Mark Helprin, Zimowa
opowieść, Kraków „Wydawnictwo otwarte” 2014.
Dawno nie czytałam tak grubej książki. Ilość stron może
przerażać i przygniatać, ale czytywałam powieści liczące kilka do kilkunastu tomów i zwykle udawało się autorowi zarazić swoim światem. Mark Helprin zrobił
to samo. Dałam się porwać jego słowom. Bardzo opisowy język zarysowujący
niesamowity świat, w którym spotykają się ludzi z różnych klas społecznych, do
którego umierający rodzice podrzucają dziecko w łódce, jak do raju.
Wszystkie chwyty, wszystkie historie wydają mi się bardzo
znajome, a mimo tego olśniewają swoją świeżością i pięknym językiem. Czytając
nie mogłam przestać wchodzić w kolejne odsłony skomplikowanego życia bohaterów.
Tłumacze i korektorzy zrobili wyjątkowo dobrą robotę. Kilka
zbędnych znaków, kilka literówek na prawie siedmiuset stronach są naprawdę
wielkim wyczynem, a te drobnostki dostrzegą jedynie miłośnicy języka, którzy
też docenią urok budowania światów.
Po przeczytaniu książki zabrakło mi słów, by ją opisać.
Pojawiło się wielkie ach, które ponad piętnaście lat temu wyrwało mi się po
przeczytaniu „Władcy Pierścieni”. Jednak ten czarodziejski świat jest bardzo
realny i dotykalny, a do tego pozwala uwierzyć w swoją moc zwykłego człowieka,
bo w każdym z nas drzemie siła do zbudowania mocarstwa. Nie są to jednak
mądrości w pospolitym wydaniu, jakie spotykamy u Coelho. Trzeba ich szukać,
widzieć drugie dno opowieści, które pięknie łączą się w złoty zamek.
„Władcy Pierścieni” jako filmu nigdy nie oglądałam i nigdy
nie obejrzę (chyba że praca mnie do tego zmusi). Widziałam fragmenty i to wystarczyło
by mnie zniechęcić. Ze „Zimową opowieścią” jest tak samo. To, co w książce
zostało pięknie utkane językowo na pewno zostanie sprowadzone do banału, bo
taka z pozoru jest to opowieść. Życie jest banałem i pisząc o nim nie da się od
niego odejść. Można to zrobić w wielkim stylu, jak Helprin, którego słowa
zapierają dech w piersi. Na pewno spodoba się każdemu, kogo rozczarował film.
Dawno nie miałam w ręku książki, od której nie mogłam się
oderwać. Ostatnie „poważne” (polecane przez znawców) książki wymuszały na mnie
wchodzenie na siłę, przebijanie się przez kolejne rozdziały. Po skończeniu
ksiązki pierwsze, co mi przysło na myśl: Eco powinien się uczyć języka od
Helprina.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz