Zbigniew Kosiorowski, Kamień podróżny, Szczecin, Bezrzecze „Forma” 2016
Opowieści wojenne i powojenne fascynowały mnie od
zawsze. Szczególnie wiele książek poruszających tę tematykę przeczytałam w
liceum. W tamtym czasie duże wrażenie zrobił na mnie „Los utracony” Imre
Kertesz. Wojna z perspektywy dziecka, które stara się zrozumieć to, co dzieje
się dookoła, ale nie potrafi zrozumieć, ponieważ w świecie zabrakło logiki.
Naiwne spojrzenie i fascynacja światem przypomina to, co próbuje nam – dorosłym
czytelnikom – wyjaśnić Antoine de Saint-Exupéry: dzieci spostrzegają świat inaczej, z większą fascynacją,
zainteresowaniem, otwartością i prostotą.
Te same cechy można znaleźć w „Kamieniu podróżnym”
Zbigniewa Kosiorowski. Książka pozwalająca nam na odbycie niezwykłej podróży.
Chłopiec-narrator wprowadza czytelnika do swojego otoczenia, tłumaczy
czytelnikowi swój świat, opowiada przygody, w których nie zabraknie historii, a
co za tym idzie i polityki, ale jest to historia i polityka opowiedziana
niewinnie, naiwnie i z wielkim zdziwieniem.
Powojenna Polska to teren ciągłych wędrówek. Ze
wschodu na zachód jadą wagony pełne ludzi. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby
nie fakt, że zostali zmuszeni do porzucenia swoich dóbr i wpakowani do
bydlęcych wagonów – wagonów, które kojarzą się ze śmiercią, przewozem ludzi do
obozów. Jednak wojna już się zakończyła, obozy zamknięto, kraj okrojono,
przesunięto niczym kawałek tortu. „Przyklepywanie” odstających elementów to
czasochłonne zajęcie wymagające wielu manipulacji, przemieszczeń, likwidacji
pozostałości po AK i dawnej tożsamości regionalnej.
Dotarcie na dawne ziemie niemieckie nie kończy
wędrówkę. Mimo tego ludzie nawiązują znajomości, dbają i siebie oraz są ciągle
gotowi do dalszej drogi. Jak bardzo niepewny jest los każdego z bohaterów świadczą
kuferki znajdujące się w gotowości. Podstawowe rzeczy mające zapewnić
przetrwanie każdego z członków rodziny strzeżone są niczym skarby. To takie
tobołeczki pozwoliły rodzinie na przeżycie podróży w pociągu wiozącym ich z
dawnych ziem polskich. Od końca wojny mijają kolejne lata, a ludzie ciągle żyją
w niepewności. Stała praca nie gwarantuje spokojnego życia.
Początek komunizmu to czasy dziwne. Dorosłym trudno
odnaleźć się w nowych realiach. Polska w nowej, powojennej postaci nie
przypomina niczego znanego. Ludzie migrują z wschodu na zachód, tracą majątki,
zyskują nowe. Kraj ciągle pozostaje w rozsypce. Ruiny, lasy, rzeki przyciągają
znudzone dzieci, których nikt nadmiernie nie pilnuje, a których zajęcia mogą
okazać się niebezpieczne dla całej rodziny. W takim świecie nic nie jest pewne
poza strachem przed karą wymierzaną przez ludzi pracujących dla systemu.
Zbigniew Kosiorowski zabiera swoich czytelników w podróż
niezwykłą, bo odbywa się ona w czasie i ma wymiar powrotu do niewinnej
dziecinności. Polska widziana dziecięcym wzrokiem jest fascynująca, wielka,
dziwna i pełna paradoksów. Jest to świat, w którym dorośli mają poważne
tajemnice, dzieci muszą uważać na służby państwowe, a do tego ziemia oraz ruiny
pełne są skarbów, wśród których można znaleźć ubranie żołnierza, hitlerowską
flagę, która doskonale zastąpi materiał na bieliznę. Jest to świat, w którym
puszczanie papierowych łódek na rzece może być bardzo niebezpieczne.
Delikatnie, ale bardzo wprawnie kreślone przez Zbigniewa Kosiorowskiego obrazy sprawiają, że wydarzenia stają nam się bliskie, że zaczynamy
rozumieć świat naszych dziadków oraz rodziców. Świat widziany dziecięcymi
oczami przypomina nam to, co znamy z książek Bohumiła Hrabala, Oty Pavla oraz z
nowszej literatury Wacława Grabowskiego i Zenona Rogali. Proste, zabawne, bardzo dobrze napisane i
nieco naiwne obrazki podkreślające dziecięcą perspektywę pozwalają nam dostrzec jak bardzo różniło się życie
ówczesnych Polaków, którzy marzyli o normalności, zakładali rodziny i chcieli
wolności od nieznanego systemu, w którym grzęźli i nie potrafili się od niego
uwolnić.
Patronuję z:
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz