Etykiety

piątek, 14 kwietnia 2023

Jeff Kinney "Dziennik cwaniaczka. Więcej czadu"


Już osiem lat polecam Wam kolejne tomy „Dziennika cwaniaczka”. Każdy jest ciekawy, zachwycający i pouczający, ale bez nachalnego dydaktyzmu, po którym czytelnik ma poczucie, że jest gorszy. Opowieści Jeffa Kinney’a to historie niewpisujące się w wyścig chwalenia się swoją doskonałością i niezwykłością. A może wpisują, ale pokazują to z perspektywy chłopaka, któremu nie wychodzi to kreowanie wizerunku i przez to mamy lekturę o nastoletnim pechowcu? Wkurzają Was książki o niezwykłych ludziach, bo Wam nic nie wychodzi i z tego powodu czujecie się jeszcze gorzej? Nie jesteście z tym sami. Grega Heffley’a, bohatera „Dziennika cwaniaczka”, też to denerwuje, a wszystko przez to, że on czuje, że nie ma predyspozycji do wymyślanych przez rodziców lub brata aktywności. Jest typowym chodzącym pechowcem. Gdziekolwiek się pojawi świat się sypie. Jeśli wydaje Wam się, że cokolwiek, za co się zabierzecie jest totalną klapą po możecie być pewni, że on ma naprawdę dużo gorzej, bo wydaje się działać jak magnes na nieszczęścia. Zresztą nie jego jednego pech prześladuje. Można powiedzieć, że cała rodzina Heffley’ów ma to we krwi (a może raczej w genach). Jeśli zaplanują sobie pobyt w tropikach to możemy mieć pewność, że to będą najbardziej katastrofalne wakacje. Święta? I tu jest wiele do zepsucie. O zimach i podróżach oraz szkole nawet nie ma, co wspominać, bo jeśli człowiek w domu jest w stanie zrobić tak totalną demolkę, że musi zamieszać u mamy/teściowej/babci, aby doprowadzono dom do ładu to możemy być pewni, że cokolwiek zrobią poza domem będzie jeszcze bardziej niebezpieczne i ściągnie na nich wielkie kłopoty. W końcu na im większą ilość kontaktów z ludźmi się wystawią tym porażki bardziej urozmaicone. Każde działanie Heffleyów kończyły się katastrofą, do której prowadzi coś jakby pasmo samonapędzających się nieszczęść. Można powiedzieć, że po tylu latach bohaterzy powinni sobie zdawać już sprawę, że mają nie podejmować nowych wyzwań, bo wszystko zawsze kończy się wielką klapą i ogromnymi kosztami. Oni jednak są niereformowalni. Jeśli za długo żyją spokojnie to odnosi się wrażenie, że ich ten spokój uwiera, bo nawet niepozorne porządki mogą być początkiem katastrofy, a co dopiero, kiedy dostaną spadek i zaplanują go rozsądnie wydać na remont domu. Kiedy już to wyzwanie zakończyło się jakimś tam sukcesem, bo wszyscy przeżyli musi pojawić się kolejne. Nawet zwyczajne zamiłowanie do sportu kończy się porażką. Zwłaszcza takie, w których wchodzi w grę rozwijanie umiejętność współpracy. Stworzenie zespołu muzycznego zapowiada kolejną klapę.
Tym razem na początku książki Greg opowiada o tym, dlaczego nie warto być sławnym. Przerobił już na własnej skórze kilka dążeń do zdobycia sławy i bogactwa. Dorósł i doszedł do wniosku, że pierwsze może być kłopotliwe i ograniczy korzystanie z drugiego. Dostrzega plusy bycia niezauważanym. Jego brat z kolei chciałby być członkiem słynnego zespołu. Z bardzo zróżnicowaną paczką (od rówieśników po trzydziestopięciolatka) ćwiczy granie. Wszyscy chcą być sławni, dużo zarabiać. Niestety brakuje im umiejętności i siły przebicia. Cokolwiek robią staje się katastrofą. Nawet promocja w mediach społecznościowych wydaje się nierealna i niebezpieczna. Koncertowanie też jest wyzwaniem, a walka z konkurencją w różnych konkursach niekoniecznie musi stać się sposobem na zyskanie sławy.
Jeff Kinney w tomie „Więcej czadu” porusza wiele ważnych tematów. Przyjrzymy się umiejętnościom i zaangażowaniu bohaterów, ich umiejętności współpracy oraz planowania. Nie zabraknie wykorzystania oraz wyznaczenia sobie priorytetów, a także miłości. Do tego pisarz pokazuje mechanizm działania mediów społecznościowych i uświadamia, dlaczego nie warto ulegać temu prądowi.
We wszystkich tomach „Dziennika cwaniaczka” akcja mknie niczym pociąg pośpieszny, a wydarzenia nieuchronnie następują po sobie niczym w dominie: jeden przewrócony klocuszek powoduje prawdziwą lawinę zdarzeń, które jedynie może zatrzymać przewrócenie się wszystkich, czyli totalnej katastrofy i odpuszczenie sobie dalszych działań. Całość napisano w formie dziennika wzbogaconego ilustracjami autora. W poszczególnych akapitach pierwszoosobowy narrator (Greg) przeskakuje z tematu na temat, co sprawia, że lektura jest bardzo interesująca i wciągająca. Zdania w stronie czynnej, duża dawka humoru – to wszystko sprawia, że kolejny tom „Dziennika cwaniaczka” wciąga od pierwszych stron i po przeczytaniu jednej części nie sposób nie sięgnąć po kolejne, dlatego zdecydowanie polecam wszystkim młodym czytelnikom, którzy uważa, że książki są nudne. Tu nie ma czasu na znudzenie. Akcja galopuje, do tego kolejne wydarzenia okraszone prostym humorem sytuacyjnym sprawiają, że lektura zdecydowanie poprawia humor. Fabuła każdego tomu zawsze ma temat przewodni. Raz są nim wakacje, innym razem święta, nauka w gimnazjum, relacje z rodzeństwem, twarde wychowanie, dojrzewanie, konsekwencje złych czynów, pierwsze związki, rodzinne wyprawy, sport, dążenie do sławy czy kult przeszłości rodziców. Niedługie nakładające się na siebie scenki wprowadzające kolejne elementy napięcia i kończące się zabawnym rozwiązaniem sprawiają, że lekturę czyta się bardzo szybko i z zainteresowaniem. Aby dodatkowo urozmaicić czytanie w książce nie zabraknie elementów komiksowych, dzięki czemu sięgają po nią również młodzi przeciwnicy spędzania wolnego czasu z książką. Naszpikowanie dużą dawką humoru skutecznie zachęca dzieci do czytania. "Dziennik cwaniaczka" to lektura doskonała dla wszystkich uczniów. Niewinna fabuła kryje w sobie wiele prawd, nad którymi można rodzinnie dyskutować, a do tego rozbawi zarówno dzieci, jak i dorosłych, a opornych czytelników zachęci do czytania. Książki mają tak duże powodzenie, że powstają kolejne tomy, wznowienia, tłumaczenia, a nawet filmy o przygodach pechowego Grega. Zdecydowanie polecam wszystkim, którzy szukają pomysłu lekturę dla dzieciaków, które nie lubią czytać. Z tą książką przekonają się, że jest to świetna zabawa. 








Brak komentarzy:

Prześlij komentarz