#dziecko #niepełnosprawne #w #przedszkolu
Na ipecie zostaliśmy poinformowani, że Oli zabierana jest terapia, więc się wkurzyliśmy i napisaliśmy wniosek o zwiększenie liczby godzin terapii w przedszkolu i zwiększenie godzin pobytu w grupie przedszkolnej z 5 do 6. Naczelnik Oświaty zaprosiła nas na rozmowę, aby z dyrektorką przedszkola objaśnić nam, że Ola nie może być 6 h w grupie przedszkolnej, bo nie starczyłoby na nią pieniędzy, które dostaje z ministerstwa (9,5 krotna subwencja niż w przypadku dzieci bez takiej diagnozy, jaką ma Ola, czyli tu system ma się świetnie i PiS jednak zadbał, do tego przeznaczone wyłącznie na dziecko i jego potrzeby, a nie wchodzące do ogólnej puli do wykorzystania).
Sprawdziliśmy, jakie dofinansowanie jest z gminy na jedno dziecko. Okazało się, że 45% i wyliczyliśmy sobie, że śmiało powinno starczać na 8 h Oli pobytu w przedszkolu. W między czasie parę oburzonych matek, których dzieci też są niepełnosprawne zaczepiło mnie, aby mi powiedzieć jaka to jestem wredna i jak w ogóle śmiem coś chcieć, że to nie prawda, że niepełnosprawne dzieci nie mogą być dłużej niż 5 h. Okazało się, że faktycznie mogą, ale tylko te bez orzeczenia o nauczaniu specjalnym (czyli mające nauczycielki wspomagające). Porozmawiałam z Olą. Ola stwierdziła, że chce się więcej bawić z dziećmi i złożyłam deklarację, że Ola od września będzie chodziła na 8 h. Dziś dostałam odpowiedź, że w procesie rekrutacji deklarowałam, że chcę na 5 h. Za każdym razem, kiedy wpisywałam większą ilość godzin pouczano mnie: "Ola absolutnie nie może chodzić na więcej godzin, bo żadne dziecko niepełnosprawne nie chodzi na więcej. Takie są przepisy". A na początku nawet nie podniesiono tego argumentu, że wcześniej coś deklarowałam tylko "Ola będzie dzieckiem deficytowym dla jednostki". A co? Jednostka państwowa ma zarabiać? Jeśli zarabiać to musimy wszystkie urzędy pozamykać, bo są dla społeczeństwa deficytowe.
Jesienią na wycieczkę też nie mogły jechać dzieci z orzeczeniem o kształceniu specjalnym i dopiero, kiedy narobiłam wokół tego szumu mogły. Przy okazji usłyszałam: "Przez panią inne dzieci nie będą miały warsztatów, ponieważ musieliśmy zapłacić za dodatkowe dzieci w teatrze". Od pracowników teatru (kochani, może i mieszkam w dziurze, ale nadal utrzymuję znajomości ze studiów) wiem, że wszystkie niepełnosprawne dzieci weszły za darmo..
Jeszcze lepszy kwiatek w urzędzie (w związku ze staraniem się o zdobycie informacji o finansowaniu):
-Pani mnie nagrywa?
-Nie, ale zgodnie z prawem mogę nagrywać urzędnika w czasie wykonywania czynności służbowych.
-Nie może pani.
-Mogę.
-Ale musi mnie pani poinformować i ja muszę się zgodzić.
-Nie muszę informować, a pan nie musi się zgadzać.
-Ale kultura tego wymaga.
-Jest na to przepis?
Dziś zostałam poproszona o złożenie nowej deklaracji godzin pobytu dziecka w przedszkolu (nagle można składać nową deklarację). Mam czekać. Do kiedy? Nie wiadomo, bo to gmina podejmuje decyzję. Teraz się zastanawiam: gmina, czyli pani burmistrz czy naczelnik oświaty?
I taka ciekawostka: w przedszkolu jest 11 dzieci z orzeczeniem o niepełnosprawności. Na żadne z dzieci nie prowadzono zbiórki. Za to prowadzono kilka zbiórek w ciągu roku (w tym ze dwie na syna wicedyrektorki). Dlaczego przedszkole nie wspiera niepełnosprawne dzieci chodzące do jej placówki tylko dzieci (a raczej już młodzież) spoza placówki?
Na ipecie zostaliśmy poinformowani, że Oli zabierana jest terapia, więc się wkurzyliśmy i napisaliśmy wniosek o zwiększenie liczby godzin terapii w przedszkolu i zwiększenie godzin pobytu w grupie przedszkolnej z 5 do 6. Naczelnik Oświaty zaprosiła nas na rozmowę, aby z dyrektorką przedszkola objaśnić nam, że Ola nie może być 6 h w grupie przedszkolnej, bo nie starczyłoby na nią pieniędzy, które dostaje z ministerstwa (9,5 krotna subwencja niż w przypadku dzieci bez takiej diagnozy, jaką ma Ola, czyli tu system ma się świetnie i PiS jednak zadbał, do tego przeznaczone wyłącznie na dziecko i jego potrzeby, a nie wchodzące do ogólnej puli do wykorzystania).
Sprawdziliśmy, jakie dofinansowanie jest z gminy na jedno dziecko. Okazało się, że 45% i wyliczyliśmy sobie, że śmiało powinno starczać na 8 h Oli pobytu w przedszkolu. W między czasie parę oburzonych matek, których dzieci też są niepełnosprawne zaczepiło mnie, aby mi powiedzieć jaka to jestem wredna i jak w ogóle śmiem coś chcieć, że to nie prawda, że niepełnosprawne dzieci nie mogą być dłużej niż 5 h. Okazało się, że faktycznie mogą, ale tylko te bez orzeczenia o nauczaniu specjalnym (czyli mające nauczycielki wspomagające). Porozmawiałam z Olą. Ola stwierdziła, że chce się więcej bawić z dziećmi i złożyłam deklarację, że Ola od września będzie chodziła na 8 h. Dziś dostałam odpowiedź, że w procesie rekrutacji deklarowałam, że chcę na 5 h. Za każdym razem, kiedy wpisywałam większą ilość godzin pouczano mnie: "Ola absolutnie nie może chodzić na więcej godzin, bo żadne dziecko niepełnosprawne nie chodzi na więcej. Takie są przepisy". A na początku nawet nie podniesiono tego argumentu, że wcześniej coś deklarowałam tylko "Ola będzie dzieckiem deficytowym dla jednostki". A co? Jednostka państwowa ma zarabiać? Jeśli zarabiać to musimy wszystkie urzędy pozamykać, bo są dla społeczeństwa deficytowe.
Jesienią na wycieczkę też nie mogły jechać dzieci z orzeczeniem o kształceniu specjalnym i dopiero, kiedy narobiłam wokół tego szumu mogły. Przy okazji usłyszałam: "Przez panią inne dzieci nie będą miały warsztatów, ponieważ musieliśmy zapłacić za dodatkowe dzieci w teatrze". Od pracowników teatru (kochani, może i mieszkam w dziurze, ale nadal utrzymuję znajomości ze studiów) wiem, że wszystkie niepełnosprawne dzieci weszły za darmo..
Jeszcze lepszy kwiatek w urzędzie (w związku ze staraniem się o zdobycie informacji o finansowaniu):
-Pani mnie nagrywa?
-Nie, ale zgodnie z prawem mogę nagrywać urzędnika w czasie wykonywania czynności służbowych.
-Nie może pani.
-Mogę.
-Ale musi mnie pani poinformować i ja muszę się zgodzić.
-Nie muszę informować, a pan nie musi się zgadzać.
-Ale kultura tego wymaga.
-Jest na to przepis?
Dziś zostałam poproszona o złożenie nowej deklaracji godzin pobytu dziecka w przedszkolu (nagle można składać nową deklarację). Mam czekać. Do kiedy? Nie wiadomo, bo to gmina podejmuje decyzję. Teraz się zastanawiam: gmina, czyli pani burmistrz czy naczelnik oświaty?
I taka ciekawostka: w przedszkolu jest 11 dzieci z orzeczeniem o niepełnosprawności. Na żadne z dzieci nie prowadzono zbiórki. Za to prowadzono kilka zbiórek w ciągu roku (w tym ze dwie na syna wicedyrektorki). Dlaczego przedszkole nie wspiera niepełnosprawne dzieci chodzące do jej placówki tylko dzieci (a raczej już młodzież) spoza placówki?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz