Karol Samsel, Autodafe 2, Szczecin,
Bezrzecze „Forma” 2019
Człowiek zmienia się każdego dnia. Kolejne
doświadczenia, przemyślenia sprawiają, że wczorajsze Ja częściowo
dezaktualizuje się. Bez wcześniejszych doświadczeń nie byłoby nas
teraźniejszych, ale też nas teraźniejszych nie byłoby bez osadzenia nas w
najnowszych przeżyciach. Mam wrażenie, że takie spojrzenie przyświecało pisaniu
Korolowi Samselowi kolejnych odsłon „Autodafe”. Wczoraj pisałam o tomie
pierwszym, dziś o drugim, a na czytelniczym horyzoncie czeka na mnie tom
trzeci. Każdy z nich to niczym poetycka opowieść na wzór powieści z nurtu strumienia
świadomości: pozwalają od obrazu do obrazu przemieszczać się, pokazywać to, co
wpłynęło na ukształtowanie osobowości podmiotu lirycznego. Zamiast rzeczy i
zjawisk wspomnienia wywołują twórcy i ich dzieła. W takim ujęciu człowiek cały
jest zlepkiem kulturowych doświadczeń. Czasami są to przeżycia kontrastujące.
Tak zwana kultura wysoka sąsiaduje z tą niską, bo nic poza kultura nie istnieje.
I nie ważne, że każdego dnia ona się zmienia, że nie da się dwa razy wejść do
tej samej rzeki, bo już nowe wody w niej płyną, bo napływają nowe utwory będące
uzupełnieniem starych, przeróbkami, wcześniejszych, nawiązaniami do tych, które
jeszcze chwilę wcześniej cieszyły tłumy, a później ich odbiorcami stali się
tylko specjaliści.
„Do Matki Szwedki: może myś-
lisz, że je jeden nie wychowałem się na
wierszach
Herberta i filmach Pixara naraz? Cóż, pobożne
ży-
czenia. Oglądałem Toy story, recytując
półgłosem
20
Domysły na temat Barabasza” (s.
12).
„Autodafe 2” jest tu kolejnym wyznaniem, nakreślaniem
doświadczeń kulturowych, które ukształtowały twórczy podmiot liryczny będący
alter ego autora. Po raz kolejny intryguje mnie nadanie poetyckiemu strumieniowi
świadomości tytułu słowa kojarzącego się z religijnym śledztwem, egzekucją,
określeniem swojego miejsca w społeczeństwie (bo czymże innym było wyznanie
wiary w procesie inkwizycyjnym?). Auto da fe – wyznanie skazańca. A jakim
skazańcem jest autor? Człowiekiem winnym istnienia w otaczającej go kulturze,
winnym ciekawości oraz twórczego nastawienia do czytanych tekstów,
emocjonalnego zaangażowania we wchodzenie w kulturowe labirynty?
„To, co starałem się robić, robiłem całym
sercem” (s. 12).
Czy jednak samo poświęcenie, dużo uwagi,
zaangażowanie wystarczą? Może trzeba czegoś więcej, aby być tą wyjątkową
jednostką?
„Myślałem, że jestem Kartezjuszem świata
poezji. Nic z
tego. Ale jestem kromaniończykiem pośród wielu
wąs-
konosych małp – a oznacza to więcej niż
kartezjanizm” (s. 9).
Intrygujące jest to odwołanie do powstałej w XV
wieku tradycji, która rozeszła się po świecie chrześcijańskim z zadziwiającą
szybkością i trzeba było kilku wieków, paru rewolucji, aby z niej zrezygnowano.
Nawiązanie do tradycji, która wyłoniła się z różnorodności i stała się
ortodoksyjną formą dążenia do jednolitości. Dążenie do tego, aby wszyscy byli
tacy sami, tak samo myśleli stało u podstaw wyznań, określania jaźni. I właśnie
owa jaźń u Karola Samsela ma duże znaczenie. Jest kształtowana przez całe
życie. Na początku nieświadomie, jej rozwój jest formą uległości tego, co dają
bliscy, podsuwa szkoła, na co można natknąć się na ulicy i w bibliotekach.
Spontaniczne kontakty zmieniają się w świadome poszukiwania, a droga każdego
jest inna, więc jednolitość jest niemożliwa. Pozostaje tylko chaos prowadzący
od doświadczenia do doświadczenia. W tym kontekście fakt nadania takiego tytułu
kolejnemu tomowi poematu przez Karola Samsela jest sam w sobie intrygujący i
wywołuje wiele pytań, na które znajdziemy odpowiedź w czasie lektury. Poeta,
badacz i filozof czerpie z bogatego dorobku ludzkości, sięga po mity,
przywołuje historie oraz minionych i obecnych bohaterów (od literackich po
prawdziwych) ubierając to wszystko w stylistykę z jednej strony znaną nam z
tekstów religijnych, a z drugiej z utworów będących strumieniem jaźni. To
doskonale wpisuje się w sposób pokazywania świata znany z „Jonestown”,
w którym tematy boskości ocierały się o fizjologię, a wszystko w kontekście
bogactwa kulturowego. W „Autodafe” i „Autodafe 2” po raz kolejny Karol Samsel
od swoich czytelników wymaga rozległej wiedzy, dużego obycia kulturowego,
zainteresowania współczesnością, przeszłością, religiami sektami, literatura idylliczną,
tworzeniem idealnych systemów społecznych, dziełami przekonującymi nas do
idealnych systemów społecznych, znajomością postaci, umiejętnością łączenia
faktów, nadążania za skojarzeniami, co nie jest łatwe, ponieważ Samsel jest jak
rozpędzony pociąg: mknie przez swoje myśli, łapie wspólne nici, splata je i
wyplata wzory. Już sam tytuł zabiera nas w świat wyznania. Jest to wyznanie
własnego miejsca, przekonań, doświadczeń, dążeń, poszukiwania dojścia do
miejsca, w którym mógłby stać się czystą poezją.
„Autodafe 2” – podobnie jak „Autodafe” - Karola
Samsela wprowadza czytelników w metafizyczne doznania zmieszane z
irracjonalnością kontaktu z rzeczywistością. Książka jest jednym wielkim
strumieniem myśli, poetyckim obnażaniem siebie, swojej siły i słabości,
wyznanie, że duchowość łączy się w nim z cielesnością, wzniosłe dążenia ze
zaspokajaniem potrzeb fizjologicznych, jasna i piękna strona z ciemną naturą.
Do swojego niezwykłego świata wprowadza nas wyznaniem w pierwszym tomie: „Zdaję
sobie sprawę z wieloznaczności siebie” (s. 6), a dalej: „Gram na świat i gram
na siebie” (s. 6). Wielość przyjmowanych ról, wielość doświadczeń, napływającej
wiedzy przeplatanej poetyckimi utrwaleniami rzeczywistości to kultura
wpływająca na to kim jesteśmy i dokąd zmierzamy. Determinacja jednostki jest
wszechstronna. I gdzieś pośrodku tych doznań jest podmiot liryczny skazany na
śmierć, która nikogo nie ominie. Skazany jest też na swoje otoczenie, bo nie da
się żyć w próżni i na apokaliptyczność przemian własnej osobowości:
„Jeszcze jedno. Byłbym błaznem niewartym najmniej-
szej uwagi z Waszej strony, gdybym utrzymywał, że
muszę wypracować ostateczne pożegnanie z czytelni-
kiem. Wiem. Zaczęła się wojna. Poeci piękni jak anio-
łowie gniotą Wasze bujne, stalowe ogony. Śmiem jednak
twierdzić, że nie chcą Was całych, tym samym chcą
Was niecałych: chcą Waszych serc i umysłów, kło-
potliwą resztę zostawiając lekarzom lub partnerom,
trenerom albo rehabilitantom. Pod względem troski
7
o to, co nie podlega rozwojowi, poeta jest wprost nie-
możliwy. Istne dziecko, to podglądające Was ustawi-
cznie w lusterku samochodowym swojej wyobraźni.
Literackiej tupaninie nie ma końca” (s. 7-8).
Każda strofa obfituje w wielość obrazów. Oszczędność
słów i duża erudycja poety wymaga od czytelnika sporego wysiłku, zrzucania
kolejnych warstw znaczeń, umiejętności odszukiwania nakładających się sensów
składających się na Ja podmiotu lirycznego rozdartego między doświadczeniami.
Świat idylliczny, pełen radości, zderza się z turpistycznymi i katastrofalnymi
wizjami wynikającymi z doświadczania cielesności. Nakładające się obrazy dają
odczucie życia szybko upływającego, czasu skazującego ludzi na przemijanie. Ten
pęd sprawia, że nawiązania zawarte w poemacie „Autodafe” i „Autodafe 2” są
trudne w odbiorze i tylko erudyci będą w stanie przebrnąć przez tekst,
wyciągnąć z niego formę jaźni poety świadomego swojej twórczej zależności od
poznanych i przerobionych kontekstów kultury. Zarówno „Autodafe”, jak i „Autodafe
2” Karola Samsela to opowieść o determinizmie kulturowym twórcy poszukującego
natchnienia i próbującego umiejscowić siebie gdzieś pośród świata, w którym
przyszło mu żyć. Każdy tekst kultury, z którym ma do czynienia kształtuje jego
Ja. Jego wyznanie doświadczeń jest pewną formą cofania czasu, chwytania chwil
zmiany, ale też powrotami do czasów, w których powstały dzieła, do których się
odwołuje.
Znamienne jest też to, że kolejny rok niesie kolejna
odsłonę opowieści o sobie, swojej świadomości, sposobie, w jaki zostało
zbudowane jego Ja. Rok 2018 to tom pierwszy, w 2019 roku ukazał się tom drugi,
a w tym roku będzie kolejny, bo Ja – dopóki istniejemy – nigdy nie jest
skończone. Zawsze pozostanie miejsce na kolejne doświadczenia, kształtowanie
osobowości, przywoływanie z pamięci tych, które wcześniej wydawały nam się
mniej ważne, ale w obliczu doświadczeń odkrywamy jak wielkie mają one
znaczenie. W obu tomach bardzo ważnym elementem świata jest chaos kulturowy –
wszystko to, co napływa do nas przez istnienie mediów, przez nawarstwianie się
utworów, codzienne doświadczanie cudzej – szeroko pojętej – twórczości, kontemplowanie
jej oraz przekształcanie we własną.
„Cóż, w Autodafe nie wszystko jest na tacy” (s.
39).
I być nie powinno, bo dobra literatura to taka, która
niesie przesłanie, zmusza do intelektualnego wysiłku, obeznania, umiejętności
odszukania hermeneutycznych nawiązań oraz dekonstrukcyjnych przekształceń będących
niczym ożywczy wiatr.
„Sztuka w tym, Panie, tkwi, aby tak podmajstrować,
by pokiełbasić cokolwiek, lecz nie skaszanić wszyst-
kiego”.
Książki Karola Samsela to swoista zabawa z
czytelnikiem, badaniem granic jego znajomości świata, umiejętności odkrywania
kontekstów oraz umiejętności poddania się porwaniu przez tekst naszpikowany
bogactwem nawiązań tworzących misterną konstrukcję Ja – badacza-poety osadzonego
w wielowiekowej kulturze i niemogącego poza nią wyjść, bo cokolwiek napisze,
będzie to dowołaniem do wcześniejszych tekstów. Twórca jest tu istotą
zniewoloną i zmuszoną do wybaczania, że przyszło mu żyć w tym nadmiarze
doświadczeń sprawiającym, że tworzenie czegoś nowego staje się nierealne.
Pozostaje tylko utrwalanie własnej ścieżki przez teksty kultury, doświadczenia
naznaczone kulturowymi kamieniami.
Książki zatytułowane „Autodafe” i „Autdfe 2” Karola
Samsela są czymś w rodzaju esencji eseju, są osobistym opowiadaniem o
czytelniczych doświadczeniach i poszukiwaniach młodego badacza pragnącego
współodczuwania i połączenia oraz ciągłego poszukiwania naukowego natchnienia,
szukania nowych dróg, a przez to sprawiające wrażenie opowiedzenia o nich jakby
jednym tchem. Nawet przechodzenie z wersu do wersu, strofy do strofy to przeskoki
słów i myśli, łapanie swojego strumienia doświadczeń i poszerzanej wiedzy. Kolejne
odsłony „Autodafe” to monolog badacza i twórcy. Jest to naukowiec ciekawy
świata, z jednej strony wpisujący się w hermeneutyczne patrzenie na dorobek
innych, a z drugiej strony dekonstruujący do własnym doświadczeniem, nadający
nowych znaczeń przez zabawę słowami i przypisywaniem sobie ról, a przez to
czyniących z utworu autobiograficzną opowieść o relacji z literaturą, historię
o przemianie ucznia w badacza i twórcę. Jest to wyznanie, w którym człowiek
poza kulturą nie istnieje, a jego miejsce w niej zależy od tego, jakimi
ścieżkami powędrował, jakie pytania zadał sobie na scenie życia. A całości
wydaje się przyświecać hasło:
„Naucz się wybaczać, naprawdę – tylko dla swojego
dob-
ra” (s. 37).
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz