Bogusława Latawiec, Zmowy, Szczecin, Bezrzecze „Forma. Fundacja Literatury imienia Henryka
Berezy” 2015
W wierszach Bogusławy Latawiec światło,
powietrze, cień i wszystko to, co martwe ożywa. Nie ma granicy między pojęciami
określającymi naturę postrzeganą przez nas jako ożywioną i jako martwą. Świat
ukazany w utworach żyje, poszukuje swoich granic, drga, ociera się, pulsuje,
wdziera się. Ten „martwy” świat czasami bywa subtelny, a innym razem wdziera
się i domaga się uwagi. Tym zjawiskom towarzyszy mieszanie się czasów i
przestrzeni oraz próba odnalezienie siebie. Zabiegi te sprawiają, że mamy
nieodparte wrażenie życia wśród ożywionych wszelkich wymiarów. Czas nie jest
bierny, tak jak i przestrzeń rzucająca podmiot z miejsca w miejsce, z młodości
w starość, ze starości w młodość, co doskonale może odzwierciedlać i ulotność
życia i jednoczesną tęsknotę do minionego, próbę uporządkowania, poukładania
kolejnych wydarzeń, które są dość wyraźne, ale na pamięciowej mapie usytułowane
tuż obok siebie. Przywołujący owe wspomnienia ma wartość jedynie jako osoba
systematyzująca. Mimo tych wspólnych elementów każdy wiersz jest odmienny,
zabiera nas w zupełnie inny świat przeżyć i wydarzeń. Możemy spotkać tam
zwykłe, codzienne przekomarzania („Kotka Myszeida ze mną”) obok ważnych i
bardzo osobistych jak odchodzenie i osobisty rozrachunek z sobą („Przesłuchanie”),
a także zabierających nas w świat sztuki (liczne osobiste spojrzenia na dzieła)
Kotka
Myszeida ze mną
I żadna zmowa nigdy nam się do końca nie uda
bo nie dam ci ani kropli krwi śpiewającej
z gniazda
ani myszy polnej do zabicia
I nic twojej dachowej futrzastości
do mojej ludzkiej przyziemności
Ale o tę nić zieleni która wiruje w naszych
oczach
przyjdzie nam w końcu wspólnie powalczyć
gdy czas się nagle z bezczasem wymieni
i świat już nie będzie
ani dla twojego patrzenia z góry
ani dla mojego z dołu myślenia
tylko do wiecznego śnienia
Przesłuchanie
Rozkołysały się
barwy mojego domu
i kolor uderzył o kolor:
biel śnieżna zza okna puknęła
o biel świecy palonej w stanie wojennym
struga światła spod drzwi korytarza
zaszurała o czerń butów
w których miałam uciec
złoty migot z palca serdecznego
rozśpiewał brąz futrzanej rękawicy…
Na koniec wszystkie dźwięki
łamiąc w pędzie swój pierwszy oddech
zestroiły się i ze mną
ponad
mną
Wiedziałam – to będzie
(już jest) dzika i wszystkożerna
nocna sala przesłuchań
mnie przeze mnie
z wypadków życia
bez jednej minuty ciszy
bez jednej minuty snu
Całość w tym zbiorze jest swoistym knuciem,
zmawianiem się ze sobą i światem ubranym w dwuznaczności.
Zbiór wierszy polecam wymagającym i wrażliwym
na subtelne odchylenia w znaczeniach słów.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz