Andrzej Kopacki, Inne kaprysy, Szczecin,
Bezrzecze „Forma. Fundacja Literatury imienia Henryka Berezy” 2019
Kaprysy – słowo, które z jednej strony kojarzy mi się
z zachciankami, a z drugiej strony cyklem osiemdziesięciu grafik Francisca de
Goi, których twórca zawarł krytykę współczesnych mu przywar społecznych. Sama
definicja wyrazu jest dość pojemna: które jednocześnie jest chwilową
zachcianką, a w innym kontekście może odnosić się do mody, utworu
instrumentalnego i wspomnianych grafik. Tu jednak nacisk położono na słowo „inne”.
Inne czyli jakie? I to odkryjemy w czasie lektury tomu zabierającego nas w
świat poety dzielącego się z czytelnikiem tym, co go otacza. Z jego utworów
przebija łapanie chwili, dostrzeganie w niej czasami paradoksalnych powiązań,
dziwnych układów, zaskakujących skojarzeń, kaprysów przedmiotów, zjawisk i
układów społecznych. „Inne kaprysy” Andrzeja Kopackiego to tomik pełen nawiązań
do dzieł sztuki, myśli filozoficznych, wydarzeń społecznych. Zwyczajność przeplata
się tu z myślową głębią, marzenia sąsiadują z wadami i zmianami pór roku, mijającym
czasem. Wszystko tu się łączy, zaplata tak jak w definicji słowa „kaprys”.
Każde słowo wydaje się tu być zachcianką poety uznającego, że każdy szczegół
naszego otoczenia godny jest uwagi i upamiętnienia w krótkich lirykach, które
ze względu przez zastosowane w nich skróty myślowe są swoistym wyzwaniem
intelektualnym. A jednocześnie wśród tych zawiłych korytarzy skojarzeń
prowadzących do malarstwa, muzyki i filozofii znajdziemy takie proste scenki,
odezwy i autorefleksję:
„Na skraju miasta/ W odludnym zaułku/ Jest budka
telefoniczna./ Nagle nocą zadzwonił telefon. Nie wiadomo dlaczego, z powodu/
Jakiejś awarii czy może/ Z rozmysłu, w płonnej nadziei:/ A nuż/ Uda się jeszcze
coś ocalić”.
„Nie krzywdź/ Nie da się krzywdzić/ wstawaj i walcz//
Aż dziw, że można/ Nazwać to kaprysem”.
„Owszem, mam jakiś świat wewnętrzny./ Pustawy.
Trochę/ Wstyd o nim mówić”.
„Widzisz, władza dobra rzecz,/ Lecz czasem lepiej
oddać ją niewieście”.
Wiersze są tu drzwiami do stanów emocjonalnych, które
zmieniają się wraz z doznaniami. To czy czytelnik w nie wejdzie, otworzy i
odczyta znaczenie zależy od otwartości na nieszablonowe myślenie, łączenie
obrazów, zadawanie pytań sobie, przyglądanie się nieidealnemu światu, w którym
„wszystko byłoby dobrze, gdyby (...)” i za tym „gdyby” kryje się wszystko to,
co jest w pewien sposób nieoczywiste, przez co wydaje się nierealne. Jest to
spojrzenie człowieka, który z jakiegoś powodu widzi więcej, patrzy uważniej
dostrzegając nawet najmniejsze drobiny, nieuchwytne gesty, lekkie skrzywienia i
odchylenia istnienia „Bycia i Czasu”, co jest swoistymi kaprysami/ odchyleniami
od zwyczajności: na tle młodych twarzy pojawia się stara, marzącym o tamtym
zdarza się owamto, w spokoju nadciągający Lewiatan, wśród pól reklamówka
niesiona przez wiatr.
Ludzie życie w takim świecie jest delikatne, a
jednocześnie szybkie i zmienne i pełne chwil próby oraz alternatyw, które
zawsze wydają się atrakcyjniejsze od tego, co robią bohaterzy wierszy: „gdyby
nie niańczyła cudzych dzieci”. Do tego świat ten na wyciągnięcie wydaję się
brudny: „muchy wokół/ jego głowy jak ruskie/ myśliwce”. Człowiek jest tu istotą
poddawaną spadaniu. Żeby trwać musi chwytać się „poręczy jak oszczepu” i nie
pozwolić zatopić wirowi życia, które wciąga i znosi w niebezpieczne meandry
sprawiające, że nigdy nie mamy czasu na rutynę, bo kiedy już czujemy się dobrze
i bezpiecznie przychodzą zaskakujące chwile, kaprysy losy, które zmuszają nas
do kolejnych działań. W trudnych losach towarzyszy człowiekowi przyroda, która
współodczuwa, współuczestniczy i dodaje kolejnych trudów: „Drzewa w kwietniu
mówią dużo/ Rzeczy trudnych”.
W utworach Kopackiego znajdziemy bogatą galerię postaci.
Są tu kobiety, mężczyźni, Kochankowie, młodzi, starcy, dzieci. Mamy wrażenie,
że przemierzamy przez miasto i podglądamy ludzi wrzuconych w życie, poddawanych
codziennym próbom jak kobieta dbająca codziennie o swojego męża siedzącego jak
Budda z budweiserem. Czas mija, odbiera młodość „Zestarzało się w nim wszystko,
tylko oczy/ wciąż takie jasne za dużymi szkłami”. W tym mijającym świecie „Nikt
nie jest zły (...), ani dobry w porę”. Każdy z nas z dobrem i złem się spóźnia,
czasami dobro przeradza się w zło w dobro niczym Mefistofeles u Goethego.
„Inne kaprysy” podzielone jest na pięć części. W
pierwszej dostrzeżemy, z jakimi wątpliwościami zmierzają się bohaterzy. Druga
zatytułowana „Ludzie” to opowieść o codzienności, która po wnikliwym
przyjrzeniu wydaje się całkiem inna niż na pierwszy rzut oka: ciągle czymś
zaskakuje, ale to zaskoczenie na wymiar doczesny, przyziemny. Nagromadzenie
przytłaczającej codzienności sprawia, że postaciom zawartym w tomie trudno
wybić się poza obszar obowiązków, wzbić się na wyżyny intelektualne. Natomiast „Wiersze
o królu” zobaczymy swoisty przegląd władców: od dyktatora po obserwatora, który
„Odprowadza ich wzrokiem, wszystkich./ Jest dobrym królem./ Wszystkim pozwala
iść i wracać./ Ale nikogo nie zwalnia/ Z niczego”. Kolejna część to tytułowe „Inne
kaprysy”, wśród których znajdziemy także wiersz o tym samym tytule będące
kwintesencją całego tomu. Starość, przemijanie, dziwne zainteresowania,
obojętność wobec emocji i „Droga bez nadziei na dotarcie do celu./ Wieczne
powtórzenia bez finału. Konsekwencja bez konsekwencji./ Mozół bez nagrody.//
Tylko niekiedy w szczelinach/ Niedoskonale zasklepionego czasu,/ Niekiedy/ Inne
kaprysy”. Dalej „Erotyki szachowe” zabierają nas w świat relacji damsko
żeńskich, niedomówień, odgrywania ról, zakładania i zdejmowania masek. A
wszystko to podsumowane „Prześwitami” zawierającymi pozlepiane urywki rozmów. Całość
interesująca i niepokojąca zarazem, zmuszająca do kilkukrotnych powrotów,
czytania ciągle na nowo i odnajdywania kolejnych zaskakujących obrazów.
ciekawa pozycja
OdpowiedzUsuń