Karmienie dziecka z autyzmem bywa nie lada wyzwaniem. Większość dzieci z
autyzmem, które znam ma wybiórczą dietę (jedzą tylko coś). Ola na
szczęście jest ciekawa smaków, ale kiedy uprze się na jakiś smak to
wciąga do znudzenia. Przerabialiśmy 2 miesiące żywienia tylko arbuzem. W
środku zimy... Nie chciała jeść nic innego. Przeżyliśmy wstawanie o 6 i
rozpalanie grilla, żeby zjadła upragnioną kiełbaskę. Po miesiącu
przeszło. przez pół roku cała rodzina jadła spaghetti... Były parówki,
kabanosy, donaty, popcorn, pizza. I właśnie z tego powodu Ola od ponad
pół roku nie je niczego w przedszkolu. Nie jest jedynym takim dzieckiem.
Pociechy paru pisarek mają podobnie: jedzą wyłącznie to, co chcą albo
wcale.
Wczoraj Ola wyszła z terapii i powiedziała "ko". No to poszłyśmy do sklepu i powiedziałam, żeby mi pokazała to "ko". Okazało się, że chodzi o kurę. Myślę sobie: pójdziemy do budki, bo pieczenie o 18:00 to taki średni pomysł. Na moje nieszczęście już nie było kurczaków. Wróciłyśmy do sklepu po "ko". Ola wybrała największą. A później zadowolona z tym "ko" siedziała w wózku i pokazywała nóżki, skrzydełka, brzuch, kuper (wiem , brzmi makabrycznie, ale jedzenie mięsa jest troszkę makabryczne). Stwierdziłam, że już przed Oli zaśnięciem się nie upiecze, więc schowałam do lodówki. I wędrówki do tej lodówki trwały do 21:30... Gdybym wiedziała, że tak to się skończy to od razu byłoby pieczenie. Zwłaszcza, że każde inne jedzenie powąchała, obejrzała i stanowczo powiedziała: "Nie". Dziś rano było upewnianie, że "ko" jest w lodówce. Na szczęście zjadła w domu śniadanie. Przez cały dzień w przedszkolu (czyli od 8:00 do 14:30) nic nie jadła (taka już norma; zdziwię się, kiedy usłyszę, że jadła). W domu ucieszyła się na "ko". Poskubała i stwierdziła, że to jednak nie to, ale ona ma ochotę na "jody". Na szczęście babcia miała w lodówce dwa ostatnie dla Olki A po zjedzeniu "jodów" stwierdziła, że może zjeść kanapkę, jabłko, banana, winogrono, pomidory i nagle uruchomił jej się apetyt i zjadła to wszystko, czego nie potrafiła przed zjedzeniem smakołyka, na który miała apetyt.
Żywienie dziecka z autyzmem to konieczność dużej elastyczności i otwartości na dziecięce potrzeby.
Wczoraj Ola wyszła z terapii i powiedziała "ko". No to poszłyśmy do sklepu i powiedziałam, żeby mi pokazała to "ko". Okazało się, że chodzi o kurę. Myślę sobie: pójdziemy do budki, bo pieczenie o 18:00 to taki średni pomysł. Na moje nieszczęście już nie było kurczaków. Wróciłyśmy do sklepu po "ko". Ola wybrała największą. A później zadowolona z tym "ko" siedziała w wózku i pokazywała nóżki, skrzydełka, brzuch, kuper (wiem , brzmi makabrycznie, ale jedzenie mięsa jest troszkę makabryczne). Stwierdziłam, że już przed Oli zaśnięciem się nie upiecze, więc schowałam do lodówki. I wędrówki do tej lodówki trwały do 21:30... Gdybym wiedziała, że tak to się skończy to od razu byłoby pieczenie. Zwłaszcza, że każde inne jedzenie powąchała, obejrzała i stanowczo powiedziała: "Nie". Dziś rano było upewnianie, że "ko" jest w lodówce. Na szczęście zjadła w domu śniadanie. Przez cały dzień w przedszkolu (czyli od 8:00 do 14:30) nic nie jadła (taka już norma; zdziwię się, kiedy usłyszę, że jadła). W domu ucieszyła się na "ko". Poskubała i stwierdziła, że to jednak nie to, ale ona ma ochotę na "jody". Na szczęście babcia miała w lodówce dwa ostatnie dla Olki A po zjedzeniu "jodów" stwierdziła, że może zjeść kanapkę, jabłko, banana, winogrono, pomidory i nagle uruchomił jej się apetyt i zjadła to wszystko, czego nie potrafiła przed zjedzeniem smakołyka, na który miała apetyt.
Żywienie dziecka z autyzmem to konieczność dużej elastyczności i otwartości na dziecięce potrzeby.
Super artykuł. Pozdrawiam serdecznie.
OdpowiedzUsuń