Etykiety

środa, 1 listopada 2017

Wyścigi na Wszystkich Świętych

Wszystkich Świętych jest jednym z wielu katolickich świąt, które na kilometr śmierdzą pogaństwem. Dla większości kultywujących tę tradycję ważna jest nie refleksja nad marnością, ulotnością życia, radością pośmiertnego życia na łonie Stwórcy, czego nakazuje im wiara, ale ilość zniczy i kwiatów kupionych zmarłym, jakby to ich naprawdę obchodziło. Zwłoki wg słów Biblii są tylko ścierwem, więc nie powinniśmy o nie dbać. Ważna jest dusza, a ona nie potrzebuje niczego prócz modlitwy. Tak przynajmniej powinno być zgodnie z doktrynami wiary. Niestety większość bawi się w wyścigi: ilości zniczy, kwiatów, wieńców na grobach. Zaduszki (dzień następny) często są spędzane na ponownej rewizji grobów, ocenie majętności potomnych.
Wszystkich Świętych od kilku lat jest świętem, które w myślach mojego przyjaciela, będącego lekarzem ratownictwa, wywołuje w nim uczucie paniki. Po raz pierwszy doznał go kilka lat temu. Wiedział, że dyżur tego dnia nie jest czymś przyjemnym. Liczba wypadków wówczas wzrasta. Większość „poszkodowanych” bywa pod wpływem środków odurzających (począwszy od tabletek, przez alkohol po narkotyki). Niektóre zażywane są dla rozluźnienia, inne dla towarzystwa, a czasami do poradzenia sobie z utratą bliskiej osoby.
Dla osób z ratownictwa niepotrzebnie zmasakrowane szczątki są przyczyną zbędnej pracy. Głupota ludzka sprawia, że mają oni utrudnioną pracę, ponieważ nie wiedzą, jakie lekarstwa mogą zastosować dla rannych. Bada się głównie obecność alkoholu we krwi, ale przecież nie tylko na nim kończy się ten trupi szał świąteczny.
Parę lat temu przyjaciel miał swój pierwszy dyżur w to wspaniałe święto. Przykry obowiązek, którego nie mógł uniknąć. Na dyżurze musiał zostać dłużej, aby ratować życie mężczyzny w jego wieku. To był o jeden trup za dużo tego dnia. Rozwalona czaszka, połamane żebra itd. stan fatalny. W szpitalu, mimo starań ratowników, nie przeżył nawet godziny. Przyjaciel z tego dyżuru wyszedł zdruzgotany. Mężczyzna był parę dni młodszy od niego (nie miał jeszcze 30 lat). Zapomniał o swoim profesjonalizmie, ponieważ uświadomił sobie, że i jego może spotkać coś podobnego. I co z tego, że on na drodze będzie uważał, jak jakiś upity, zadowolony kretyn wjedzie w niego?
Od tamtej pory w okolicach tego cudownego pogańskiego święta panicznie sprawdza swój grafik i oddycha z ulgą, kiedy okazuje się, że jego ten trupi taniec ominie. Niestety w tym roku jego dyżur przypada właśnie w ten cudowny, magiczny dzień rodzinnych spotkań. To sprawiło, że już od kilku dni jest podenerwowany. Ilość rannych i trupów, z którzy przewiną się przez ręce ludzi z jego wykształceniem będzie zależała właśnie od Was. Pamiętajcie, że na cmentarz nie ma się, co spieszyć…

1 komentarz: