Czy można dorosnąć w ciągu jednego dnia? Na pewno nie. Dorastanie wymaga miłości, pewności siebie, pozytywnych wzorców, kochającej rodziny. Takie podstawy dają solidne fundamenty pod wszystko, czym może zaskoczyć nas życie. A ono potrafi naprawdę dać w kość, mocno poturbować albo pokuć. I właśnie z tego powodu trzeba przygotować swoje dzieci na różne scenariusze, wykształcić w nich cechy, dzięki którym będą mogły stawić czoła przeciwnością losu, a jednocześnie stworzyć wiele sytuacji, dzięki którym będą myślały o swoim życiu jako ciągu szczęśliwych doświadczeń. Jak trudne to zadanie wie o tym każdy rodzic.
O takim wychowaniu jest właśnie powieść Elżbiety Sidorowicz „Okruchy gorzkiej czekolady”. W pierwszym tomie nie znajdziemy instrukcji, nie będzie to opowieść o wprowadzaniu dziecka w świat, ale znajdziemy w nim historię poturbowanej przez los nastoletniej Ani. Jeden poślizg na drodze sprawił, że straciła rodziców. „Morze ciemności” to historia żałoby, która staje się pretekstem do tego, abyśmy dowiedzieli się, w jaki sposób wychować silne dziecko i że niektóre ciosy mogą powalić nawet najsilniejszego człowieka.
Powieść zaczyna się dość sielankowo: Ania i jej tata są zafascynowani starym dworkiem na obrzeżach Warszawy. Mama jest dość sceptyczna i do odległości, jaka będzie dzieliła ich od pracy, szkoły i z powodu warunków, jakie panują w budynku. Poza brudem i stanem „do remontu” nie ma tu też wody i gazu i wcale tak szybko nie będzie. Ojciec i córka są zafascynowani miejscem. Za domem jest sad jabłkowy, dalej las. Ma też spory podjazd. Okolica cicha i spokojna. Idealna do pracy dla artystycznych dusz. Po prostu marzenie. Dom jak z bajki. Oczywiście pod warunkiem, że zostanie solidnie wyremontowany. Kielanowiczowie jednak żadne pracy się nie boją. Remont może być ciekawym wyzwaniem. Do tego za niewielką cenę zyskają piękną przestrzeń, która przyda się przy dorastającej córce. Wszystkie niedogodności nie są problemem dla Andrzeja. Chce stworzyć piękne miejsce dla swojej jedynaczki i żony. Projektuje nowoczesne wnętrza, przebudowuje środek. Dom zaczyna wyglądać inaczej. Jest cudny. Jest jak dom z marzeń. Wszystko idzie ku lepszemu. Nawet meble po dziadkach czują się tu lepiej niż w mieszkaniu w bloku. Teraz tylko mieszkać tu, przetrwać ciężki rok bez mediów, a później już będzie dobrze i wygodnie, a do tego blisko natury. Wymarzony rodzinny dom z kochającymi się ludźmi.
Kiedy wszystko pięknie się układa życie lubi spłatać figla, a czasami porządnie dokopać. I tak właśnie dzieje się, kiedy zaczyna się rok szkolny. Do szkoły przychodzi policja. Uczniowie myślą, że będą sprawdzani, czy nie mają narkotyków, że będą mieli pogadankę. Nic z tych rzeczy jednak się nie dzieje. Do gabinetu dyrektora zostaje poproszona Ania. Tam dowiaduje się, że jej rodziców zabiła ciężarówka, która wpadła w poślizg. Siedemnastolatka zostaje sama, bez jakiejkolwiek bliskiej rodziny. Do tego z zagrożeniem, że trafi do pogotowia opiekuńczego, a później do domu dziecka, ponieważ jeszcze jest nieletnia. Przeżywanie żałoby w takich warunkach nie jest łatwe. Branie życia za bary tym bardziej. Ania się rozsypuje. Jej uporządkowane, bezpieczne życie wywróciło się do góry nogami i rozpadło. Ma tylko swój dom w jabłkowym sadzie i zagrożenie, że będzie musiała go sprzedać. Dziewczyna przechodzi z rąk do rąk. Czuje się jak niepotrzebny przedmiot przestawiany z miejsca w miejsce, jak śmierdzące jajko, którego jakoś trzeba się pozbyć, ale też nie pozwolić jej na trafienie do domu dziecka.
„Okruchy gorzkiej czekolady. Morze ciemności” to opowieść o przeżywaniu żałoby, mierzeniu się z ludźmi i życiem, uczeniu się na błędach, poszukiwaniu swoich dróg, odnajdywaniu przyjaźni i oparcia, zawodach. Życie bohaterki nie jest łatwe. Śmierć wydaje się odkrywać prawdziwe intencje otoczenia. W obliczu własnej tragedii może dowiedzieć się, kto jest jej życzliwy, a kto nie. Ale dlaczego musi zapłacić taką cenę, aby zdemaskować ludzi?
Główna bohaterka to jednocześnie pierwszoosobowy narrator, który nie wszystko musi wiedzieć, nie wszystkiego być świadomy. Dzięki takiemu zabiegowi poznajemy przeżycia nastolatki, widzimy jej zmagania z kolejnymi wyzwaniami, obserwujemy szamotaninę i dążenie do samodzielności, ale też stajemy się świadkami jej zachwytów nad otoczeniem, przyrodą, przemyśleń. Mamy tu bardzo dojrzałą nastolatkę, która po poważnym upadku próbuje się podnieść i dalej kroczyć przez życie. Widzimy osoby, które pomagają jej w przetrwaniu najtrudniejszych chwil, stajemy się świadkami tego, że na życiowej drodze stają dobrzy i źli, bezinteresowni i widzący w całym zdarzeniu możliwość zrobienia dobrego interesu.
Rok z życia nastolatki przeżywającej radość z kupna domu, wepchniętej w rozpacz p o stracie rodziców, zmagającej się ze wszystkimi niedogodnościami, jakie niesie posiadanie starego domu, przeżywanie świąt i codzienności stają się pretekstami do opowiedzenia także o przeszłości nastolatki, wchodzenia w jej piękną przeszłość. Widzimy wielki wpływ bliskich na jej cechy, obserwujemy budowanie jej osobowości, stajemy się świadkami dawania jej dużej dawki miłości, wiedzy i umiejętności oraz umiejętności cieszenia się z życia. Bliscy dbali o jej wszechstronny rozwój, pielęgnowali artystyczną, bardzo wrażliwą duszę, dzięki temu nastolatka - mimo tego, że życie ją przerasta, a śmierć rodziców przygniata – potrafi doceniać uroki życia. Z czasem robi to coraz umiejętniej. Im dalej od śmierci tym mniej rozpaczy, a więcej radości. Ból i pustka oczywiście pozostaną, bo to zbyt mało czasu, aby się od nich uwolnić. Jedno jest pewne: bez pomocy życzliwych ludzi nie udałoby jej się tego osiągnąć. Bycie pod opieką którejkolwiek z dalszych ciotek skończyłoby się dla niej źle: ciotka Jagoda nie poświęciłaby jej czasu, a ciotka Iwona najchętniej położyła by swoje zachłanne łapska na majątku nastolatki. Na szczęście w porę wkracza polonistka z liceum plastycznego. I to właśnie dzięki starszej już nauczycielce. Ania będzie mogła próbować zmierzyć się z życiem. Oczywiście wejście do rodziny nauczycielki przysporzy też wielu problemów. Nie wszyscy Barscy czekają na dziewczynę z otwartymi ramionami.
„Okruchy gorzkiej czekolady. Morze ciemności” to powieść uniwersalna, czyli taka, która świetnie sprawdzi się zarówno w przypadku nastolatków borykających się z trudami życia, przeżywających żałobę, bunty, szukających swoich dróg, czujących, że świat jest niesprawiedliwy, złych na to, że muszą utrzymywać z kimś kontakty, bo „przecież tak wypada” oraz dla dorosłych czytelników mających dzieci w różnym wieku. Każdy znajdzie w tej książce coś dla siebie. Młodzi czytelnicy odkryją jak ważne jest tworzenie i podtrzymywanie relacji z bliskimi, poznawanie znajomych rodziców (chociaż to passe), zdobywanie każdej wiedzy, bo nigdy nie wiadomo, kiedy ona się nam przyda, a starsi dostrzegą jak niesamowite ważne jest poświęcanie dużej ilości czasu dzieciom, zachęcanie bliskich do rozwijania kontaktów z dziećmi, zabezpieczenia finansowe, tworzenie takich powiązań, które pozwolą uchronić pociechy przed pobytem w domu dziecka.
Powieść Elżbiety Sidorowicz to bardzo mocna literatura. Książka o bardzo trudnych sprawach, ale jednocześnie napisana w taki sposób, że obok rozpaczy, żalu, żałoby jest też miejsce na przypominanie sobie jak ważna jest radość z małych rzeczy, dostrzeganie piękna otoczenia, podnoszenie się po upadkach, pozwolenie innym na pomoc i wspominanie pięknych chwil. Wyciszenie wynikające z poczucia bezpieczeństwa ciągle przeplatają targające Anią emocje i przemyślenia. Jesień i zima nie ułatwiają jej życia w domu bez udogodnień. Do tego stopniowo dowiaduje się też o tragicznych losach poprzednich właścicieli. Czyżby dom był przeklęty? Czy nad nią też wisi klątwa? A może to zwykły zbieg okoliczności. Może w tym domu da się żyć tylko trzeba stworzyć pozytywne relacje z sąsiadami.
Jesień i zima potęgują tu poczucie żałoby i bezsensu. Mija troszkę czasu i trzeba pędzić na grób rodziców. I to nie dlatego, że tak wypada tylko, dlatego że ma się taką potrzebę. Czy ktoś z rówieśników ją zrozumie? A Boże Narodzenie? Jak przetrwać ten czas bez bliskich i przygotowywanej przez nich Wigilii? Jak przejść przez Dzień Matki i wiele ważnych chwil w roku? To ważne pytania, zwłaszcza w pierwszym roku żałoby.
„Grzęznę w tych śmierciach, atakują mnie ze wszystkich stron. Henrietta, Stefania, Miller, moi rodzice, tańcząca Małgosia, ksiądz Antoni, za dużo, za dużo już tego" – wyznaje Ania, która od pani Barskiej trzyma cenną wskazówkę: „Buduj wokół siebie sieć z ludzi. Nigdy nie wiadomo, w którym momencie ci się to przyda, jako kontakt, jako wsparcie, wspomożenie pamięci". To właśnie nauczycielka przeprowadza dziewczynę przez najtrudniejszy dla niej okres, w którym brak życzliwości ludzi ściera się z bezinteresownością. Ania musi podjąć dojrzałe decyzje i docenić tych, którzy ją otaczają i pomagają, musi uwolnić się od myślenia przez pryzmat zależności rodzinnych, bo rodzina to nie zawsze te osoby, na które możemy liczyć. Częściej pomagają nam dobrzy znajomi. Anię otaczają życzliwi sąsiedzi - Joasia, Kuba i ich córeczka Ola oraz babcia Klementyna. Do jej życia wchodzą Sebastian i Janek Barscy, na horyzoncie pojawia się nowa przyjaciółka Poleczka, zakochany bez wzajemności Michał oraz jego siostra Bemolka. Jest też pan Wojtek Jasiński – oddany przyjaciel taty, a gdzieś tam w oddali panie Krysia i Natalia – bratnie dusze mamy. Ciepło daje jej też przygarnięta kotka Zadyma dająca nastolatce poczucie ciepła, bliskości, tego, że małe gesty mogą zmienić świat. Życzliwość sprawia, że nastolatka może powoli wchodzić w dorosłe życie. Będzie to jednak wchodzenie dużo szybsze niż w przypadku rówieśników, przejście obarczone poczuciem odpowiedzialności za własne czyny.
W książce Elżbiety Sidorowicz jest coś takiego, że ma się wrażenie, że ona powieść namalowała. Dużo tu opisów, barw, emocji mających konkretne kształty, a nawet nasycone określonymi dawkami światła: „…dom, jasny dom… jasny dom w jabłkowym sadzie, u wrót lasu…”. Czasami tak skąpe narysowanie całości sprawia, że my mimo wszystko wyobrażamy sobie to miejsce. Widzimy je też w jesiennych szarugach, zimowych pluchach, błocku prześladujących mieszkańców mających domy na obrzeżach Warszawy, gdzieś na skraju Lasu Kabackiego. Pięknie, malowniczo, ale też surowo, ciemno, nieprzyjaźnie. Kiedy autorka poucza Anię słowami jej babci, że ważne są miejsca między nutami to wiemy jak ważne w tej powieści są te miejsca nieopisane, te niedopełnienia, prześwity, niedopowiedzenia. Niby mamy tu opisy wszystkiego, ale są to szkice pozwalające czytelnikowi na umeblowanie miejsc, wyobrażenie sobie emocji związanych z określoną ilością światła czy surowiec, z którym ma kontakt Ania. Chwile wytchnienia to te, kiedy mości się wygodnie w fotelu, patrzy na buzujący w kominku ogień, a rozpacz wiąże się z kamieniem i czernią, pluchą, burością, twardością. Swoją żałobę bohaterka zagłusza walcząc ze stertą węgla, przeżywa płacząc na kamiennej posadzce, pokonując błotnistą trasę na przystanek. W czerni giną też ważne rzeczy: wizytówka, poczucie, że ma się kogoś bliskiego. Światło wyłania tu wszystko to, co dobre.
Elżbieta Sidorowicz stworzyła bardzo mądrą powieść dla nastolatków. Pisarka traktuje tę grupę odbiorców i bohaterów swojej książki z powagą i szacunkiem. Do tego wie, w jaki sposób budować napięcie, podgrzewać atmosferę, pisać o rzeczach ważnych dla licealistów i bardzo subtelnie przekazuje ogrom wiedzy o życiu i świecie. Pokazuje jak ważne jest tworzenie relacji społecznych oraz systematyczna praca nad sobą, swoimi umiejętnościami, a także rozwijanie nowych. W jej spojrzeniu jest przekonanie, że nie ma takich rzeczy, których nie jesteśmy w stanie się nauczyć. Po prostu czasami mamy zły czas na tę naukę, złych nauczycieli, za trudne do udźwignięcia emocje. Sposób, w jaki pisarka wprowadza czytelników w wykreowany przez siebie świat obezwładnia i porywa jak rwący strumień. Świetna książka zarówno dla młodzieży, jak i dorosłych czytelników lubiących powieści obyczajowe. Już niedługo ukaże się tom drugi, w którym bohaterzy zmierzą się z nowymi wyzwaniami, doświadczeniami, uczuciami oraz z maturą. Zdecydowanie polecam.
„Owszem, życie jest trudne, ale wspaniałe”.
„Wszystko musi mieć swój czas. Gdy spełni się czas, cierpienie zniknie. Albo nie będzie już tak bolało. Nie można sztucznie tego czasu przyspieszyć. Trzeba przejść po kolei przez każdy etap, a nie próbować przechodzić na skróty. Bo to nic nie da”.
„Najlepszą gwarancją przetrwania jest umiar. Widocznie wszystko trzeba przeżyć na własnej skórze, żeby cokolwiek zrozumieć”.
„(…) wszyscy wierzą. Nawet jeśli nie wierzą w Boga to wierzą w coś innego. Człowiek jest stworzony do wiary, choć czasem cholernie nie chce się do tego przyznać".
„Jak to jest, że niektórzy ludzie wyzyskują w nas dobro, a inni wyłącznie złe cechy?”.
„Ignorancja to nie jest żadna wymówka. Jeśli chcę być dorosła, muszę się znać. Na czym się da. Otwierać się na wiedzę. Nie ma wiedzy męskiej i żeńskiej. Jest wiedza”.
„Straszne są takie chwile, gdy raptem opada ze mnie cały entuzjazm, cała wrażliwość i ciekawość świata, a zostaje tylko to, co najgłębiej – cierpienie. Po co mi na dobrą sprawę kontakty z tą rodziną, zachwyty, sklepy, porozumienia? Niczego to w moim życiu nie zmieni. Niczego”
Wspaniała recenzja niezwykle przejmującej powieści.
OdpowiedzUsuń