Każdy z nas ma różnorodne przemyślenia i opinie na obserwowane zjawiska. Jedni o tym rozmawiają więcej, inni mniej. Są jednak okoliczności, które sprzyjają wymianie spostrzeżeń, dzieleniu się zdobytą wiedzą, refleksją nad książkami, filmami, programami, zjawiskami społecznymi. Zwykle są to ściślejsze relacje z rozmówcami, otwartość i szczerość. Taka refleksja jest bardzo potrzebna. Wymiana myśli pozwala na spojrzenie na problem z innej perspektywy, wejście w świat odczuć innej osoby, próbę zobaczenia w „Innym” wspólnych doświadczeń oraz otwierania się na postawę, w której utarte ścieżki poddaje się wątpliwościom.
„Made in Roland” Andrzeja Ballo to epistolarny esej. Mamy tu prawdziwego lu wykreowanego Rolanda Ballo, protagonistę rodu. Mężczyzna o nietypowym imieniu ma też nietypowe doświadczenia. Jego dzieciństwo to czas spędzony w brutalnym świecie sierocińca. Przetrwanie tam, usamodzielnianie się, kształcenie, zamiłowanie do tworzenia oraz spora wrażliwość sprawiły, że stał się świetnym architektem świadomym swoich wad i asertywnie potrafiącym postawić granicę oraz doceniającym wszystko, co osiągnął. Roland to postać – legenda, o którym sporo opowiada się w rodzinie, dlatego Andrzej postanawia o nim opowiedzieć i to postanowienie jest punktem wyjścia do podejmowania różnorodnych tematów, luźnej wymiany myśli, opowiadania o teraźniejszości, przeszłości, poruszania kwestii psychologicznych i etycznych, zastanawiania się nad tym, jaki jest przepis na szczęśliwe życie. Kilku mężczyzn z rodu dzieli się swoją codziennością, doświadczeniami, spostrzeżeniami.
„Zrobić ze swojego życia dzieło sztuki – to jest nie lada wyczyn”.
Do każdego przemyślenia punktem wyjścia jest doświadczanie codzienności, otwieranie się na jej możliwości, wychodzenie do ludzi, mierzenie się z losem, walka o przetrwanie i jednocześnie duży dystans do posiadanych dóbr. Człowiek jest tu stawiany na pierwszym miejscu, bo czas i pieniądze to wartości ulotne. Takie podejście dominuje też w tym, co Roland tworzy.
„Sztuce niepotrzebny jest czas. Sztuce potrzebny jest człowiek, ale skąd go wziąć? Nawet w sobie trudno go znaleźć. Zresztą, to wszystko dzieje się jakoś niewytłumaczalnie”.
Człowiek i bagaż jego doświadczeń, pragnień oraz umiejętności stanowią to, co każdy z nas może wnieść w życie społeczne. Musimy umiejętnie je wykorzystać, sprawić, że nie będzie to czas stracony.
„Są w życiu działania, którym należy oddać się całkowicie, być może one są właśnie najlepszym przejawem życia. Życie musi mieć treść, nie może mieć pustych kartek, niezapisanych płaszczyzn, nieeksplorowanych przestrzeni. Przecież musimy wypełnić czymś nasze życie od urodzin aż do śmierci”.
Temat życia jest tu przewodni. Pojawia się ono w różnych kontekstach. Czasami jako refleksja nad wyborami, przemijaniem, ale też bywa w kontekście śmierci i prób uniknięcia jej, tracenia życia przez skupienie się na rzeczach nieistotnych.
„Gdy ucieka się przed śmiercią, nie dostrzega się niczego. Łatwiej uciekać przed życiem. Czasami wystarczy zamknąć oczy i zasnąć”.
Życie jest jedną z ważniejszych wartości jakie posiadamy. To ono staje się punktem wyjścia do wszystkiego. Pozwala na nawiązywanie więzi, szeroko pojęte tworzenie, dążenie do umilania sobie życia, przeżywania przygód, doświadczania codzienności. Istnienie jest tu kluczowym elementem. Od niego wszystko się zaczyna i kończy wraz z zanikiem. Życie to możliwość wyborów, tworzenia, popełniania błędów, unikania ich, kochania, bycia potrzebnym, odkrywania własnych ograniczeń.
„Człowiekowi wydaje się tylko, że ma wybór w każdej sytuacji. Wybór ostateczny – porta semper aperta est – nie jest żadnym wyborem. Wybór między bytem a niebytem nie jest wyborem. Wybór jest możliwy tylko w bycie, podczas bytu. Poza nim nic nie ma znaczenia. Człowiek nie ma wyboru, musi żyć. Inaczej nie miałby instynktu samozachowawczego. Nigdy nie używam zwrotów typu: ‘jestem pełen nadziei’. Nie tylko dlatego, że nie jestem chrześcijaninem, ale dlatego, że nadzieja jest nielogiczna i pasywna, a skoro takową jest, to zawęża krąg działań do niewielkiego zakresu, a zazwyczaj do zwykłego czekania na rozwój wypadków”.
Andrzej Ballo w swojej książce porusza wiele problemów. Pochyla się nad jednostką, przygląda się tłumom, zastanawia się nad granicami naszych doświadczeń i drogami rozwoju. Wejdziemy tu w świat nurtów filozoficznych, refleksji nad sztuką. A wszystko to jest przeplecione brutalnym obrazem świata wyłaniającego się z dziecięcych doświadczeń.
„Dzieci bywają bezwzględne jak stado drapieżców. Znajdą najsłabszego, aby na nim dokonywać wiwisekcji i leczyć swoje frustracje i kompleksy. Tak było i będzie. Zarówno w świecie małych i wielkich, młodych i starych, choć ci ostatni, nie mając siły walczyć, wskazują na innego, który powinien szybciej zejść z tego świata”.
„Made in Roland” to książka pełna labiryntów, przejść od tematu do tematu, refleksji, spostrzeżeń, czasami uproszczeń i sporej dawki anegdot. Wpleciony w środku dramat o artystach i borsukach podkreśla konieczność czytania nie wprost, szukania w spostrzeżeniach głębszych sensów, zastanowienia się nad przewodnimi tematami.
Tytułowy Roland jest tu z jednej strony realistą i cynikiem, a z drugiej strony patrzy sercem, które pozwala mu na przelewanie swoich wizji na papier. Są to czasami projekty domów, a innym razem obór. Wszystko jednak urasta do rangi sztuki, z którą nie po drodze ludziom w czasach większości życia Rolanda obserwującego w architekturze wpływ socjalizmu. Jednocześnie jest w nim nieufność wobec zmian następujących po upadku tego systemu, spogląda z nieufnością na wszelkie cuda i obietnice. W trzeźwym spojrzeniu na siebie i swoje możliwości upatruje sukces.
„Empatycznym można być tylko wtedy, oczywiście według mnie, gdy przeżyło się, doświadczyło co najmniej tego, czego doświadczyli ci, wobec których skierowana jest empatia. Ktoś kto nie cierpiał, ktoś kto nie doznał upokorzeń, nie może być w pełni empatyczny. Człowiek wcale nie uodparnia się na ból istnienia, wręcz przeciwnie, staje się coraz wrażliwszy. Tu nie da się zahartować – jak w wypadku przeziębienia. Empatia nie jest też tym, czym powinno się chwalić. Jak ktoś mówi o sobie, że jest dobry i empatyczny, to mam wrażenie, że chce zrobić mnie w chuja. Podejrzewam, że empatia to rodzaj talentu, ale takiego nabytego, coś w rodzaju świetnego rzemiosła. A nasz kochany kraj to przecież raj dla tych, co talentu nie mają za grosz. Tak że na wszelki wypadek uwierzcie bardziej w siebie niż w empatię innych. Zresztą to tylko słowa… mamy wiek wielkich deklaracji i wirtualnych czynów”.
Małe kroczki, twarde stąpanie po ziemi, oddawanie się przyjemnościom, dążenie do twórczego podejścia, realizowanie się we własnych możliwościach, odchodzenie od idei nic nie wnoszących w ludzkie życie to sposób na postęp.
„Nauka szybciej coś wymyśli niźli enigmatyczny Bóg. Prędzej zdarzy się pomysł niż cud. Nie ufałem facetom wyciągającym króliki z cylindra. Inni, choć mieli wybór, trzymali się złudzeń. Chyba zawsze byłem realistą. Wierzyłem też w liczbowe ciągi, w ciągi przyczyn i skutków, w pracę i jej zamierzony efekt. Oczywiście w granicach pewnych błędów. Ale nawet te błędy mają swoją tendencję i na upartego można ująć je w pewien uporządkowany wzór. Ba, najbardziej charakterystyczne w nas są błędy. Mogę się oczywiście mylić. To, w jaki sposób człowiek przyznaje się (lub nie) do błędów, jest jeszcze bardziej charakterystyczne. Zdecydowanie łatwiej popełnić błąd, niż się do niego przyznać. Są błędy zamierzone, niezamierzone, przypadkowe i retrospektywne. Nigdy nie można być pewnym skutków”.
W postawie Rolanda, dzieleniu się doświadczeniami, znajdzie się też miejsce dotyczące refleksji nad błędami. Omówione w kontekście przetrwania w specyficznej społeczności, jakim jest dom dziecka i podsumowane własnymi odczuciami.
„Jak się jest dzieckiem, nie chce się ponosić ani odpowiedzialności, ani konsekwencji. (…) Popełnianie błędów bywa przyjemne dopiero w młodości i wczesnej dojrzałości. Potem robi to się bolesne lub nudne”.
Bólu i nudy w życiu trzeba unikać, więc i błędów trzeba się wystrzegać. Największym błędem jest tu naśladowanie innych we wszystkich sferach, bo stajemy się wtedy elementem tłumu, nijakiej masy wyrządzającej wiele zła i ogłupiającej.
„To tłum burzy, nie pojedynczy człowiek. Chcesz aby zidiociał, to umieść go w tłumie”.
Bycie masowym człowiekiem, ginięcie w tłumie ma tu też aspekt estetyczny. Naśladowanie wyglądu, odzwierciedlanie prądów w modzie sprawia, że gubimy po drodze siebie.
„Nic złego w tym, że człowiek nie wygląda jak ktoś inny. Atrakcyjnym się bywa, jak jest się sobą. Czasami kimś innym być łatwiej”.
Udawanie jest tu szerokim motywem. Dotyczy zarówno wyglądu, jak i relacji międzyludzkich.
„Chorujemy, bo coś zaniedbujemy – i wcale nie chodzi tu o zdrowe jedzenie czy picie. Zaniedbujemy swoje życie, chorujemy z braku odwagi, miłości, przyjaźni. Niestety niewielu z nas udaje się z tego kieratu uprzedzeń, uwarunkowań i zobowiązań wydostać. Udajemy, że jest nam dobrze, że po prostu mężnie dzielimy trudny los z innymi, dzieląc tak naprawdę niewolę, a nawet ją mnożąc”.
I znowu wchodzimy tu w temat masy, jej podejścia do życia, próbę naśladowania innych, podążania za tłumem, a ten nie ma wielkich oczekiwań, bo od czasów starożytnych skupiał się nad prostymi potrzebami. Dystans do „chleba i igrzysk” wraca tu w różnych formach.
„Jeżeli z pieniędzy zrobisz wielką wartość, to nie zauważysz innych wartości. Najciekawsze rzeczy są za darmo”.
Za darmo przede wszystkim mamy życie i musimy je doceniać, korzystać z niego bez napędzania podejścia konsumpcyjnego. A to jest możliwe, kiedy otwieramy się nie na przedmioty tylko na doświadczenia.
„Ulubione rzeczy przesłaniają nam czasami oczywiste rzeczy”.
Odejście od materialnego podejścia jest jedynym przepisem na dobre życie. Sztuka dla pieniędzy, gonitwa za rzeczami materialnymi, spełnianie konsumpcyjnych zachcianek zubaża nas.
„Tak jak nie można napisać dobrej powieści, nie mając wielu przeżyć, tak nie można dobrze kochać, nie doświadczając miłości i odrzucenia innych. Mało kto trafia za pierwszym razem”.
„Made in Roland” Andrzeja Ballo to swoisty maraton po różnorodnych prądach etyczno-estetycznych. Wyławia się z tego coś na wzór sokratejskiego spojrzenia, że tylko ludzie mogą nas czegoś nauczyć, ale pod warunkiem, że potrafimy w ich obliczu zachować własną osobowość, zadbać o wolność. Jest tu też epikurejskie wyzwalanie się z wykreowanych potrzeb. A wszystko to w kontakcie ze współczesnym doświadczaniem, korzystaniem z tego, jakie możliwości mamy w czasach, w których przyszło nam żyć.
Zapraszam na stronę wydawcy
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz