Typowy stereotypowy mężczyzna nie zwraca uwagi skąd
ma ubrania. Po prostu jakimś sposobem pojawiają się w szafie i się je nosi, bo
przecież ma być ciut ładniejszy od diabła. Dlaczego diabła? Nie wiem, ale
połowę życia słyszałam – i to nie od bliskich tylko w szkołach- że mężczyzna ma
być troszkę ładniejszy od diabła. Pewnie chodziło o to, że mężczyźnie wolno być
brzydkim. I z tego powodu ukuło się, że mężczyzna nie zwraca uwagi na to, co
nosi. I nie ważne, co nim kieruje: zabieganie, zapracowanie czy zwyczajne
lenistwo. Z kobietą jest inaczej: musi być pokolorowana, wypachniona, wymuskana
i na szpileczkach. Ja totalnie w ten model się nie wpisuję, bo odkryłam, że
malowanie się przy Oli mija się z celem (kilka razy swoimi całuskami rozmazała
mi makijaż). Do tego bieganie na szpilkach (a za Olką nadal się biega) to głupi
pomysł. A perfumowanie się? Nigdy nie miałam takich ciągot. Zawsze jednak
miałam nadmierną potrzebę ciągłego mycia i prania. I właśnie to mycie i pranie
ma spory związek z ubraniami mojego męża, który – jak stereotypowy mężczyzna –
nie zastanawia się, co ma w szafie.
Niedawno miałam zepsutą pralkę. I to sprawiło, że
odkryłam jak bardzo problematyczne jest to, że w jednym domu mieszka trzech
mężczyzn. Wcześniej nie dostrzegałam tego, bo męża rzeczy prały się w naszej
pralce, ale kiedy nasza się zepsuła wędrowaliśmy z praniem do teściów i – żeby nie
dźwigać mokrych rzeczy – wieszaliśmy na ich suszarkach. W ten sposób mojemu
ukochanemu przybyło troszkę rzeczy. A ściślej mówiąc koszulek. Zaczęło się
śledztwo. Oczywiście moje, bo inni mężczyźni w domu nie zauważyli, że im coś
zniknęło.
-Skąd masz taką koszulkę? -Pytam zdziwiona, bo to
zwykle ja mu coś kupuję i doskonale pamiętam, że co jak co, ale takiej nie
kupiłam. Fajna, ale nie mój zakup.
-Jak to skąd? Kupiłaś.
-Nie ja.
-To może mama mi kupiła? – Zastanawia się mąż, a ja
zastanawiam się czy dorosłe kobiety też tak mają, że nie wiedzą czy kupił im
mąż czy ojciec.
Okazało się, że mama nie kupiła. To może koszulka
brata. Nie. Brata też nie. „Hmmm… - myślę sobie – uparcie twierdzi, że jakaś
kobieta musiała kupić to musi mieć kochankę”. No, ale okazało się, że koszulka
teścia. Teściowi nie kupiła żona tylko przejął (jakoś tak przypadkowo w czasie
innej awarii pralki) od syna, który też nie bardzo kojarzył, ale coś mu świtało,
że miał podobną jakieś kilka lat temu, bo kupiła mu tę koszulkę żona. No i się
zgadza. Koszulkę, którą nosił mój mąż kupiła któraś z kobiet w rodzinie.
Może i mój mąż świetny jest w różne tabelki i wykresy,
mapki, ale szafa to dla niego magia: pojawiają się w niej i znikają ubrania, a
on się temu prądowi pojawień i zniknięć poddaje i próbuje zaznaczyć, że na te
pojawiania się wpływ:
-Ale uniwersyteckiej mi nie wyrzucaj. Ożeniłem się w
niej, przyjąłem w niej córkę na świat i obroniłem doktorat, czyli towarzyszyła
mi w najważniejszych chwilach mojego życia.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz