Dobre książki opowiadają nie tylko wciągającą historię, ale i przemycają wiele uniwersalnych prawd. I tak właśnie jest w twórczości Anny Potyry, po której powieści zawsze chętnie czytam. Przygoda z jej książkami zaczęła się u nas od serii o „Zuzi” i jakoś tak z rozpędu sięgnęłam po książki dla dorosłych. Pisarka ma dobre pióro. Do tego potrafi wyjść poza schematy kalek społecznych, pokazać problemy z innej perspektywy. Jej bohater komisarz Lorenz towarzyszący nam od powieści „Pchła” i „Potwory” to policjant o otwartym umyśle, dzięki temu nie stosuje w śledztwie kalek, nie posługuje się schematami w znalezieniu winnego. Do tego autorka umiejętnie dawkuje kolejne postępy w śledztwie przyczyniające się do lekkich zwrotów akcji, wyłaniania kolejnych podejrzanych.
Tym razem Adam Lorenz zamierza odpocząć od kolejnych pościgów. Niestety już od
pierwszej strony widzimy, że uwolnienie się od pracy nie będzie łatwe.
Zwłaszcza, że powieść otwiera tajemnicza, brutalna scena w sielankowej,
prowincjonalnej scenerii, do której policjant trafia w ramach odpoczynku od
Warszawy. Odpoczynek w Rokitkach ma dać mu wytchnienie i pozwolić na cieszenie
się urokami pałacu odnowionego przez przyjaciela. Paweł Zwoliński ma smykałkę
do interesów i odziedziczony po ojcu majątek pomnaża. Jego oczkiem w głowie
jest pałac, którego świetność przywraca. Przyjazd Adama Lorenza do tego
niezwykłego miejsca to czas zawodów jeździeckich, w czasie których kucharka
skarży się na dziwne odgłosy z kanalizacji, a później w czasie imprezy okazuje
się, że zaginęła jedna z pracownic, młoda Ukrainka, Olga. Czas jest
niespokojny, bo następnego dnia mają być kolejne zawody. Sprawa zniknięcia pracownicy
zostaje uciszona przypuszczeniem, że dziewczyna wróciła do domu. I wszystko
byłoby pięknie i sielankowo, gdyby nie to, że kilka dni później współwłaścicielka
pałacu znalazła zwłoki.
Jedne zwłoki to za mało na dużą dawkę adrenaliny i wielką tajemnicę oraz
pewnego rodzaju pakt milczenia. Szybko okazuje się, że zaginięć jest więcej.
Mało tego: komisarz Lorenz przypuszcza, że w okolicy od 20 lat grasuje seryjny
morderca. Odkrywane są kolejne trupy. Sprawę przejmuje niedoświadczona
prokurator Maria Szafrańska, a prywatne śledztwo prowadzi nasz bohater. Szybko
nawiązują nic współpracy, która przyniesie zaskakujące wyniki. Kto stoi za bestialstwem?
Odkrycie na pewno wszystkich zaskoczy.
Ta powieść jest nieco inna niż wcześniejsze. Mamy tu nieco innych współpracowników
Adama Lorenza. Wspomnienie profilerki Rawskiej pojawia się tylko na moment jako
westchnienie połączone z uwielbieniem. Do tego rola Corsettiego ogranicza się
do przekazania statystyk, które będą bardzo pomocne w prowadzeniu śledztwa. Do
tego poznamy troszkę prywatnego życia komisarza. Zobaczymy, że komisarz miewa
też ludzkie oblicze i potrafi nawiązywać znajomości.
Czas akcji jest ściśle określony, osadzony w realiach historycznych. Początki
znajomości Adama i Pawła zahaczają o pomarańczową rewolucję i wybory
Janukowycza na Ukrainie. Po kilku latach te wydarzenia nadal ciągną się za
pracownikami przyjeżdżającymi z Ukrainy. Jednym z nosicieli traum tamtych
wydarzeń jest Andrij. Pojawiający się motyw wojny okazuje się niesamowicie
aktualny. Napływ wyzyskiwanych pracowników z Ukrainy, trudne warunki
uciekających sprytnie wykorzystany przez mordercę, a patrząc na obecne
doniesienia o próbach gwałtu na uciekających przed wojną kobietach bardzo
realny i wywołujący ogrom emocji.
„Pakt” to książka doskonale oddająca sielankową atmosferę wakacji. Akcja jest
tu spokojniejsza. Do tego nawarstwione przez lata wydarzenia wcale nie wymagają
pośpiechu tylko dobrego rozeznania i odkrycia sprawcy, ale nie tylko on tu będzie
winny. Z każdą stroną bohaterzy zostają odarci z masek. A pod nimi kryje się brud
z przeszłości i rodzą pytania o to jak wyglądałoby życie każdego z nich, gdyby
podjęli inną decyzję. Czy wydarzenie sprzed lat obudziło demona? Czy gdyby
zdecydowali inaczej to doszłoby do tak wielu tragedii? Czy powinni być
współwinni kolejnych śmierci?
Przeniesienie akcji na wieś sprawia, że możemy przyjrzeć się jej mieszkańcom. A
ci - tak jak i osoby z miast – są grupą niejednorodną. Obok przedsiębiorczych właścicieli
pałacu mamy upośledzoną biedotę, patologię, samotne matki, których życie
straciło sens po śmierci ich studiujących dzieci. Wydawałoby się, że w miejscu,
w którym każdy każdego zna nie ma szansy na zbrodnie. A jednak jest inaczej. Anna
Potyra z wprawą pokazuje wiejskie realia i zależności, które będą zaskakiwać.
Powieść wciąga od pierwszych stron. Kusi tajemnicą, nawarstwiającymi się
tajemnicami i zaskakującymi odkryciami. Możemy się też przyjrzeć pracy
prowincjonalnych służb, które wolą, aby wszystko w statystykach wyglądało
ładnie zamiast posiadać niewyjaśnione zbrodnie. Poza tym sam morderca okazał
się wyjątkowo sprytny, bo dzięki nieodkrytym zwłokom nie można było wszcząć
śledztwa. Zawsze jednak przychodzi czas, kiedy nawet mistrzom powinie się noga.
„Przysłowie głosiło przecież, że każdy jest kowalem swojego
losu. To, że jedni dostawali narzędzia, by go kuć, a od innych oczekiwało się,
że będą rozpalać i giąć żelazo gołymi rękami, było pewnie dopisane drobnym
druczkiem”.
„-Nie martw się na zapas. Ja jestem dobrej myśli.
-To dość niefortunne sformułowanie w sytuacji, gdy liczy się na odnalezienie
kolejnych trupów.
Komisarz otworzył drzwi i puścił ją przodem.
-Niefortunne to jest to, że jakiś psychol od dwudziestu lat morduje kobiety i
do tej pory nikt się nie zorientował”.
„Ukraińcy byli dla nowej władzy kością w oku. Kto mógł, to wyjechał. Tylko że o
ile można było uciec przed wojną, o tyle nie dało się uciec przed Donieckiem.
Przyklejał się do człowieka jak etykieta, stygmatyzował. W oczach mieszkańców
zachodniej Ukrainy, uchodźcy z Donbasu byli separatystami.
Odkąd wybuchła wojna, trudno było być zwykłym człowiekiem”.
„- Czy pan ją znajdzie? – zapytała.
– Nie wiem – dostrzegł błysk rozczarowania w oczach kobiety, ale nigdy nie
składał deklaracji bez pokrycia. Tym razem nie zamierzał robić wyjątku. Ta
kobieta nie zasługiwała na to. – Zrobię wszystko, żeby dowiedziała się pani, co
stało się z Agnieszką.
Pokiwała głową.
– Każda prawda będzie lepsza niż ten ciągły niepokój. Jak parę lat temu
znaleźli te zwłoki, to jednocześnie chciałam i nie chciałam, żeby to była ona.
Rozumie pan? Nie mogłam dłużej wytrzymać niepewności, a z drugiej strony nie
chciałam tracić nadziei. To było przecież jedyne, co mi zostało po córce. Ale
teraz... teraz już jestem gotowa na wszystko.
Lorenz wierzył jej.
Nigdy wcześniej nie widział, żeby żywy człowiek miał tak martwe spojrzenie”
Na chwilę przymknęła oczy. Potem dalej patrzyła, jak odkrywane są kolejne
części ciała. Druga pierś, nogi. Na końcu twarz okalana jasnymi włosami i
matowe oczy, które, była tego pewna, zapamięta do końca życia.
- Zabójstwo na tle seksualnym? – odezwała się patrząc na Cieślaka.
Podkomisarz wzruszył ramionami.
– Jest naga – stwierdził takim tonem, jakby zamiast tych dwóch słów chciał tak
naprawdę powiedzieć „możliwe".
„W dokumentach Lorenz natrafił na orzeczenie psychologa, w którym padało
stwierdzenie o niskim ilorazie inteligencji oskarżonego oraz wysokim popędzie
seksualnym. W swojej karierze zawodowej nieraz widział zbrodnie, do których
przyczyniały się te właśnie atrybuty sprawcy”
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz