Karol Samsel, Autodafe, Szczecin,
Bezrzecze „Forma” 2018
Autodafe – słowo w języku polskim mało znane,
coraz mniej popularne. Powiedziałabym, że wręcz zanikające, a mi przywodzące na
myśl filmy Pedra Almodóvara, chociaż u samego reżysera odwołań do Inkwizycji
mamy niewiele i są bardzo subtelne. Auto-da-fé – ta historyczne poświadczenie
posiadania wiary, przyjęcia lub odrzucenia religii katolickiej była ważnym
elementem w procesie inkwizycyjnym, z którego mało kto wychodził żywy. Samo
wszczęcie takiego postępowania to było jak skazanie na śmierć. I taki terror
trwał os XV do XIX wieku w Hiszpanii i od XVI-XIX wieku w Portugalii oraz
koloniach tych krajów. Oficjalnym celem procesów inkwizycyjnych było
oczyszczanie społeczeństwa z innowierców. Tego samego społeczeństwa, który
otwierał się na podróże po świecie, zdobywanie nowych ziem, w którym
wielowiekowa (bo trwająca od VII wieku) różnorodność była elementem
codzienność. Któż jak nie Portugalczycy i Hiszpanie powinien być bardziej
tolerancyjny? Zwłaszcza, że tolerancja dawała bogactwa, pozwalała na
rozkwitanie handlu, rozwój nauki. Wiara jednak nigdy nie idzie w parze z nauką
podważającą to, co od wieków głosili Ojcowie Kościoła. Poczucie zagrożenia
religii, zbyt swobodne zmienianie wyznań przez mieszańców Półwyspu Iberyjskiego
stało się przyczyną szerzenia przekonania, że tylko jedna religia może
przyczynić się do zbawienia. Inne są przyczyną zła. I co z tego, że w czasie
budowy kościołów korzystano z dorobku arabskich architektów i geometrów?
Procesy inkwizycyjne były też pretekstem do przejęcia niezwykłych bogactw
muzułmanów i żydów, którzy z wielką wprawą pomnażali swoje majątki. Bogactwo
zawsze rodzi zazdrość. Zwłaszcza, kiedy kontrastuje z surowością i ubóstwem,
ale to temat na dłuższą opowieść o zmianach, jakie zachodziły w społeczeństwie
hiszpańskim i portugalskim. Podczas auto-da-fé czytano wyroki skazańcom, bez
przeprowadzania egzekucji, którą odkładano na później.
Cała „uroczystość” nosiła nazwę „auto general
da fé” (główne poświadczenie wiary) i była końcowym etapem w procesie
inkwizycyjnym, w którym brały udział ciekawskie i rządne sensacji tłumy.
Zbierano wówczas większą ilość oskarżonych (w pierwszych latach było ich
naprawdę bardzo wiele) różnych typów i włączano ich do procesji. Skazańcy
maszerowali w żółtych i czerwonych szatach z wymalowanymi płomieniami sanbenitos
(płomienie skierowane ku górze, co oznaczało karę śmierci) i samarias (płomienie
skierowane ku dołowi oznaczające darowanie życia). Wszyscy uczestnicy procesji
nieśli świece. Rosnące napięcie, przerażenie z powodu przekonania, że poniosą
śmierć. Na szatach znajdowały się podobizny skazańców w otoczeniu diabłów oraz
z listą przewin. Po takiej procesji szaty skazańców z ich portretami odsyłano
do rodzinnych miast i wywieszano w głównych kościołach. Przyznanie się do winy
i skrucha nie mogły uratować skazańca, ale mogły złagodzić karę w postaci
szybszej egzekucji, zabicie przed spaleniem. Wykonanie wyroku było celebrowanym
wydarzeniem: strojono miasto, tłumy zbierały się na wydarzeniu, aby zobaczyć
ostatnie chwile skazańców. Nie była to jedynie iberyjska tradycja. Rozciągała
się ona na cały chrześcijański świat.
Fakt nadania takiego tytułu poematowi przez
Karola Samsela jest sam w sobie intrygujący i wywołuje wiele pytań, na które
znajdziemy odpowiedź w czasie lektury. Poeta, badacz i filozof czerpie z
bogatego dorobku ludzkości, sięga po mity, przywołuje historie oraz minionych i
obecnych bohaterów (od literackich po prawdziwych) ubierając to wszystko w
stylistykę z jednej strony znaną nam z tekstów religijnych, a z drugiej z utworów
będących strumieniem jaźni. To doskonale wpisuje się w sposób pokazywania
świata znany z „Jonestown”, w którym tematy boskości ocierały się o
fizjologię, a wszystko w kontekście bogactwa kulturowego. W „Autodafe” po raz
kolejny Karol Samsel od swoich czytelników wymaga rozległej wiedzy, dużego
obycia kulturowego, zainteresowania współczesnością, przeszłością, religiami
sektami, literatura iddyliczną, tworzeniem idealnych systemów społecznych,
dziełami przekonującymi nas do idealnych systemów społecznych, znajomością
postaci, umiejętnością łączenia faktów, nadążania za skojarzeniami, co nie jest
łatwe, ponieważ Samsel jest jak rozpędzony pociąg: mknie przez swoje myśli,
łapie wspólne nici, splata je i wyplata wzory. Już sam tytuł zabiera nas w
świat wyznania. Jest to wyznanie własnego miejsca, przekonań, doświadczeń,
dążeń, poszukiwania dojścia do miejsca, w którym mógłby stać się czystą poezją.
„Autodafe” Karola Samsela wprowadza czytelników w
metafizyczne doznania zmieszane z irracjonalnością kontaktu z rzeczywistością.
Książka jest jednym wielkim strumieniem myśli, poetyckim obnażaniem siebie,
swojej siły i słabości, wyznanie, że duchowość łączy się w nim z cielesnością,
wzniosłe dążenia ze zaspokajaniem potrzeb fizjologicznych, jasna i piękna
strona z ciemną naturą. Do swojego niezwykłego świata wprowadza nas wyznaniem: „Zdaję
sobie sprawę z wieloznaczności siebie” (s. 6), a dalej: „Gram na świat i gram
na siebie” (s. 6). Wielość przyjmowanych ról, wielość doświadczeń, napływającej
wiedzy przeplatanej poetyckimi utrwaleniami rzeczywistości to kultura wpływająca
na to kim jesteśmy i dokąd zmierzamy. Determinacja jednostki jest
wszechstronna. I gdzieś pośrodku tych doznań jest podmiot liryczny skazany na
śmierć, która nikogo nie ominie. Skazany jest też na swoje otoczenie, bo nie da
się żyć w próżni i na apokaliptyczność przemian własnej osobowości:
„Jeszcze jedno. Byłbym błaznem niewartym najmniej-
szej uwagi z Waszej strony, gdybym utrzymywał, że
muszę wypracować ostateczne pożegnanie z czytelni-
kiem. Wiem. Zaczęła się wojna. Poeci piękni jak anio-
łowie gniotą Wasze bujne, stalowe ogony. Śmiem jednak
twierdzić, że nie chcą Was całych, tym samym chcą
Was niecałych: chcą Waszych serc i umysłów, kło-
potliwą resztę zostawiając lekarzom lub partnerom,
trenerom albo rehabilitantom. Pod względem troski
7
o to, co nie podlega rozwojowi, poeta jest wprost nie-
możliwy. Istne dziecko, to podglądające Was ustawi-
cznie w lusterku samochodowym swojej wyobraźni.
Literackiej tupaninie nie ma końca” (s. 7-8).
Każda strofa obfituje w wielość obrazów. Oszczędność
słów i duża erudycja poety wymaga od czytelnika sporego wysiłku, zrzucania
kolejnych warstw znaczeń, umiejętności odszukiwania nakładających się sensów
składających się na Ja podmiotu lirycznego rozdartego między doświadczeniami.
Świat idylliczny, pełen radości, zderza się z turpistycznymi i katastrofalnymi
wizjami wynikającymi z doświadczania cielesności. Nakładające się obrazy dają
odczucie życia szybko upływającego, czasu skazującego ludzi na przemijanie. Ten
pęd sprawia, że zawarte w poemacie „Autodafe” są trudne w odbiorze i tylko erudyci
będą w stanie przebrnąć przez tekst, wyciągnąć z niego formę jaźni poety świadomego
swojej twórczej zależności od poznanych i przerobionych kontekstów kultury. „Autodafe”
Karola Samsela to opowieść o determinizmie kulturowym twórcy poszukującego
natchnienia i próbującego umiejscowić siebie gdzieś pośród świata, w którym
przyszło mu żyć. Każdy tekst kultury, z którym ma do czynienia kształtuje jego
Ja, pozwala określić siebie w kontakcie z Innym, przy czym ten Inny to każdy kogo
napotyka nawet po tysiącach lat od jego śmierci.
„Autodafe” jest swoistym ukłonem poety-badacza w
stronę wielowiekowej kultury, w której historia przeplata się z teraźniejszością,
znaczenia słów określają granice poznania i odczuwania, pozwalają umieścić
siebie na bogatej mapie twórczości. Utwór Karola Samsela jest czymś w rodzaju
esencji eseju, jest osobistym opowiadaniem o czytelniczych doświadczeniach i
poszukiwaniach młodego badacza pragnącego współodczuwania i połączenia oraz
ciągłego poszukiwania naukowego natchnienia, szukania nowych dróg, a przez to
sprawiające wrażenie opowiedzenia o nich jakby jednym tchem. Nawet przechodzenie
z wersu do wersu, strofy do strofy to przeskoki słów i myśli, łapanie swojego
strumienia doświadczeń i poszerzanej wiedzy. „Autodafe” to monolog badacza i
twórcy. Jest to naukowiec ciekawy świata, z jednej strony wpisujący się w
hermeneutyczne patrzenie na dorobek innych, a z drugiej strony dekonstruujący
do własnym doświadczeniem, nadający nowych znaczeń przez zabawę słowami i
przypisywaniem sobie ról, a przez to czyniących z utworu autobiograficzną
opowieść o relacji z literaturą, historię o przemianie ucznia w badacza i
twórcę. Jest to wyznanie, w którym człowiek poza kulturą nie istnieje, a jego
miejsce w niej zależy od tego, jakimi ścieżkami powędrował, jakie pytania zadał
sobie na scenie życia.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz