Nie ma nic gorszego niż taki człowiek jak ja w przychodni: siedzę i
czytam. Ani ze mną pogadać, ani pomonologować do mnie o chorobach
różnych, bo ja nie umiem tak spontanicznie zawierać znajomości. Ja się
muszę opatrzeć człowieka, delikatnie podejść do niego codziennym
powitaniem w czasie spacerów, wymienić parę uwag o pogodzie. Tak z
marszu nie potrafię wejść w rolę przyjaciółki zwierzającej się i
wysłuchującej wszelkie tajemnice .
Porażka totalna. Kiedyś nawet chciałam to zmienić i takie osoby mi
imponowały, ale wszystko bardzo szybko się skończyło. A wszystko przez
to, że mam sporo znajomych lekarzy i wiele z nimi o tych rozmowach w
poczekalniach rozmawiałam. Dowiedziałam się, że jestem pacjentką
idealną: nie gada, więc w pracy nie przeszkadza, osłuchać innych
łatwiej, a kiedy już wchodzę to mówię tu, tu i tu mnie boli i wtedy a
wtedy, jak tobie to a to. Bez opowiadania całych historii życiowych, bez
snucia wizji katastrofy zdrowia, bez opowiadania, co tam w googlach
wyczytali albo w romansach czy innych bogatych w boleści książkach.
Chociaż naczytam się tych różnych rzeczy. Po prostu pozostawiam je dla
siebie. Nie opowiadam też,że lekarz Iksiński to on szybciej pisze na
klawiaturze, chce mnie pomacać. Baaa, macania się nie domagam, jeśli
niepotrzebne, a najchętniej to nie pojawiam się w przychodni albo
pojawiam się raz do roku i mówię, że ma mi zapisać 3 opakowania
lekarstw, napisać maksymalne dawkowanie, żeby sprzedali i na rok mi to
starcza, bo staram się nie brać. Przy każdej zmianie lekarza mam
objaśnianie, że nie, że maksymalna dawka to przesada, a później patrzą i
ich jednak olśniewa "Aaaa, cwaniara jedna".
Taki pacjent jak ja to też świetny obserwator poczekalni. Może i siedzę w tych swoich książkach i czytam, ale czasami innych pacjentów nie sposób nie usłyszeć. Zwłaszcza, kiedy oboje rozmawiają teatralnym szeptem:
-No i co? Kupiłaś mi ten pojemnik na mocz.
-No.
-To daj.
-Masz.
-Chyba se jaja robisz? I to ma być pojemnik na mocz?
-A na co?
-Chyba jakiś taki damski?
-Czemu tak myślisz?
-Bo taki mały. Jak mam w niego trafić?
-Normalnie: przystawiasz penisa i trafiasz, a nie tak jak z toaletą, że stoisz metr od niej i usiłujesz trafić.
-A skąd ty wiesz jak daleko od toalety stoję?
-Proste: nasza łazienka od toalety ma dokładnie metr.
-Nie mów, że zmierzyłaś.
-A zmierzyłam. Zmierzyłam od miejsca, w którym widzę zaschnięte krople twojego moczu na podłodze.
-Pojebana jesteś.
-Pojebana bym była gdybym stała metr od toalety i próbowała się wysikać do niej.
A ja sobie czytam i myślę, że mój świat jest prostszy: nie ma w nim damskich i męskich pojemniczków.
Taki pacjent jak ja to też świetny obserwator poczekalni. Może i siedzę w tych swoich książkach i czytam, ale czasami innych pacjentów nie sposób nie usłyszeć. Zwłaszcza, kiedy oboje rozmawiają teatralnym szeptem:
-No i co? Kupiłaś mi ten pojemnik na mocz.
-No.
-To daj.
-Masz.
-Chyba se jaja robisz? I to ma być pojemnik na mocz?
-A na co?
-Chyba jakiś taki damski?
-Czemu tak myślisz?
-Bo taki mały. Jak mam w niego trafić?
-Normalnie: przystawiasz penisa i trafiasz, a nie tak jak z toaletą, że stoisz metr od niej i usiłujesz trafić.
-A skąd ty wiesz jak daleko od toalety stoję?
-Proste: nasza łazienka od toalety ma dokładnie metr.
-Nie mów, że zmierzyłaś.
-A zmierzyłam. Zmierzyłam od miejsca, w którym widzę zaschnięte krople twojego moczu na podłodze.
-Pojebana jesteś.
-Pojebana bym była gdybym stała metr od toalety i próbowała się wysikać do niej.
A ja sobie czytam i myślę, że mój świat jest prostszy: nie ma w nim damskich i męskich pojemniczków.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz