Jerzy Broszkiewicz, Wielka, większa i największa, Kraków 2005.
Po
książkę sięgnęłam troszkę ze wstydu (dzieci zdziwiły się, że nie znam)
troszkę z ciekawości (książka, która podoba się, jest czytana przez
uczniów podstawówki) i troszkę z zawodowej ciekawości (jak to robią
niektórzy, że potrafią napisać coś, co może się podobać i jakie ma
walory estetyczne, edukacyjne).
Po
raz pierwszy usłyszałam o niej bardzo późno, bo dopiero na praktykach
zawodowych w jednej z wrocławskich podstawówek. Ja w dzieciństwie jej
nie czytałam, bo chyba nawet nie było jej w mojej wiejskiej bibliotece
(gdyby była to raczej bym kojarzyła).
Ciąg
lekcji z nowej lektury przymusił mnie do szybkiego przeczytania (a
czyta się bardzo szybo ze względu na prosty język i niewielką ilość
stron, bo koło stu sześćdziesięciu).
Lektura
godna polecenia wszystkim uczniom podstawówki oraz rodzicom. Warto
podczas czytania poruszyć kwestie historyczne, ponieważ jeden z głównych
bohaterów (Opel – Kapitan) został wyprodukowany w Niemczech i
uczestniczył w II wojnie światowej. Dzieci mają okazję poznać realia
Polski Ludowej (może zbyt idylliczne, jak na moje własne wspomnienia).
Wspaniałą
wartością, jaką przekazuje autor swoim czytelnikom jest przekonanie, że
wzajemne pomaganie sprawia, że przeżywamy niezwykłe przygody, zdobywamy
nowych przyjaciół oraz możemy w ten sposób uchronić naszą planetę przed
zagładą ludzkości, która może nastąpić przez wykorzystanie broni
atomowej.
Dwójka
małych bohaterów (Ika i Groszek) uczą się również akceptować swoje i
cudze wady oraz zalety, a także doceniać prehistoryczną cywilizację,
dzięki której mogła się rozwinąć współczesna szybko rozwijająca się
technika.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz