To
nie spoglądanie w okno świata. To defenestracja, chociaż tym razem –
inaczej niż w wypadku swoich poprzednich tomów wierszy – Muszer jak
gdyby się wahał. Jest nostalgiczny (gdy powraca do Rzepina, miasta
swojego dzieciństwa), bywa również uważny i ostrożny (kiedy myśli o
Hanowerze, mieście, które go przyjęło). Niezwykle rzadko – ale jednak –
„poniemieckości” zdarza się w tych wierszach być łagodnym przezroczem,
na którym rozpina się nieoczekiwany liryzm. Ostatecznie jednak piekło
tak szczelne, jak „przy” Sartre’owskich „drzwiach zamkniętych”
triumfuje, więc – wciąga nas z powrotem do siebie. I lądujemy (znowu) w
jednym pokoju z diabłem smutku, tym, który Muszera prześladuje od lat,
diabłem tak świetnych i przejmujących wierszy, jak Piersi Ewy lub Kalafiory.
Karol Samsel
Karol Samsel
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz