Basia Flow Adamczyk znana przede wszystkim z tekstów piosenek podsuwa swoim odbiorcą opowieść "Baśka Łobuzerka", która jest czymś w rodzaju pamiętnika artystki żyjącej w wielkim świecie, czyli stolicy. Książka jest pewnego rodzaju otwieraniem się na odbiorcę, pisaniem o sobie bez opowiadania o sobie (tak przynajmniej deklaruje). Publikacja wyróżnia się objętością. Można pokusić się o stwierdzenie, że jest ona rozmiarów kieszonkowych. No, może troszkę większa, ale nadal cienka, czyli czytania niewiele.
Wchodzimy do tekstu zabierającego czytelnika do świata pijackiej opowieści w stylu Pilcha (i innych autorów piszących o chlaniu). Znajdziemy tu zwyczajne dylematy połączone z literackim nakreśleniem wizerunków kilku osób, na których tle możemy zobaczyć pierwszoosobową narratorkę będącą artystką zagubioną w wielkim świecie. Szukająca wolności i swobody, samodzielności i siły gubi się w labiryntach swoich myśli i doświadczeń. Osobiste oczekiwania w zderzeniu ze społecznymi przygniatają ją niczym głaz odbierający możliwość poruszenia się i złapania powietrza, a samą bohaterkę rzucającą o różne skały-ludzi odciskający na niej piętno. Kolejne rozdziały porywają czytelnika niczym rwący nurt. Nie na tu czasu na długie rozmyślanie, bo życie pędzi i przelatuje przez palce ciągle nas zmieniając, więc jest to opowieść o Baśce i nie o Baśce, czyli o osobie, która pod wpływem upływającego czasu -a raczej osadzonych w nim kontaktach z ludźmi- zmienia się.
"Baśka Łobuzerka" to relacja pierwszoosobowej narratorki w kontakcie z Innym. Mamy tu literaturę spotkania, czyli ujawniania się cech oraz myśli w kontakcie z osobami z otoczenia. Wchodzenie w poszczególne historie, otwartość, współodczuwanie oraz naznaczanie różnic pozwala nakreślić osobowość tytułowej Baśki, która empatię zagłusza wypitym alkoholem.
"Jestem delikatną istotą ze złamaną duszą".
Historia opowiedziana jest pięknym, poetyckim językiem z ciekawymi spostrzeżeniami oraz uświadomieniem jak doświadczanie otoczenia wpływa na tworzenie tekstów. Bohaterka jest niczym gąbka chłonąca to, co podsuwają jej napotkani ludzie dzielący się swoimi historiami. Każdy w pewien sposób czuje się tu skrzywdzony, każdy znajduje inny rodzaj ucieczki. Czasami są to używki i wybór bezdomności, a innym razem ciągłe szukanie atencji, poznawanie nowych osób, w których pamięci będzie mogło się przetrwać, bo samemu już nie można ich spamiętać. W te doświadczenia wpisane są osobiste przeżycia Baśki Łobuzerki imprezującej do utraty tchu i tracącej siły z powodu depresji i alkoholizmu. Klimat swojskiego pijaństwa i szaleństwa potęguje otoczenie starych budynków na warszawskim Powiślu. Sama bohaterka jest mieszkanką kamienicznej kawalerki. Miasto to tłok i jednocześnie samotność. Z jednej strony mamy tu wielkomiejską anonimowość, a z drugiej prowincjonalną otwartość i ciekawość. To sprawia, że ludzie rozmawiają z obcymi, dzielą się swoimi osobistymi historiami oraz ocenami sąsiadów
"Moja wizja świata jest taka – niech będzie pięknie, wygodnie i przyjemnie, ale żeby nic mnie to nie kosztowało, żebym aby nic nie musiała".
Świat ludzi kształtuje tu zderzenie oczekiwań z codziennością, która jest brutalna, bo wynika ze zderzenia z pragnieniami innych, ich dążeniami, planami, które nie zawsze przystają do naszych i jak w rodzinie bezdomnego prowadzą do różnych form przemocy, uciekania w używki, mentalnej nieobecności, braku społecznego zaangażowania. Napotkani ludzie są tylko na chwilę. Tylko tyle, żeby móc ich wysłuchać, a częściej wygadać się. Bohaterzy potrzebują innych, aby móc się przejrzeć w nich, zobaczyć jak ich życie wygląda w porównaniu z codziennością spotkanych. Nie ma tu dłuższych i głębszych relacji. Jest tylko tyle, aby wtargnąć w cudzą codzienność, zostawić w niej ślad i podążać dalej na spotkanie z innymi.
Całość ciekawa, intrygująca i lekko podsunięta czytelnikowi.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz