Jak wiecie jestem matką problematyczną. A problematyczna jestem, kiedy wymagam, aby moje dziecko było traktowane tak jak inne dzieci. Szczególnie problematyczna byłam do jesieni ubiegłego roku. Od jesieni mi jakoś problematyczność przeszła jak ręką odjął. Taki cud! Taką fazę problematyczności miałam, kiedy Ola chodziła do przedszkola. Chciałam, aby uczestniczyła we wszystkich wydarzeniach, w których uczestniczyły dzieci bez orzeczeń, chciałam, abym to ja, a nie gmina decydowała o ilości godzin pobytu w placówce oświatowej (czyli tak jak w przypadku każdego innego dziecka decyduje rodzic) i żeby mi żaden urzędniczyna nie objaśniał, że moje dziecko jest deficytowe, kiedy placówka dostaje 9,5 krotną subwencję na moje dziecko. Ta moja roszczeniowość regularnie była temperowana i objaśniano mi świat. Pisano mi, że wyszukuję sobie sztuczne problemy, że oni też chcieliby mieć takie problemy (oddam wszystkie te moje problemy od ręki; ba, nawet dopłacę), że robię gównoburze, bo przecież urodziłam ułomka to powinnam się teraz cieszyć, że w ogóle gmina pozwala na chodzenie do przedszkola, że sama sobie powinnam siedzieć z dzieckiem w domu, itd., itp. Szczególny prym wiodła pewna pani, która ma tendencje do pokazywania publicznie jaka to ona dobra. No i pokazywała jaka to ona dobra i jak pięknie mnie utemperuje. Lud klaskał, lud jej dopingował, a ja sobie olałam, bo co będę się ekscytować cudzą złośliwością. Pomyślałam sobie tylko "Obyś nie musiała nigdy zrozumieć tego, co czuję".
No i wchodzę ostatnio do supermarketu. Ja z wózkiem, bo Ola odpływająca, ona z wózkiem, bo przyszła kryska na Matyska i ktoś z bliskich zaniemógł. Życie. Ma szczęście, że ten ktoś jest starszy (w sensie któryś z rodziców, dziadków), a nie dziecko, bo najtrudniej patrzy się i przeżywa niepełnosprawność własnego dziecka. Z tego powodu uważam, że zawsze myśląc o niepełnosprawnych musimy myśleć w kategoriach, że nas też to dotyczy, bo i my kiedyś możemy na tych wózkach wylądować. No, ale wracajmy do tematu. Ona bierze koszyczek i narzeka, że nie ma jak go chwycić, że źle wózek się prowadzi. Koszyczek jak koszyczek. Bywają gorsze problemy. Nauczyłam się prowadzić wózek, nieść koszyczek, a czasami jeszcze prowadzić psa tak, aby pięknie Oli asystował (ale to nie w Górze, bo tu pies do terapii to nadal wielkie zdziwienie). Za chwilę słyszę głośne narzekanie, że alejki pozastawiane i nie da się przejechać. Nie wpadłabym, że można z tego powodu narzekać. Po prostu mówię Oli, że jedziemy dookoła, bo się nie da tędy przejechać i próbuję ją zagadać, rozśmieszyć, żeby zmiana trasy jej nie przeszkadzała.. Żaden problem. Sprzedawcy też kiedyś ten towar muszą wyłożyć i to nie ich wina, że palety duże, a alejki wąskie. Wszystko da się załatwić jak się chce. A jak się nie dało wjechać to uprzejmie prosiłam o lekkie przestawienie i jeszcze nigdy z tego powodu złośliwość mnie nie spotkała. Bardziej miałam problem z kupowaniem materiałów do terapii i rozliczeniami rachunków, bo nie wszyscy chcieli wystawiać, bo to dodatkowa praca, do tego klocki były jako "zestaw hotdogów" i weź to rozlicz. I to tylko w dwóch sklepach miałam taki problem. W dwóch na kilkaset. Robiłam zakupy słysząc narzekanie o wszystko: o woreczki, o rozłożony towar, o to, ze kolejki, że nie może dosięgnąć, że musi przez cały sklep jechać, że ten koszyczek jej przeszkadza, że ludzie blokują jej przejazd koszykami i wózkami. Po prostu o wszystko, o co można się przyczepić w supermarkecie. Zastanowiło mnie jak osoba, która wiodła prym w śmianiu się, że wymagam przestrzegania przepisów sama się wszystkiego czepia. Jak osoba, która objaśniała mi, że wyszukuję sztuczne problemy sama szuka problemów tam, gdzie ich nie ma. A może po prostu zobaczyła jak to jest i zaczęła dostrzegać, że czasami banalne rzeczy zaczynają urastać do rangi wielkich gór trudnych do przebycia?
Nim ocenimy narzekania na różne rzeczy musimy się zastanowić czy faktycznie to nie jest problem dla tej osoby, bo później nas samych może spotkać obojętność i wyśmianie. I to jest właśnie najzabawniejsze, bo ona kiedyś śmiałą się ze mnie, a teraz jej koleżanki śmieją się z niej, że ciągle wszystko jej przeszkadza. A może słusznie jej przeszkadza? A kiedy ktoś będzie śmiał się z tych jej koleżanek?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz