Rodzeństwo bywa denerwujące. Czasami nawet tak bardzo, że chciałoby się go pozbyć. Zwłaszcza, kiedy jest się tym młodszym bratem, a starszy strasznie się mądrzy, rządzi i dyryguje, a do tego jest nudny i zachowuje się tak jakby już wszystko wiedział. Wtedy trzeba znaleźć sposób na pozbycie się go. Chyba najlepszym przepisem na wykurzenie brata jest kupienie sobie młodszego dziecka. Może nawet być dziewczynka, za którą odda wszystkie swoje oszczędności. Tylko skąd wziąć takiego malucha? Tu z pomocą przychodzi kolega ośmioletniego bohatera. Plan wydaje się prosty, przyszłość świetlana, ale realizacja okaże się niesamowicie trudna. Zwłaszcza, że takie małe dziecko chce jeść, ma zadziwiające pomysły i szybko się przemieszcza. Do tego mieszkanie znajduje się na czwartym piętrze i wciągnięcie tam wózka graniczy z cudem. Jakby tego było mało to robi jeszcze kupę, a nie ma nic gorszego niż śmierdząca pielucha malca. Ośmiolatek szybko dochodzi do wniosku: „Mam głupiego starszego brata, ale… wart jest więcej, niż sterowany samochód!”.
Ta zadziwiająca pierwsza przygoda z kupowaniem dziecka i związanymi z tym
kłopotami generuje kolejne problemy, które niczym klocki domino upadają i
przewracają kolejne. Wiktor (nielubiany brat) oczywiście będzie oczekiwał
odwdzięczenia. Jak może to zrobić nasz bohater? Pozostanie wyręczenie starszego
brata w paru pracach. Szybko okaże się, że sprzątanie kuchni jest dużo bardziej
skomplikowane niż mycie płytek w łazience.
Od pierwszego rozdziału zostajemy porwani ciekawym spojrzeniem na świat,
zabawnym i prostym opisem przygód, które przytrafiają się bohaterowi w czasie
akcji z kupnem dziecka. Później jest tylko zabawniej, bo nasz ośmiolatek to
ambitny i uczynny dzieciak. Postanowi spełniać więcej uczynków, oszczędzić rodzicom
kłopotów, pomóc we wprowadzeniu równego podziału obowiązków w domu. Do tego razem
z małym bohaterem przeżyjemy emocjonujące przygody pokazujące jak wspaniała
może być więź między dzieckiem, a jego ulubioną zabawką, jak niesamowitym
wyzwaniem wyprawa na wczasy. Zwłaszcza, kiedy sterylizację kota odkładało się w
nieskończoność. Oczami ośmiolatka spojrzymy też na uzależnienie kolegi od
technologii, a także odkryjemy, że sięganie po komputer bez zgody rodziców może
zrujnować karierę taty.
Elżbieta Jodko-Kula pod płaszczykiem lekkich opowieści o codzienności kryje
całe mnóstwo ważnych i poważnych tematów, z których najważniejsze jest
pokazanie relacji w rodzinie. Uświadamia młodym czytelnikom, że mimo różnicy
wieku, poglądów oraz priorytetów rodzeństwo jest ważne. Wkurzający brat może
się okazać osobą, która wybawi nas z opresji i zawsze stanie w naszej obronie. Do
tego mamy okazję podejrzeć piękny podział ról. Każdy domownik ma jakieś
zadanie. Oczywiście dostosowane do jego wieku i umiejętności. To ułatwia życie
i sprawia, że każdy może dać innym coś od siebie. Pisarka pokazuje, że młodsze
dzieci też z powodzeniem można uczyć dbania o czystość. Nawet jeśli początki
nauki są kiepskie to warto dać szansę w rozwijaniu samodzielności, bo przecież
ćwiczenie czyni mistrza. Do tego widzimy jak ważne jest ciepło rodzinne,
pomaganie sobie, nawet, kiedy dzieci są dorosłe. Mamy tu piękne, ciepłe,
wielopokoleniowe relacje rodzinne i świat, w którym może jest technologia, ale
ona nie przesłania ludziom świata. Rozdział o uzależnionym od technologii
chłopcu pozwala uświadomić dzieciom jakim zagrożeniem jest uciekanie w świat
gier.
"Oddam
brata za piątaka (tylko żartowałem)" autorstwa Elżbiety Jodko-Kula to
świetna lektura pozwalająca nam spojrzeć nam na świat oczami dziecka,
uświadomić sobie jak różne od naszego postrzegania jest to patrzenie. Lekkie,
zabawne i krótkie rozdziały mogą stanowić autonomiczne opowieści. Czasami znajdziemy
w nich nawiązanie do poprzednich (tak jak w kupowaniu dziecka i sprzątaniu),
ale zwykle to oddzielne opowieści, dzięki czemu łatwo będzie je także słuchać
młodszym dzieciom. „Oddam brata za piątaka” może być lekturą łączącą rodzeństwo,
zachęcającą do rozmów na temat emocji związanych z zachowaniem brata lub
siostry. Czasami podzielenie się tym może oczyścić atmosferę.
Książka Elżbiety Jodko-Kuli czytałam na głos i muszę przyznać, że była to
bardzo przyjemna lektura. Dobrze zbudowane zdania sprawiały, że w tekst
wchodziłam naturalnie, bez przymusu. I założę się, że także młodym czytelnikom
nie sprawi ona trudności, a zabawne przygody zachęcą do poznawania kolejnych
przygód. Zwłaszcza, że większa czcionka ułatwia czytanie.
Ilustracji nie mamy tu dużo. Ot tyle, żeby uczeń nauczania początkowego nie
nudził się w czasie lektury i w sam raz na to, żeby młodsze dziecko nie
zaglądało przez ramię tylko w czasie czytania zamknęło oczy i powoli, spokojnie
zasypiało słuchając o przygodach bohatera. Proste, wręcz ascetyczne ilustracje Małgorzata
Detner urozmaicone są jedynie dwoma kolorami: żółtym i szarym. To ich
zestawienie z czernią i prostą kreską sprawia, że mamy poczucie ożywienia rysunków.
Strony dobrze sklejono, a okładka oddaje kwintesencję tego, co możemy znaleźć w
środku, czyli relacje między braćmi. Zdecydowanie polecam.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz