Lubię,
kiedy moja właścicielka mnie karmi. Ona to wie, co to dobre jedzenie.
Pani też się stara dobrze mnie karmić, ale nie zawsze jej to wychodzi,
bo zdarza jej się mieszać karmę z czymś dobry, Za to na pewno lepiej
karmi mnie niż pan. On to tylko karmę by mi dawał i jeszcze robi wtedy
taką poważną minę i mówi, że to zdrowe dla psów, że pani weterynarz kazała tylko karmą karmić. Nie wierzę w to, bo pani weterynarz to bardzo sympatyczny człowiek. Jest miła, głaszcze mnie i mówi wiele miłych rzeczy.
Jak pan sypie to niedobre jedzenie mówi:
-Ale ta karma śmierdzi.
Albo mówi:
-Zróbmy coś z tą karmą, bo w całym domu będzie nią śmierdzieć.
A nawet zdarza mu się zadać całkiem mądre pytanie:
-Jak Tutuś może to jeść?
-Jak Tutuś może to jeść?
No
właśnie nie mogę. Zdecydowanie wolę poczekać na to, co właścicielka
zostawi na talerzu. Wtedy mam pachnące i smaczne jedzenie. Są tam
kotleciki, zupki, ale też nie brzydzę się owocami. Pani powiedziała, że
moja właścicielka ma jeść codziennie inne owoce i ja zawsze czekam na
ten dzień, kiedy będzie mango. Są tak słodkie jak ciasteczka, a do tego
dziwnie łaskoczą podniebienie. Bardzo lubię to, że moja właścicielka lubi
mnie karmić i ma piękny uśmiech, kiedy wszystko zjadam. Staram się ją
uczyć, co lubię, żeby dawała mi najlepsze smakołyki, ale wtedy pani
groźnie na mnie patrzy i mówi:
-Tutek, nie wolno.
Wiem,
że wtedy pozostaje mi przenieść się na swoje miękkie miejsce na
korytarzu i czekać, aż pani zajmie się czymś innym. Właściwa obserwacja
pozwala na zjawienie się przy talerzu w chwili odchodzenia od stolika
mojej właścicielki. Zwykle wtedy daje mi coś do jedzenia.
Dziś
jednak było inaczej. Siedzącą na łóżku właścicielkę karmiła pani.
Później odłożyła talerz z kotletem na stolik, a ja stałem, wpatrywałem
się w niego, a on jak na złość ani drgnął, a przecież powinien zeskoczyć
na podłogę. Zacząłem mu pomagać popiskiwaniem i przechylaniem głowy.
Ślina mi ściekała po brodzie, a kotlet jak leżał na talerzu tak leżał.
Pozostało mi czekać, aż pani go da. Wiem, że jak sam bym go wziął to
skończyło by się na odebraniu mi go i tyle bym go czuł. Lepiej poczekać.
Nie
wiem ile czekałem, ale musiało być to niesamowicie długo, bo pani
skończyła czytać, przesunęła moją właścicielkę do jej łóżeczka i
powiedziała:
-Tutuś, to ty tak do kotleta popiskujesz?
A później powiedziała coś, co mi się naprawdę bardzo spodobało:
-No chodź, dostaniesz kotleta.
I
wymieszała go z karmą, której nie chciałem zjeść... Jak można robić coś
takiego z tak smacznym jedzeniem? Nim zdążyłem sobie odpowiedzieć na to
pytanie miska była pusta, a pani stwierdziła:
-Zawołam pana i pójdziemy na spacer.
Zjawił się pan, a pani wzięła smycz i mogłem wyjść na spacer. Pani mówi, że to długi spacer, bo trwa trzy godziny. Nie wiem co to znaczy, ale dla mnie jest to i tak krótko. Kiedy pana w domu nie ma to nie ma i wieczornego spaceru, więc wolę, kiedy pan jest w domu, mimo że na jedzeniu to on się nie zna.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz