W swojej książce pokazujesz
najpopularniejsze sposoby postrzegania świata i umiejętnie je obalasz. Czy
istnieje wizja świata, którą jesteś w stanie zaakceptować lub przeciwko której
nie masz argumentów?
Marcin Dolecki: Jest
wiele sposobów filozoficznego opisu rzeczywistości, które są mi bliskie.
Najbardziej jednak podoba mi się koncepcja, że życie jest podobne do snu. Słowa
podoba się użyłem nieprzypadkowo,
uważam bowiem, że jest ona nie tylko wartościowa, lecz również elegancka, nawet
piękna. Jeśli jednak traktować ją jako koncepcję ontologiczną, nie zaś jako
literacką metaforę, to jeden z jej podstawowych problemów polega na tym, że
bardzo trudno znaleźć sposób jej obalenia, a także potwierdzenia. Pozwala ona jednak
spojrzeć na rzeczywistość z fascynującej perspektywy, a w praktyce – na
traktowanie wielu trudnych sytuacji, które mogą się przydarzyć w życiu, bez
trudnej do zniesienia powagi. Umożliwia także uniknąć zbędnego cierpienia,
wynikającego z nadmiernego przywiązania do osób oraz rzeczy.
Moją
wersję tej koncepcji nazwałem personalizmem onirycznym, ponieważ mógłbym
zgodzić się ze stwierdzeniem, iż śnię, że jestem osobą.
Dlaczego przemycasz
czytelnikowi filozofię, zmuszasz do myślenia, analizowania?
Marcin Dolecki: Uważam,
że filozofowanie, pojmowane jako bezstronny, głęboki – na ile jest to możliwe –
namysł nad rzeczywistością, raczej nigdy nie zaszkodzi, a w wielu sytuacjach
może pomóc, przede wszystkim w zrozumieniu siebie samego oraz relacji z
otoczeniem; taka refleksja ma trwałą wartość, niezależnie od aktualnie
panującej intelektualnej mody. Moja powieść może być traktowana jako
popularyzacja filozofii w formie beletrystycznej, m.in. dlatego, że bohaterowie
spotykają kilku wybitnych, chociaż kontrowersyjnych myślicieli, którym zadają
często niewygodne pytania.
Starałem
się uniknąć uprawiania propagandy, dlatego poddałem krytyce również własne
propozycje, o których wspomniałem w powieści. Moim zamiarem jest skłonienie
czytelników do poszukiwania samodzielnych, a najlepiej oryginalnych odpowiedzi na
filozoficzne pytania. Byłbym usatysfakcjonowany, gdyby niektórzy z nich znaleźli
bardziej wartościowe rozwiązania od tych, które mógłbym im przedstawić.
Co dało ci studiowanie
filozofii?
Marcin Dolecki: Studia
filozoficzne nie dostarczają określonego „korpusu” gotowej wiedzy o świecie, jednak
były dla mnie okazją do wypracowania dyscypliny intelektualnej, przede
wszystkim zdolności sensownej argumentacji w dyskusjach, oraz świadomego uczestniczenia
w szeroko pojętej kulturze duchowej (szkoda jedynie, że przede wszystkim
zachodniej). Studia filozoficzne umożliwiły mi obserwację rzeczywistości na wiele
niebanalnych sposobów, o których sam prawdopodobnie nigdy bym nie pomyślał (np.
że świat mógłby się składać z niematerialnych monad), a także lepsze
zrozumienie wydarzeń historycznych, wyraźniejsze dostrzeżenie ich wieloaspektowości.
Nabrałem również większego dystansu do samego siebie.
Studia
te zainspirowały mnie także do własnych poszukiwań filozoficznych. Niedawno w kwartalniku
„Kronos” (4/2015) opublikowany został tekst Refleksje
nad istnieniem, w którym starałem
się opisać własne postrzeganie świata, przede wszystkim w formie tez
ontologicznych.
Od wielu lat postulowane jest
wprowadzenie filozofii do szkół. Niestety nie udaje się. Myślisz, że filozofia
w szkole może zmienić społeczeństwo?
Marcin Dolecki: Gdyby
udało się wprowadzić filozofię do szkół jako przedmiot obowiązkowy, poziom wypowiedzi
ustnych oraz pisemnych wielu młodych Polaków prawdopodobnie znacząco poprawiłby
się, zarówno pod względem logicznym, jak i kulturalnym. Z przykrością
stwierdzam, że wielu studentów, z którymi mam zajęcia, nie jest w stanie
sformułować dłuższej, spójnej wypowiedzi. Np. nierzadko nie są świadomi tego,
że sami sobie przeczą.
Osoby,
które przeszły kurs filozofii, nawet elementarny, często są lepszymi
pracownikami (w wielu branżach, nawet raczej odległych od filozofii – jak np. w
zajęciach związanych z finansami), a zazwyczaj także bardziej wrażliwymi
ludźmi. Najpoważniejszymi przeszkodami na drodze do zmiany programów szkolnych pozostają
jednak skąpe środki finansowe na oświatę oraz napięte plany lekcyjne. Trudno
wprowadzić kolejny przedmiot, a przy tym niełatwy.
Niedługo twoja powieść ukaże
się na amerykańskim rynku wydawniczym. Czy anglojęzyczna wersja będzie taka
sama jak polska?
Marcin Dolecki: Wersja
amerykańska będzie nieco zmieniona i rozszerzona, zwłaszcza na początku. Inny
będzie również tytuł: Philosopher`s
Crystal (w polskim wydaniu: Jeden z
możliwych światów). Najważniejsza zmiana polega na tym, że do grona
myślicieli, których koncepcje są omawiane, dołączyłem Hannah Arendt; dodałem
również scenę w rzymskiej willi. W amerykańskim tekście jest nieco więcej
przypisów oraz bardziej rozbudowana bibliografia źródeł.
Anna
Trojanowska, historyk nauki i pisarka, niezwykle utalentowana osoba, która
wykonała rysunki, ostatnio przygotowała jeszcze jedną ilustrację, nazwaną
przeze mnie: Julia przy fontannie. Ponieważ
uczestniczyłem w przygotowaniu tekstu – m.in. dopisałem już bezpośrednio po
angielsku wspomniane wyżej sceny, wolę mówić o wersji amerykańskiej powieści niż
o tłumaczeniu amerykańskim. Książka prawdopodobnie ukaże się w pierwszej
połowie tego roku.
Z
obu wersji językowych jestem zadowolony, dlatego trudno byłoby mi stwierdzić,
która z nich jest lepsza.
Masz już doświadczenie w
wydawaniu w książek w Polsce. Teraz uczestniczysz w wydawaniu w USA. Są różnice
między polskimi a zagranicznymi wydawcami?
Marcin Dolecki: Wydawcy
amerykańscy są bardziej dyplomatyczni od polskich w kontaktach z autorami,
zwłaszcza gdy odmawiają współpracy. W USA i w Kanadzie jest wiele wydawnictw,
które nastawiają się głównie lub wyłącznie na publikowanie poezji, w naszym
kraju takich firm jest niewiele.
W
USA oraz w Wielkiej Brytanii większość dużych wydawców nie przyjmuje tekstów
bezpośrednio od autorów. Należy znaleźć agenta, co nierzadko bywa równie
trudnym zadaniem jak podpisanie umowy z wydawcą, chociaż agentem może zostać
właściwie każdy, kto zarejestruje tę działalność. Ich główne zadanie polega na
odciążaniu wydawców poprzez wstępne selekcjonowanie propozycji wydawniczych. Ja
postanowiłem działać na własną rękę, ponieważ nie lubię pośredników. W USA,
podobnie jak w Polsce, jest bardzo wielu cwaniaków i oszustów w tej branży,
dlatego przez wiele miesięcy czytałem publikacje dotyczące tego, w jaki sposób
poruszać się w środowisku wydawców, aby nie dać się nabrać nierzetelnym osobom.
Znalezienie wydawcy zajęło mi ponad rok.
Tekst
powieści przełożyła Paulina Trudzik. Potem mój amerykański znajomy, autor dwóch
książek, Michael J. McFadden, podjął się dalszej redakcji tekstu. Uznał przy
tym, że tłumaczenie jest bardzo dobre. Następnie tekst został przyjęty przez
kalifornijskie wydawnictwo Montag Press. Na odpowiedź oczekiwałem około
miesiąca.
Hasło
wydawcy to „Books Worth Burning”, a nazwa stanowi aluzję do nazwiska głównego
bohatera powieści Fahrenheit 451. Montag
Press publikuje około dziesięciu książek rocznie, a w ciągu miesiąca otrzymuje
kilkaset propozycji. Do tej pory mój wydawca opublikował około pięćdziesięciu
powieści. Odczuwam sporą satysfakcję z faktu, że moja praca – osoby, która na
co dzień nie posługuje się językiem angielskim, przeszła ostrą selekcję. Miałem
szczęście, że trafiłem na fachowców, a przy tym na grono sympatycznych, życzliwych
mi osób. Powieść została (dwukrotnie) zredagowana przez Marę Hodges, a
następnie trafiła do korekty. Obecnie proces wydawniczy jest na tym etapie. Mara
sama niewiele zmieniła w mojej pracy. Napisała mi, w których miejscach warto
zmodyfikować bądź uzupełnić tekst. Jej uwagi świadczyły o tym, że bardzo
uważnie przeczytała pracę. Wprowadzenie sugerowanych przez nią zmian zajęło mi
około półtora miesiąca.
Polskie wydawnictwa słyną z
kiepskich korekt. Twoja książka należała do nielicznych, po której nie miałam
ochoty kreślić. Jedna, ale solidna korekta wystarczyła?
Marcin Dolecki: Wielu
moich znajomych pomogło mi nadać ostateczny kształt tej książce, m.in. moja
serdeczna przyjaciółka z pracy, dr Beata Wysokińska, która zwróciła mi uwagę na
wiele ważnych aspektów dotyczących fabuły.
Mój
polski wydawca, właściciel Attyki, jest prawdziwym fachowcem, zresztą chyba
zgodzisz się z tą opinią, ponieważ w zeszłym opublikował także twoją książkę, Hiszpania w filmach Pedra Almodóvara.
Przez wiele lat był on redaktorem w jednym z najstarszych i najbardziej
zasłużonych polskich wydawnictw. Dlatego bardzo rzetelnie przygotował tekst do
druku; pracował nad nim kilka miesięcy, chociaż nie wprowadził poważnych zmian.
Jeśli dobrze pamiętam, wykonał dwie albo trzy korekty. Sprawdzał także wiele
informacji historycznych, np. nazwę rzymskiej prowincji, będącej jednym z
obszarów, na których rozgrywa się akcja. Potem intensywnie starał się
wypromować książkę, m.in. poszukując recenzentów.
Niedługo
po opublikowaniu książki, z inicjatywy prof. Iwony Arabas, został zorganizowany
mój wieczór autorski w kierowanym przez nią Muzeum Farmacji (będącym filią
Muzeum Warszawy).
Ważnym elementem każdej
książki jest okładka. Polską znamy. Jak będzie wyglądała zagraniczna?
Marcin Dolecki: Tego
jeszcze nie wiem, ale spodziewam się, że okładka będzie elegancka i
profesjonalnie przygotowana. Pracuje nad nią Giorgi Makharashvili, artysta z
Gruzji, wykładowca na Akademii Sztuk Pięknych w Tbilisi. Wiele jego prac
kojarzy mi się z obrazami Beksińskiego, chociaż bez wątpienia jego styl jest indywidualny
i dobrze wypracowany. Współpracę z tym artystą zaproponował wydawca.
W
przygotowaniu jest również film promocyjny. Scenę wstępną nakręcił w mnie w
pokoju Bartosz Kowalski, kompozytor, adiunkt na Uniwersytecie Muzycznym
Fryderyka Chopina. Bartosz przygotuje także muzykę do tego filmu. W głównej
scenie wystąpi Monika Bajer, anglistka i piosenkarka, która od wielu lat
mieszka we Włoszech. Monika robi korektę wpisów na moim blogu, Double-Edged (S)words, do odwiedzenia
którego serdecznie zapraszam:
Bardzo dziękuję za rozmowę i
życzę wielu sukcesów. Nie mogę doczekać się wersji anglojęzycznej twojej
książki.
Marcin Dolecki: Również
dziękuję.
Świetny wywiad. Autora nie znałam i myślę, że sięgnę po książkę, bo zapowiada się interesująco
OdpowiedzUsuń