Dziś moim gościem jest Renata
Klamerus, autorka książek dla dzieci. Jej niezwykły świat stworzony w serii "Tami z Krainy Pięknych Koni" pozwala młodym czytelnikom przenieść się do miejsca niezwykłego, nieco
magicznego, Kapadoclandii z jej niezwykłą scenerią i pięknym dzieciństwem. Dziś
porozmawiamy o dzieciństwie i młodości autorki. Zachęcam również do odwiedzania
strony autorki.
Z
czym kojarzy się pani komunizm?
Renata
Klamerus: Na hasło "komunizm" jawi mi się wiele skojarzeń.
Pierwsze, od czego nie da się uciec, to moje dzieciństwo, które przypadło na
tamten okres, i które zawsze jest idealizowane, bo dzieci inaczej widzą świat. Dzisiaj
kiedy porównuję swoje dzieciństwo i dzieciństwo moich dzieci, a nawet wnuków
mogę powiedzieć jedno- najważniejsze to mama i tata. To jest baza i dla
większości będzie to niepodważalne. Moje dzieciństwo w komunie nie było
luksusowe, ale że byli rodzice i ciepły zadbany dom, to wydawało się, że jest
wspaniale, bo przecież, tak naprawdę żadne dziecko wówczas nie zdawało sobie sprawy
z tego, co to jest komunizm .Nawet te dzieci, które miały bardzo biednie nie
winiły za to systemu. Z dziećmi nie rozmawiało się na takie tematy. Przecież
nie można było siedmioletniemu dziecku tłumaczyć, że to przez Stalina. Stalin
był pokazywany w "Świerszczyku" jako dobry wujek trzymający dziecko
na ręku, a propaganda w szkole dopełniała tego obrazu. Kiedy dorastałam, a do
rodziców przyszła paczka z zagranicy, coś we mnie drgnęło - dlaczego oni, tam w
Kanadzie mają lepiej. No, bo żeby coś ocenić należy mieć punkt odniesienia. Dopiero
potem były rozmowy z rodzicami,
niekończące się pytania o przeszłość, no i lektury. Po latach dowiedziałam się
od mamy o pewnym incydencie wspaniale obrazującym ówczesne nastroje. Po
okupacji, po wojnie, w obozie przesiedleńczym na terenie Niemiec, pod nadzorem
Amerykanów rodzice nawiązali wiele przyjaźni. Niektórzy z przyjaciół
zdecydowali się na wyjazd, na Zachód, jakby przeczuwając niebezpieczeństwo, i
po kilku latach skontaktowali się z moimi rodzicami, chcąc zasięgnąć języka w
kwestii bezpieczeństwa, nastroju i ustroju. Ojciec odpowiadając na list opisał
szczegółowo sytuację w Polsce i ostrzegł, żeby na razie nie wracali. Jakie było
zdziwienie mamy, kiedy podczas nieobecności męża odwiedził ją młody człowiek i
wręczył list ojca pisany do kolegi w
Kanadzie. Powiedział, że dobrze, że ten list nie wpadł w inne ręce, bo ojciec
poszedłby siedzieć. Ostrzegł, że tak nie należy postępować. Dzisiaj wiem, że
komunizm, to coś więcej niż brak dostępu do owoców cytrusowych na co dzień. Dla
mnie, dzisiaj, komunizm kojarzy się z ciągłym strachem Ojca. Był AK-owcem,
siedział w trzech niemieckich obozach koncentracyjnych, a przez czterdzieści
lat po wojnie ciągle się bał. Już pod koniec szkoły podstawowej zaczął nam-
córkom tłumaczyć, co i jak. Nasza świadomość sama też się rodziła, no bo jak
wytłumaczyć, dlaczego Radio Wolna Europa mówi co innego, a krajowe radio co
innego. Dlaczego w ogóle było Radio Wolna Europa? Nie uszło też uwagi dzieci
aresztowanie Prymasa Wyszyńskiego. W moich wspomnieniach są również plusy.
Zarówno w szkole podstawowej, jak i w liceum były gabinety stomatologiczne,
zawsze była też pielęgniarka, były obiady i było mleko. Na korytarzach podczas
przerw panowała cisza, nikt się nie przekrzykiwał i nie wrzało jak w ulu. Do
nauczycieli odnoszono się grzecznie.
Jak
wtedy się żyło?
Renata
Klamerus: Dzisiaj wiem, że było szarawo, i że rodziców nie było na
wiele stać, ale głodu, ja i siostra, nie zaznałyśmy. Początkowo pracował tylko
ojciec, potem, kiedy podrosłyśmy pracowała i mama. Doskonale wiedziałam, że tym
dzieciom, których rodzice należeli do PZPR o wiele lepiej się powodziło. To
było takie proste - zapisz się do partii, a zaraz ci się polepszy. W naszej
rodzinie było to nie do pomyślenia. Ciężko było rodzicom zwłaszcza w okresie,
kiedy dostałam się na studia. Wspaniałą sprawą okazało się mieć dziadków na
wsi. Wakacje u nich, z braku innej możliwości, były cudowną sprawą i bardzo
wzbogacały mnie duchowo. Widziałam ich ciężką pracę, te obowiązkowe dostawy,
kontraktacje, to uwiązanie i brak odpoczynku, ciągłe wyrzeczenia. Nie byli
chłopami, ale radzili sobie, lepiej, czy gorzej, ale jakoś parli do przodu. Wieczorami
siadali oboje przy radiu, każde z papierosem, i przy przyciemnionym świetle
słuchali wiadomości Radia Wolna Europa. Powrót do miasta, po wakacjach, był
jakby powrotem z bajki do szarości dnia, bo chociaż niekiedy ciężko
pracowałyśmy, to jednak świeże powietrze, kontakt z naturą, zdrowe swojskie
jedzenie rekompensowały wszystkie trudy. U dziadków nie było za wiele czasu na
czytanie, ale i tak czasem udało się poleniuchować z książką. Czas przy pracy
nie był czasem straconym. Nauczyłam się rozróżniać wszystkie zboża, nauczyłam
się prac gospodarskich. Jeździłam wozem konnym po zieloną paszę na łąki, powoziłam
tak zwaną roztrząsałką i grabiarką, słowem nic nie było mi obce, a nasze młode
ręce bardzo się przydawały w 22 hektarowym gospodarstwie.
Co
najbardziej wtedy panią irytowało?
Renata
Klamerus: Początkowo trawiłam to wszystko, bo bunt nic nie dawał. Na
studiach pracowałam w Spółdzielni Studenckiej i zarabiałam na wakacje.
Ubrana nie byłam rewelacyjnie, ale... potrafiłam
szyć i często korzystając z wykrojów z „Burdy" sama sobie szyłam nawet dość
trudne do uszycia rzeczy. W akademiku, na studiach byłam wydziałowym fryzjerem.
Potrafiłam też oszczędzać. Ale apogeum irytacji
miało miejsce, kiedy urodziłam dzieci. Nie zdenerwowało mnie to, że jako
magister, po 5,5 latach nauki na studiach dziennych dostałam niską pensję, ale
to, że nie mogłam kupić dziecku bucików z profilowaną wkładką zapobiegającą płaskostopiu.
Irytowało to, że na wsi, gdzie podjęłam prace po stażu był tylko jeden gatunek
chleba marnej jakości, jeden rodzaj żółtego sera i jeden gatunek dżemu.
Irytowało, że na wiejskie zebranie partyjni bonzowie przyjeżdżali zalani i coś
do ludzi bełkotali. Już jako wykształcona osoba, na stanowisku kierownika, w
małym miasteczku nie siedziałam cicho,
próbowałam walczyć i bywałam skuteczna.
Przemiany
polityczne były ważnym wydarzeniem w naszym kraju. Jak wpłynęły na pani życie?
Renata
Klamerus: Zawsze wiedziałam, po której stronie jestem, po której
należy być. Pochodzę z rodziny o tradycjach patriotycznych i tak też
wychowaliśmy dzieci. Przemiany, o które pani pyta wpłynęły decydująco na moje życie. Cały czas
pracowałam w tej samej firmie, czyli "Cefarmie" zrzeszającym polskie
apteki, a w roku 1990 dostałam możliwość wykupienia tej apteki, której byłam
kierownikiem. W województwie małopolskim byłam w pierwszej piątce
sprywatyzowanych aptek. To była ważna chwila w życiu naszej rodziny. Wiązałam z
tym wydarzeniem ogromne nadzieje. Początkowo było obiecująco. Szybko pojęłam
zasady wolnego rynku, starałam się mieć wszystko, i często na wyłączność, żeby
trochę ułatwić życie ludziom na wsi. Kasy Chorych wypłacały nam należne
pieniądze na czas, a niekiedy z wyprzedzeniem. Nie oszczędzałam się, pracowałam
po 12 godzin ,nie brałam urlopów. Jednak z czasem należne nam pieniądze, które
miały regularnie spływać z Kas Chorych ( to te z kredytowanych recept, pacjent
np. płacił 30%, a 70% należności dopłacały KCH ,czyli państwo) nie przychodziły
na czas. Apteki robiły zestawienia co dwa tygodnie, a czekały na pieniądze po
dwa miesiące. Towar w aptece topniał, a na nowy nie przychodziły fundusze. W
końcu wymyślono Cesje. Ktoś wykupował długi i spłacał aptekom. Było coraz
gorzej. Wiele aptek plajtowało. Ponieważ była to apteka, która nie zatrudniała
innych pracowników oprócz rodziny, jakoś się trzymaliśmy zaciskając pasa. Skoro
nie było na towar, to tym bardziej nie było na koszty i na życie. Tak było
przez cały czas rządów PO-PSL. Mity o bajońskich zarobkach właścicieli aptek
funkcjonowały w wielu środowiskach. Do apteki schodziły się całe rzesze
potrzebujących licząc na obfite datki. Wśród farmaceutów widoczna była
nerwowość. Niektórzy brali pożyczki, by zapłacić za towar. Mało kto ze
stojących w kolejce po leki zdawał sobie sprawę, jak jest naprawdę. W Sejmie
nie było przedstawicieli farmaceutów, bo wszyscy pilnowali swoich
podupadających interesów. I w końcu nastała era Aptek Sieciowych. Dalej nie
muszę już tłumaczyć, co to znaczyło dla małych rodzinnych aptek. Nikt nie wziął
w obronę farmaceutów.
Czy
po latach należy rozliczać ludzi ze współpracy z ówczesnymi władzami?
Renata
Klamerus: Za kardynalne błędy należy zapłacić. Rządzenie krajem, to
nie zabawa. Wiele spraw postawiono na głowie. Ja mogę obiektywnie ocenić swoja
działkę, ale ocenie podlegają też inne resorty, w których poczyniono
spustoszenie. Nie jestem powołana do wydawania takich osądów, ale uważam, że
to, co było błędem za czasów komuny, nie może mieć miejsca obecnie. Jeżeli po
wojnie, z braku fachowej kadry, na wielu
ważnych stanowiskach zasiadali ludzie niewykształceni, przypadkowi kolesie, to
taka sytuacja obecnie jest niedopuszczalna. A czyż nie jest tak, że często
ktoś, kto się nie sprawdził np. jako minister rolnictwa zostaje ministrem kultury.
Moim zdaniem rozliczać!
Co
sądzi pani o politycznej cenzurze przez brak dotacji do wydań niektórych
książek i czasopism?
Renata
Klamerus: Książka uczy, książka wychowuje, książka musi być
wartościowa, bo wpływa na życie ludzi, kształtuje osobowość. Ale też oceniać
książki powinni ludzie mądrzy, o szerokich horyzontach, o odpowiednim
przygotowaniu do oceny konkretnej kategorii książek. Myślę, że teraz na rynku
księgarskim jest wiele "ambitnych" pozycji, które z czasem pójdą na
przemiał. Myślę też, że wahadło nie może przechylać się za bardzo ani w jedną
,ani w drugą stronę. Bezsprzecznie dobre książki powinny być dotowane, ale do
tego potrzeba mądrych, rozważnych ludzi, którzy o tym decydują.
Cenzura
skutecznie blokowała dostęp do wybitnych dzieł?
Renata
Klamerus: Najsłynniejszą i najgłośniejszą aferą kulturalną było, w
roku 1968, zablokowanie wystawienia "Dziadów" w reżyserii Dejmka.
Decyzje zapadały wysoko. W księgarniach można było kupić Konstytucję Związku
Radzieckiego i książki pisarzy tendencyjnie opisujących np. Powstanie
Warszawskie. Co było podejrzane, niezgodne z przyjętym kursem, mogące mieszać w
głowach obywateli było nie dopuszczane. Wszystko, co mogło mącić porządek i
wzniecać niezdrowe myśli nigdy nie ujrzało światła. Promowani byli artyści, nie
twierdzę, że niezdolni, ale powiązani z PZPR. Niektórzy z nich do dziś są
zapraszani do wiadomych stacji telewizyjnych i komentują wydarzenia. Przez cały
okres mojego dzieciństwa i młodości prowadzono akcję ateizacji młodzieży. Nawet
dzieci z rodzin religijnych uginały się i przestawały chodzić do kościoła, a
zapraszane zaglądały do klubów ateistów. Dla opornych były darmowe obozy ZMS-u.
Może to nie całkiem odpowiedź na zadane pytanie, ale jakoś mieści mi się to w
kategorii "blokowania dostępu". W tamtych czasach miało miejsce
pranie mózgów. Nauka była wyłącznie darmowa i kto miał pęd do nauki spokojnie
mógł się uczyć, ale historia była zafałszowana. Wszystko służyło temu, by
polubić czerwonego brata ze wschodu, nie buntować się, podporządkować się i
godzić na istniejący stan- sowiecką dominację w naszym kraju.
Czy
państwo powinno decydować, co ludzie powinni oglądać i czytać?
Renata
Klamerus: W żadnym wypadku, ale ....i w niedawnej przeszłości, mam na myśli rządy
koalicji PO-PSL dochodziło do, nazwijmy to kolokwialnie - przegięć. Na co komu
nabijanie się z wiary katolickiej( Chrystus z genitaliami na wierzchu)? Na co
komu naśmiewanie się z Papieża( kontrowersyjna rzeźba)? Myślę, że skoro
my-Polacy nie dokuczamy żyjącym od lat w Polsce żydom i muzułmanom, to dlaczego
nasi rządzący rodacy pozwalali szkalować nasze tradycje i naszą religię. Bardzo
oburzyło mnie parę lat temu pewne zdarzenie. Otóż, przed świętami Bożego
Narodzenia zakwestionowano postawienie w przestrzeni publicznej dużego
oświetlonego krzyża, a w tym samym czasie wystawiono przed Pałacem Kultury,
równie wielką, jak kwestionowany krzyż, oświetloną menorę. Święta Hanuki
wypadają jakoś przed Bożym Narodzeniem, więc jeżeli była zgoda na postawienie
tej menory, co pewnie nikomu nie przeszkadzałoby, to dlaczego usunięto krzyż?
Dorośli ludzie mają prawo wyboru, co chcą czytać i oglądać, ale nie powinno mieć
miejsca manipulowanie ludźmi.
Bardzo
dziękuję za rozmowę.
Renata
Klamerus: Ja również.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz