Etykiety

wtorek, 4 sierpnia 2020

Anna Frajlich "W pośpiechu rzeka płynie"

Są takie książki i pisarze, którzy do mnie wracają. W 2014 roku po raz pierwszy do moich rąk trafił zbiór opowiadań Anny Frajlich, poetki, prozaiczki, literaturoznawczyni doktorki slawistyki, która w 1969 roku wyemigrowała z Polski do Stanów Zjednoczonych. Doświadczenia z dzieciństwa, pamięć o ojczyźnie, kresowych korzeniach przebija w całej jej twórczości, w którą przez te kilka lat weszłam. W utrwalonym przez nią świecie poczułam się swojsko. Częste lektury, ale też łatwy do rozpoznania styl pisania sprawiają, że po latach już bardzo łatwo rozpoznaję jej utwory, sposób budowania świata. I ciągle na nowo ulegam urokowi jej prostych opowieści, odkrywam inne obszary.

Pierwszą lekturą, po jaką sięgnęłam było „Laboratorium”. Później były kolejne: „Czesław Miłosz. Lekcje”, „Aby wiatr namalować. Tylko ziemia”, „Łodzią jest i jest przystanią”, „Indian Summer. Który las” i ostatnio „W pośpiechu rzeka płynie”. Wszystkie urzekły mnie tworzonymi przez Annę Frajlich obrazami, w których teraźniejszość przeplata się ze wspomnieniami, obrasta w nostalgię za tym, co było, minęło, za dawną energią, młodością, przestrzeniami, w których żyła. Te powracające obrazy sprawiają, że czas wydaje się wychodzić poza uporządkowane ramy. To, co możemy zaliczyć do korzeni współistnieje z teraźniejszymi wydarzeniami. Mam wrażenie, że to zachodzi troszkę na zasadzie: dopóki człowiek istnieje i pamięta to żywa jest też jego przeszłość. To, co minęło jest w jej utworach elementem bardziej stałym niż to, co nam się zdarza, bo teraźniejszość ciągle nam się wymyka, ciągle staje się przeszłością, płynącą w pośpiechu rzeką: „Góry poprzez dolinę/ rzucają sobie cień/ w pośpiechu rzeka płynie/ siebie samą przegonić chce//(…)// nikt nie zna celu swojej drogi/ nie wie rzeka/ po co płynie tam”. Poczucie uciekającego czasu, traconych chwil, konieczności pośpiechu. Po przejściu chwil do przeszłości czas jednak  nas wyzwala, a kolejne przeżycia i oswojenie ważnych w jej życiu zmian sprawia, że coraz więcej doświadczeń zaczyna istnieć w zakrzywionej i zwalniającej przeszłości. I właśnie to sprawia, że razem z nią ciągle wędrujemy między przeszłością i teraźniejszością: jedna każe się pogodzić z tym, co minęło, pożegnać ludzi, a druga nakazuje budować nowe relacje w nowym miejscu. Po tym, co minione pozostanie uczucie pustki i sentymentalna opowieść o ludzkim przystosowaniu się do zmieniających się okoliczności, jego elastyczności, wewnętrznym instynkcie przetrwania.

Naznaczenie życia ciągłym dążeniem do uniknięcia śmierci wydaje się motywem przewodnim całego tomu poezji „W pośpiechu rzeka płynie”. Polska i Europa okazują się tu miejscami niebezpiecznymi. Matce dom daje Azja, córka schronienie znajduje w Ameryce. Życie poetki naznaczone jest tułaczką, bo od niej się zaczyna: „i już nie miałam innego początku/ tylko majestat tych gór/ Dach Świata/ jak najdalej od Europy”.

Każdy wyjazd to minimalizacja środków, które są zbędne do życia, wyzbywanie się dóbr, zabieranie najpotrzebniejszych rzeczy, aby nie ciążyły w czasie podróży: „nie zabieram ni sreber ni złota/ pewnie ręcznik którym ręce wycieram/ a gdzieś w drodze umarła tęsknota/ więc tęsknoty też nie zabieram”. Co można zabrać? Wspomnienia, aby po latach na nowo spróbować wejść w znane miejsca, rozpoznać je, doświadczyć podobnych odczuć, przez co mamy złudne wrażenie ciągłego wchodzenia do tej samej rzeki. Ale miejsca się zmieniają, ludzie przemijają.

Wiersze Anny Frajlich są utrwalaniem minionych obrazów. Poetka kreśli portrety bliskich, szkicuje ich życiorysy, sentymentalnie wspomina zmiany, z niepokojem przegląda albumy i szuka w nich prawdy o wydarzeniach oraz zgody odejście ich do przeszłości. Z jednej strony mamy tu tęsknotę za młodością, a z drugiej ulga, że ona minęła: „Przecież nie chcę powrotu/ nawet chwil najlepszych/ niech w przeszłości kołyszą się/ nad wąwozami// (…)// niech co było/ zostanie/ tam gdzie zaistniało/ a my dalej/ przed siebie traktem niepamięci”. Wędrówce ku nieznanemu towarzyszy świadomość tego, że przeszłość powoli będzie się zacierała, ludzie przemijają, zmieniają się autorytety. Zostaną ciągle zmieniające się miejsca, przestrzenie otwarte na nowe odkrycia, przemyślenia i czytane na nowo książki, które trzeba doświadczyć, poczuć.

W poezji Anny Frajlich ważne są przeżycia, emocje, bóle. Katezjańskie „Myślę, więc jestem” (a może Augustiańskie „Wątpię, więc jestem”?) ma formę „Boli mnie/ więc jestem”. Boli, czyli jest odczuwalne: fizycznie lub duchowo. Boli, bo porusza wrażliwe struny, należy do obszarów, na których podmiotowi lirycznemu zależy, które nie są obojętne, otwierają na przestrzenie niepoznane.

Całość podsumowuje bardzo wymowny wiersz: „Powoli grobami/ w tę ziemię wrastamy/ los rzucił nas tutaj/ jak rzuca kamienie/ a tam gdzieśmy byli/ pył po nas zostanie// pył złoty jak złote/ są tamte jesienie”.

„W pośpiechu rzeka płynie” Anny Frajlich to lektura pełna emocji, swoistej nostalgii i zgody na upływający czas. Mamy w niej obrazy, motywy, które w twórczości poetki ciągle powracają: są tu problemy polityczne, prześladowania, trudne przeżycia, tułaczka, próba odnalezienie się w nowych realiach, w wymykającym się czasie i tęsknota do czasu „kiedy czas dawali/ za darmo”.

Zapraszam na stronę wydawcy










Brak komentarzy:

Prześlij komentarz