Lubię się oszukiwać. Ze złudzeniami żyje się łatwiej, ma większą
empatię i sympatię do ludzi, ale niestety później są zderzenia z rzeczywistością
i później człowiek czuje się, jakby dostał kowadłem w głowę.
Ostatnio tych uderzeń sporo, bo zamiast czytać książki rozmawiam z ludźmi,
zerkam, co tam w internetach słychać. I tym sposobem trafiłam na stronę, na której
ktoś żalił się na krzyczące w pociągu dziecko. Współczuję rodzicom, bo u nas większość
podróży to jeden wielki krzyk. Chyba, że Oli uda się zasnąć i ma jakiś super
humor to nie, ale ogólnie podróże (zwłaszcza do specjalistów) nie są fajne. Ten
plus, że jeździmy samochodem (zresztą dojazd dokądkolwiek z Góry bez samochodu
niemożliwy) i nie musimy dodatkowo znosić komentarzy współpasażerów. Ale nie każdy
ten samochód ma, a władza zadbała, żeby specjalistów na miejscu nie było („Wyjeżdżajcie”
było naprawdę bardzo przekonujące i się nie dziwię młodym lekarzom, że wzięli
sobie to do serca). No i później jest opisany w internecie, że ma rozwydrzone,
niewychowane dziecko i jeszcze ludzie kłamią, że matki niepełnosprawnych dzieci
radzą sobie i te dzieci nie krzyczą. Nie wszystkie niepełnosprawności są takie
same. Nasza jest taka, że jednak dziecko krzyczy, a ja sobie w podróży nie radzę.
Zresztą nie tylko ja. Opiekunki busów, nauczycielki przedszkolne i szkolne,
terapeuci, a nawet lekarze nie radzą sobie. Baa, kilka razy słyszałam od
świetnych pedagożek, że czują się wtedy bezradne. Niedoświadczone są
wystraszone, jakby zaraz miały być rozstrzelane. To nie są łatwe sytuacje i ja
to wiem. Zasadnicza różnica między mną, a nimi: one mają takie sytuacje na
jeden dzień, ja na całe życie… Oszukuję się, że już tak długo oswajam ludzi z
niepełnosprawnością, wychodzę z Olą na spacery, że ludzie powinni wiedzieć, że
dzieci są różne, czasami krzyczą, rozkładają na chodniku, obijają o ściany,
uciekają i trzeba wspomóc się psem, który dziecko zatrzyma. I co? Czytam później
komentarz babki z mojego miasta, że krzyczące dzieci to wina nieudolnych matek.
Brawo za ocenę bez zaglądania w kartę pacjenta. Znajoma lekarka zwróciła uwagę,
że jest pełno chorób starczych, przez które ludzie krzyczą, ale nikt się ich
nie czepia, bo są zamykani w domu. Zero refleksji. Matki krzyczących dzieci są
nieudolne i koniec kropka.
Myślicie sobie, że krzyk zmęczonego/ przestymulowanego/ smutnego dziecka to
jednak podstawa do hejtowania? Nie. Ludzie znajdą sobie różne tematy do tego, żeby
kogoś obgadać, negatywnie ocenić. I tak też miałam jakiś czas temu. Rozmawiając
o różnych rzeczach, które dzieją się w mojej okolicy pochwaliłam pewnego mężczyznę
za aktywizm i zaangażowanie, nieszablonowość i werwę.
-Pani, to żydek jest - powiedział rozmówca.
-W Górze są żydzi? - pytam zdziwiona i nieco skonsternowana, bo co ocena
aktywności ma do wyznania.
-Nie, on do kościoła nie chodzi - wyjaśnił rozmówca.
-Ale to nie znaczy, że wyznaje judaizm - tłumaczę.
-A co tam pani wie.
No w sumie, co tam wiem.
Inna rzecz: oszukiwałam się od lutego, że mamy bardzo empatycznych mieszkańców
(jest tych empatycznych naprawdę dużo i to jest wspaniałe, bo naprawdę bardzo
pięknie zaangażowali się w pomoc uchodźcom) i to mnie wzruszyło. Bardzo. Ale
ostatnio w lokalnych mediach pojawił się fejkowy łańcuszek o złej i
roszczeniowej Ukraince. Tyle błota i nienawiści, ile tam przeczytałam nie czytałam
dawno... Ale lektura tych komentarzy wiele rzeczy mi rozjaśniła: każdy inny
jest roszczeniowy i do odstrzału, bo jak śmie nie wpisywać się w lokalne
standardy. Kolejna rzecz: źli ludzie są w takich przypadkach bardziej aktywni
niż dobrzy. Dobrzy pomagają, źli tworzą kolejne hejterskie bajki nakręcające chęć
przywalenia tym obcym. Najbardziej przykre jest to, że to są osoby, które znam,
widuję, które z uśmiechem na twarzy mówią "dzień dobry", a bez
wahania wbiłyby nóż bohaterom facebookowych łańcuszków tworzonych przez ruskich
trolli.
Wy też lubicie się oszukiwać? Jak wygląda zetknięcie z rzeczywistością?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz