Etykiety

czwartek, 21 stycznia 2021

Aleksandra Sztorc "Bardziej kochać siebie"


„Jedyne, co może mi pomóc, to wzięcie odpowiedzialności za swoje życie, a więc i za to, co czuję. Bo tak naprawdę zostajemy skrzywdzeni na tyle, na ile dajemy innym przyzwolenie, by coś nas dotknęło, poraniło do żywego, przygniotło jak walący się most. Tylko gdy jesteśmy dziećmi, tak się nie dzieje. Bo kiedy jesteśmy malutcy, to dorośli nas tworzą. Potem, w całkowitej niewiedzy, wypuszczają nas w świat dorosłego, który najczęściej już na starcie jest popsuty. Mała istota, bez żadnych zwałów w głowie, przyjmuje wszystko od otoczenia, nasiąka jak ręcznik pozostawiony pod cieknącą pralką. Ale z reguły jest tak, że po jakimś czasie ręcznik zaczyna śmierdzieć. Poplamiony leży i cuchnie stęchlizną i trzeba coś z tym zrobić. I ten młody człowiek, nasiąknięty ludzką niedołężnością, syfem i nieświadomością, po latach musi się bardzo postarać, żeby sprać stare brudy. Jeśli mu się uda – o ile się uda – to w drodze poznania samego siebie i tego, co się w ogóle stało, zostanie ciężką pracą uświadomiony i osamotniony zarazem – wzięty przez innych za głupka, nikczemnika i egoistę. Bo taki właśnie mamy świat. Nie ma co próbować tego zrozumieć, chyba że chce się człowiek obudzić sam jak palec. Pokaleczony i obolały. Co prawda jest i nagroda, bardzo wysoka – zrozumienie i ocalenie, jeśli ma się w sobie potrzebę rozwoju.
Ale trzeba to zrobić samemu, bo nikt inny tego nie zrobi. Nigdy”.
„Bardziej kochać siebie” Aleksandry Sztorc to przede wszystkim opowieść o wyzwalaniu się z przeszłości, praniu tego „brudnego” i „zatęchłego” ręcznika. Trudne dzieciństwo to bagaż na całe życie. Warto jednak zrobić z nim porządek, przyjrzeć się sferom, które zaburzają nasze funkcjonowanie, tworzenie satysfakcjonujących związków, odnajdywanie siebie pośród ciągle na nowo powracającego smrodu z przeszłości. Z nim jednak trzeba się uporać, nabrać odwagi, zdystansować nad własnymi postawami, przepracować relacje, nauczyć przestać się wstydzić za to, czego się doświadczyło, co nie jest naszą winą. 
„Niektórzy zapytają, po co mówić obcemu o prywatnych sprawach, to moja sprawa. Takim osobom w żaden sposób nie uda się wytłumaczyć, po co ma to robić. Ktoś, kto podejmuje decyzję o podjęciu terapii, zazwyczaj ma już o niej jakieś pojęcie, wie, na czym mniej więcej to wszystko polega. Tylko wstyd nie pozwala mówić o prywatnych sprawach. Ale czasem przychodzi taka chwila, kiedy od wstydu ważniejsze jest własne dobro, ważniejsza staje się pomoc samemu sobie i w takich chwilach pada decyzja, żeby się ujawnić. A najlepszym miejscem na takie uzewnętrznianie się jest właśnie gabinet wykwalifikowanego psychoterapeuty. Nawet jeśli wstyd w tym przeszkadza. A o wstydzie wiem dużo. Przede wszystkim to, że gdy pewnych spraw człowiek się wstydzi, to gdy zostaną ujawnione, to się ten człowiek odwstydza”.
„Bardziej kochać siebie” Aleksandry Sztorc to książka o ciągłym zmaganiu się z przeszłością, o dążeniu do uporania się z bagażem doświadczeń, pogodzenia z tym, jakie miało się dzieciństwo, złem, które spotkało w dysfunkcyjnej (bo toczącej się wokół alkoholu) rodzinie. Mamy tu prawie trzydziestoletnią kobietę pokaleczoną przez złe relacje w dzieciństwie, bolesne doświadczenia z młodości, ale próbująca uporać się z własnymi demonami z przeszłości. To one determinują teraźniejszość, sprawiają, że nasza bohaterka jest osobą niesamowicie wrażliwą i uzależnioną od cudzej akceptacji. Każde odrzucenie przeżywa bardzo mocno. Rozstania urastają do rozmiarów światowej katastrofy, którą trzeba zagłuszyć okaleczeniem siebie lub zabiciem się. Obserwujemy różne etapy uczenia się siebie. A cel jest prosty: bardziej kochać siebie. Kochać po to, aby nie pozwalać na krzywdzenie siebie, pozwolić sobie na rozwój, wytchnienie, niestawianie za wysoko poprzeczek, a jednocześnie niepoddawanie się w trudnej drodze prowadzącej do umiejętności cieszenia się z chwili. Miłość do siebie jest tu wzięciem odpowiedzialności za własne życie, rezygnacją z uzależnienia patrzenia na siebie przez pryzmat tego jak inni nas postrzegają, umiejętnością życia ze sobą, kształtowaniem swoich potrzeb oraz relacji z innymi tak, aby nauczyć się dawać i brać. 
„Spotykam różnych ludzi na swojej drodze i każda z tych reakcji coś wnosi, czasem upokorzenie, czasem piasek w oczy, czasem masę dobrych słów, czasem chwile pełne uśmiechu, czasem pomocną dłoń, a czasem ogrom miłości. Nigdy nie wiadomo, co komu kto w życie wniesie. Dlatego trzeba być ostrożnym. Trzeba być uważnym, co się rozdaje”.
I tak właśnie stopniowo się staje. Dorosłe Dziecko Alkoholików, ofiara gwałtu, ofiara przemocy w związku, próbuje dryfować i uczy się płynąć przez życie nawiązując różnorodne relacje. W niektórych nie ważna jest różnica wieku i odległość. Liczy się to, co dzieje się między dwiema osobami. „Dla przyjaźni nie liczy się wiek”.
Nasza bohaterka to początkowo osoba bardzo zagubiona. Wali się jej wszystko. Każdy aspekt życia to tragedia. Terapia wygląda nie tak jakby chciała, trwa długo. O wiele za długo, a do tego emocjonalnie uzależnia się od terapeutki. Traci pracę, ma coraz gorsze relacje z dziewczyną, przypomina sobie jak wyglądał związek z chłopakiem, rodzina nie potrafi zaakceptować jej orientacji seksualnej, a do tego powracają brutalne obrazy z przeszłości pełnej upojonych rodziców, obojętnej matki, agresywnego ojca, sypiącego się życia, doświadczanych upokorzeń. Mogłaby zamknąć w świecie tych odczuć. I często to robi, przez co ląduje na dnie studni rozpaczy. Wydaje nam się, że już gorzej być nie może. A jeśli nie gorzej to znaczy, że będzie tylko lepiej. I tak właśnie jest. Ale nie dlatego, że czas leczy rany, że zawsze po deszczowym dniu musi wyjść słońce, ale dlatego, że podejmuje wyzwanie, bierze się ze swoimi emocjami za pas i próbuje zrozumieć, co w jej życiu nie działa i dlaczego. Ciągłe analizowanie, przepracowywanie emocjo pozwala jej odkryć, że mentalnie tkwi w rodzinnym domu, w którym nie zaznała miłości, że brak uczuć próbuje zastąpić uczuciami napotykanych osób, przez co wchodzi w raniące ją i innych relacje.
„Chyba w życiu każdego przychodzi taki moment, kiedy pojawia się myśl, że to czas, by wyfrunąć z gniazdka. Zabiera się człowiek za to latami albo nie odchodzi w ogóle”.
Odejście musi być wyzwoleniem, usamodzielnieniem, pokochaniem siebie, oderwaniem się od wymagania miłości od innych, dostrzeganiem, że życie to ciąg kompromisów, umiejętności negocjowania, stawiania granic.
„Wiesz, czemu ludzie się kłócą? Bo chcą mieć rację. Zawsze. Gdy są atakowani podkurwionym ‘nie’, oddają równie podkurwionym ‘nie’. Nikt nie lubi być pokonany. Nikt nie lubi, gdy mu się udowadnia, że się myli. No nikt”.
Akceptacja innego sposobu przeżywania, innego nastawienia, innych priorytetów i braku możliwości wpływania na innych to też pozwolenie sobie na to, że wcale nie musimy postępować tak jak inni nam każą. To pozwala na wyzwolenie się z ciągłego przeżuwania i analizowania przeszłości, ciągłego życia przyszłością i nastawienia się na przeżywanie chwili, która jest zbyt cenna i ulotna, aby marnotrawić ją na próbę zmienienia innych.
„Wiem, że nie ma co czekać na życie, które gdzieś tam jest w przyszłości. To złudzenie. Nie trzeba karmić się lękiem o to, co może się wydarzyć. Nie mogę też bez przerwy zatracać się w przeszłości, jakakolwiek by ona nie była. To wszystko to iluzja. Sen, z którego jedynie rzeczywistość może wybudzić. Muszę tylko na to pozwolić, dać się ponieść temu, co jest tutaj, teraz, gdy biorę oddech. Tylko to jest prawdziwe”.
„Bardziej kochać siebie” Aleksandry Sztorc to przede wszystkim pouczająca opowieść o przeżywaniu depresji, cierpieniu, jakie ona niesie. Pisarka bardzo dobrze oddaje ból towarzyszący chorym, traktuje swoją bohaterkę i jej emocje niesamowicie poważnie. Pokazuje nam najbardziej przykre. Stajemy się świadkami samookaleczenia, prób samobójczych, ale też widzimy jak leczenie z zaangażowaniem i świadomością pozwalają na wyjście z kokonu złych myśli. Stajemy się świadkami walki z depresją.
„Ludzie zdrowi akceptują tyko choroby widzialne, dające dowód w wynikach badań, muszą widzieć cieknące ciecze z nosa, wysokie temperatury na czole, wysypki na ciele. Ludzie zdrowi, niedotknięci chorobą naszego wieku, nie wierzą w depresję, a jeśli już dopuszczą do siebie myśl o istnieniu takiej jednostki chorobowej, złotą radą od nich jest: ‘Weź się ogarnij’”.
„Przez niewiedzę bagatelizowane się osoby w epizodzie depresji. Jak często słyszy się od znajomych: ‘Nic mi się nie chce, chyba mam depresję’, a czuć w wydechu sobotni przetrawiony alkohol. Albo: ‘Chujowo się czuję, to chyba depresja’, a wiadomo z relacji tej osoby, że zawaliła kolejną noc z serialami Netflixa, że pracuje piąty dzień z rzędu po kilkanaście godzin i żre kebaby z mięsem mieszanym. Przesadzam? Nie wiem. Wiem, że przez niewiedzę nadużywa się słowa ‘depresja’, poprzez samodiagnozowanie się po kłótni z chłopakiem, czy gdy jest się w trakcie trudnej sesji na wydziale prawa czy srawa. Nic dziwnego, że potem nikt poza psychiatrą ci nie wierzy i masz się po prostu ogarnąć”.
„Bardziej kochać siebie” to bardzo wartościowa i niesamowicie trudna lektura. Autorka zabiera nas w świat przemocy i emocji związanych z przeszłością. Z drugiej strony stopniowo przyglądamy się pracy bohaterki nad poszczególnymi tematami, relacjami i możemy sami przemyśleć wiele ważnych tematów, przyjrzeć się sobie z innej perspektywy, zastanowić, w jaki sposób my funkcjonujemy w społeczeństwie, jakie tworzymy relacje, jakie mamy oczekiwania wobec otoczenia i czy za bardzo nie polegamy na tym, że ktoś da nam ochłap bliskości zamiast nauczyć kochać się siebie i dopiero później szukać bliskości. Myślę, że każdy, kto zastanawia się, dlaczego zaprojektowane w jego umyśle relacje nie dzieją się, kto ma czarne wizje swojego życia powinien sięgnąć po tę lekturę, spokojnie, bez pośpiechu przeczytać ją, przeżyć, przeanalizować własne życie i tak jak bohaterka pozwolić sobie na miłość do siebie. Polecam!


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz