organizacyjny oraz fizyczny. Trzeba ruszyć w świat, a konkretniej w
Polskę. Zobaczyć miejsce wypadku, zapoznać się ze starymi mapami, przeczesać
teren i znaleźć ślad pozwalający odkryć tajemnicę, pogadać z ludźmi, zapoznać
się z lokalnymi plotkami.
„To chyba mogłoby zmienić postać
rzeczywistości. Mąż dziewczyny mógłby doznać iluminacji jak jakiś animal
rationale z Hippony i kto wie, co byłoby dalej. Niemożliwe wydaje ci się ujrzenie
tego, czego nie rejestrowała kamera poza okiem twoim i paru takich jak ty.
Nierealne. Gdyby to jakoś laboratoryjnie było wykonalne, to nie dałoby się do
przekazania tego dobrać żadnych słów. Bezczas przetarł ziarna chwil na proch.
Nic nie ma. Wszystko fałsz. Mars rządzi, uważasz”.
Z jednej strony pewność siebie mordercy, a z
drugiej ciągłe przeświadczenia, że coś przeoczono, że trzeba wszystko dokładnie
przeanalizować sprawiają, że woj popełnia błędy, że chwyta się każdej nici
prowadzącej do niego jako sprawcy śmierci dziewczyny, która pojawia się w
myślach i w śnie Mikołaja (męża) oraz dzieci. Przychodzi niczym mara czekająca
na sprawiedliwość.
Rykoszet to przypadkowe zranienie z broni
palnej, kiedy kula się odbija od czegoś twardego i trafia w kogoś lub coś, co
nie było celem. Nieszczęśliwe wypadki – takie najczęściej mają określenie. I
tak właśnie jest i tu. Dziewczyna namierzona przez snajpera i trafiona umiera sprawiając
cierpienie. Smutek po żonie i matce to takie przypadkowe i niezamierzone
zranienie naprowadzające bliskich na trop tego, który pociągnął za spust. I
właśnie owo dążenie do rozwikłania zagadki stanowi akcję powieści, w której wszystkie
drogi wiodą do woja.
„Ricochete” Pawła Przywary to książka ambitna,
wymagająca od czytelnika obycia kulturowego, swobodnie poruszającego się wśród
naukowych pojęć i otwartego na historię, w której duch zmarłej nawiedza
bliskich, namówienia ich do wyjaśnienia zagadki, która ma uwolnić jej śmierć od
fałszu.
„Nawet więc, jeśli ciebie, jak widzisz,
znaleziono i znajdzie się pozostałych, to już nie sposób odwrócić losu
dziewczyny, cofnąć rykoszetowania. Nie zostanie zatrzymany ruch gwiazd, wiesz”.
Prawda wydaje się tu mieć wymiar wyzwoleńczy:
nie cofnie czasu, ale pozwoli na sprawiedliwość i odejście duszy w spokoju, aby
nie musiała trzymać się w świadomości jak demony, czyli osoby, które przez
swoje niedokończone dzieła i pamiętane myśli ciągle powracają, aby
współuczestniczyć w tworzeniu świata. A ten jest pełen wojów, bo każda nauka
wyłania się z wojowej myśli.
Pozdrawiam Panią serdecznie, dziękując za taką elegancką recenzję :)
OdpowiedzUsuńPaweł Przywara
P.S. Jeśliby znalazła Pani chwilę czasu, to proszę zerknąć na program zlinkowany poniżej, w którym rozmawiam o "Ricochette"
OdpowiedzUsuńhttps://rzeszow.tvp.pl/22527782/miejsce-do-czytania
Raz jeszcze dziękuję i pozdrawiam,
PP