Agata Suchocka, Jesienny motyl, Poznań „Replika”
2019
Nasze życie tworzą pozory. Jesteśmy aktorami w
różnych rolach – przekonuje wielu twórców i to przekonanie króluje też w
badaniach Ervinga Goffmana. Zachowanie twarzy, tworzenie swojego wizerunku
-coś, co kojarzy nam się z gwiazdami w jego ujęciu pokazane jest jako aspekt
życia każdego człowieka. I właśnie takie tworzenie i zdejmowanie masek jest
motywem przewodnim najnowszej powieści Agaty Suchockiej. „Jesienny motyl” to
przede wszystkim opowieść o pozorach, uprzedzeniach, pochopnych ocenach,
zakładaniu i zdejmowaniu masek, dostosowaniem się do nowej roli, które bywają
upadkami, stoczeniem się do rynsztoka, z którego wydaje się, że nie ma wyjścia.
W życiu każdego z nas przychodzi jednak taka chwila, kiedy świat zostaje
wywrócony do góry nogami. Jedni upadają, inni stają się twardsi. Takie dwie
odmienne postawy prezentują główni bohaterzy powieści opolskiej pisarki.
Historia zaczyna się dość banalnie: dwoje ludzi
przypadkowo spotyka się i zaczyna się coś między nimi dziać. Jeszcze nie wiemy,
co, ale los ciągnie oboje ku sobie. Takie spotkanie nie może być przypadkowe i
bez dalszych konsekwencji, więc regularnie ich drogi będą się przeplatały.
Mimo, że oboje należą do różnych światów.
Ona – zadbana do granic możliwości
czterdziestolatka idąca twardo przez życie, negocjująca najbardziej
skomplikowane umowy, rekin biznesowego rynku, twarda sztuka, a do tego piękna,
bardzo seksowna kobieta w markowych ciuchach, trzymająca swoje ciało w ryzach.
Można powiedzieć, że kobieta sukcesu, na której ilość zer na koncie nie robi
wrażenia, a zakupy nowych ubrań nie kończą się weryfikacją rozmiaru swego
ciała, ponieważ ona nad każdym aspektem doskonale panuje. „Wykreowała się od
zera i osiągnęła perfekcję w graniu samej siebie, była aktorką jednej roli,
wąsko wyspecjalizowaną”. Lidia jest postacią pełną sprzeczności: na zewnątrz
piękna, twarda, nieustępliwa, silna bizneswoman, a w środku delikatna,
doświadczona i samotna kobieta, która pozorami próbuje zakryć swoją prawdziwą
naturę. „Zamiast bawić się w te wszystkie randki, podchody, a finalnie
nieudolne łóżkowe manewry, wolała włączyć ulubiony film albo przeczytać
pikantną książkę i odpalić wibrator”. Uciekająca przed rozczarowaniem, a
jednocześnie lgnąca do młodszego od niej mężczyzny.
On – dworcowy lump i tania męska prostytutka
świadcząca w okolicach Dworca Głównego we Wrocławiu swoje usługi zamożniejszym
(ale nie możnym) pederastom, których nie stać na wynajęcie pokoju na spotkanie,
ale na seks w plenerze owszem. Jego jedynym atutem jest piękna buzia i śliczne
oczy. To właśnie ten wygląd sprawił, że jeszcze nie tak dawno brylował na
uniwersyteckich salonach jako pupilek znaczącego profesora, ale szybko popadł w
niełaskę. Wysokie mniemanie o sobie, brak elastyczności sprawiły, że pewnego
dnia wylądował na ulicy. Z uznawanego artysty stał się bezdomnym: bez
stypendium, pokoju do wynajęcia i studiów. „Był nikim. Zniknął w momencie, w
którym po raz pierwszy dotknął zupełnie obcego faceta. Wtedy znalazł się w
miejscu, z którego nie było już powrotu". Okolice Dworca Głównego stały
się domem Olgierda ukrywającego swoje prawdziwe imię pod pseudonimem Mickey. I
właśnie tam poznał ją: śpieszącą się na pociąg czterdziestolatkę, która dzięki
jego pomocy nie spadła ze schodów. Zaniedbany, niedomyty tego dnia zrobił na
kobiecie najgorsze wrażenie jakie mógł zrobić. Coś ją jednak do niego ciągnęło,
a jego do niej.
„Spotkaliśmy się jak dwoje życiowych rozbitków
i siedzimy na jednej wyspie. Nie mów nic, co sprawi, że któreś z nas będzie
musiało zbudować tratwę i się wynosić!”
Skrzyżowanie dróg odmienia losy obojga.
Zaczynają analizować przeszłość, przyglądać się swojemu życiu i dzięki temu
poznajemy ich zawiłe losy, które ją doprowadziły do samotności, a jego na
ulicę. Oboje bez rodziny, kogokolwiek bliskiego, oboje zależni od swojej pracy,
żyjący na granicy własnych możliwości. Z każdą stroną wchodzimy w ich świat i przedzieramy
się przez mroki przeszłości, która doprowadziła ich do życiowego kąta, z
którego nie ma możliwości ucieczki. Jednak zderzenie dwóch odmiennych światów
sprawia, że życie każdego z nich ulega zmianie. Ona zaczyna inaczej zerkać na
świat ze swojego apartamentu nad Odrą, a on szuka możliwości wyjścia ze swojej
sytuacji.
„-Jesteś jak ostatni jesienny motyl… - szepnął
w półśnie. Tym właśnie była, kruchym motylem, cieszącym się ostatnimi
promieniami jesiennego słońca, beznadziejnym, beztroskim, skazanym na śmierć
przychodzącą wraz z pierwszym, zimowym chłodem".
„Jesienny motyl” to opowieść o zmaganiu się ze
swoimi słabościami, naprawianiem życia. Agata Suchocka pokazuje nam świat, w
którym bohaterzy są w stanie odmienić swoje życie, naprawić błędy przeszłości. Akcję
napędza rosnące między bohaterami napięcie, które pisarka rozładowuje w
zaskakujący sposób sprawiając, że historia wykreowanych przez nią postaci jest
nie tylko lekka, przyjemna, czasami brutalna, ale i pouczająca oraz pokazująca,
że nie wszystko jest takie, jakim nam się może wydawać. Bohaterzy Suchockiej są
wyraziści, dobrze zarysowani, a ich motywacje świetnie przedstawione. Do tego
każda z pojawiających się w teraźniejszości postaci sprawia, że czujemy do niej
sympatię. Czarni bohaterowie pojawiają się w przeszłości. Teraźniejszość to
dążenie do izolowania się od takich osób. Niestety to daje samotność.
Agata Suchocka bardzo miło zaskoczyła mnie tą
książką. Oczekiwałam ckliwej historii miłosnej, a dostałam naprawdę świetną powieść
o przekraczaniu granic, pomaganiu, przemianach, chwytaniu szans. Historia z „Jesiennego
motyla” jest nie tylko wciągająca, ale i motywująca. Bardzo subtelnie pokazuje
czytelnikom, że warto się starać i walczyć o siebie, być dobrym dla innych, bo
nawet będąc dworcowym lumpem możemy dać z siebie więcej niż myślimy.
Bardzo ładna recenzja. Od dawna mam ochotę dotrzeć do "Jesiennego motyla", ale ...
OdpowiedzUsuń