Taniec potrafi oczarować. Szczególnymi względami darzony jest balet klasyczny. Nieliczne szkoły, w których można się go nauczyć, pewnego rodzaju tabu oraz nietypowe życie uczennic sprawiają, że staje się on wdzięcznym tematem do snucia opowieści o spełnianiu nietypowych marzeń. Do takich historii zaliczyć można serię komiksu „Emma i Wioletta” stworzoną przez Jérôme Hamona i Leny Sayaphoum. W oryginale mamy „Emma i Capucine”, ale w języku polskim drugie imię albo kojarzy się z rodzajem kawy albo zakonnikami albo ciężkim imieniem, a nawet z wulgaryzmem, więc zmieniono na lekkie, dziewczęce i myślę, że był to dobry krok. Zwłaszcza, że pozwala podkreślić osobowość bohaterki.
Pierwszy tom „Marzenia” pozwala nam na przyjrzenie się bohaterom, bo nie tylko
siostry są ważne w tej historii. Dużą rolę odgrywają rodzice. Wbrew pozorom mają
jednakowy wpływ na dziewczyny i sprawiają, że z jednej strony podejmują one
wyzwania, a z drugiej wiedzą, że mogą odpuścić.
Emma i Wioletta to siostry, które łączyło zamiłowanie do baletu klasycznego.
Przez Marzenia Wioletty mama zgłębia tajniki, uczy siebie i dziewczynki, aby
mogły spełnić swoje marzenia o byciu primabalerinami. Wiele lat nauki sprawia,
że młodsza z sióstr perfekcyjnie wykonuje podstawowe ruchy. Taniec Emmy wyraża
jej osobowość, a to nie jest mile widziane w Szkole Tańca Opery Paryskiej.
Frustracja z powodu szczerości matki, a później oblanie egzaminu sprawiają, że
nastolatka zaczyna zastanawiać się, co tak naprawdę chce robić w życiu. Czy
powinna dalej walczyć? Jaką drogę wybrać?
Przede wszystkim zadaje sobie pytanie o to, dlaczego tańczy. Czy po
wielu latach ćwiczeń może robić coś innego? Z każdą stroną pytania się mnożą.
Pokazane przez przyjaciół i rodziców drogi sprawiają, że decyzja nie jest
łatwa. Dostanie się do szkoły też nie ułatwiłoby sprawy, bo razem z Wiolettą
odkrywamy, że jest to brutalny świat, w którym niektóre tancerki powodowane
zazdrością chcą zniszczyć zdolniejszą koleżankę. Każdy wybór jest tu tym złym,
bo w życiu nic nie przychodzi łatwo.
„Marzenia” to bardzo udany tom poruszający wiele ważnych dla młodych ludzi
spraw. Pojawia się tu też sporo wątpliwości, dylematów związanych z celem w
życiu, zainteresowaniami, ale też o wymagania rodziców, którzy czasami stawiają
zbyt wysoko poprzeczkę wierząc, że w ten sposób pomogą w odniesieniu sukcesu. Czy
młody człowiek jest wystarczająco dalekowzroczny, aby podjąć decyzję o swojej
przyszłości. Do tego pojawia się też motyw nastoletniej miłości.
Widzimy też matkę, która z jednej strony zaślepiona jest żądzą sukcesu córki,
bo myśli, że ona o tym marzy, a z drugiej przeżywa własną porażkę z młodości i
poddanie się. Chce, aby jej dzieci nie popełniały tego błędu. W swoim poczuciu
konieczności wsparcia zapędza się tak daleko, że chce wymusić na córce obranie
określonej drogi. Z drugiej strony mamy tatę, który z dystansem podchodzi do
tańca, bo nie jest w tę wizję przyszłości dziewczyn emocjonalnie zaangażowany, być
może poświęca mniej uwagi zajęciom córek. To dzięki niemu Emma będzie mogła
zrozumieć motywy mamy, a ta zrozumieć swoją córkę.
Ilustracje są miękkie, delikatne, płynne niczym taniec. Brak czarnej kreski,
pastelowe kolory, delikatne kontury, delikatnie nakładające się kolory i
minimalistyczna paleta barw sprawiają, że mamy odczucie ulotności i delikatności.
Bardzo smukłe sylwetki postaci z dużymi oczami troszkę kojarzących się z „mangaką”.
Zresztą ilustracje są takie troszkę ocierające się o anime, ale to świetnie
oddaje delikatność baletu i tancerek, pozwala podkreślić linie ciała, pokazać
pozy. Ten efekt podkreśla lekko zanikające i rozmazane tło. Mimo tej całej miękkości, pozornego rozmycia postaci są wyraziste i tak
różnorodne jak ich charaktery. Podsumowując „Emma i Wioletta. Marzenia” to bardzo
ciepły kolorystycznie i z optymistycznym przesłaniem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz